Skocz do zawartości
Forum Burgmania

Alpy, Dolomity, Lazurowe wybrzeże 24.06 - 7.07.2019


Sobier

Rekomendowane odpowiedzi

Tradycyjnie jak co roku tak i w 2019 w kalendarzu letnich wyjazdów nie mogło zabraknąć miejsca na taki wyjazd ?.

Jedziemy w skromnym dwuosobowym składzie @Sysgone i @Sobier.

W tym roku po raz pierwszy podczas naszych wyjazdów odwiedzimy Francję.

Łącznie przejedziemy około 5 tysięcy km.

Będziemy starać się na bieżąco relacjonować przebieg naszej wycieczki.

Trasy już w nawigacjach, hotele po rezerwowane tak więc w poniedziałek (24.06) skoro świt ruszamy.

 

 

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

Jak ja Wam zazdraszczam... Francuskie Alpy były w moim przyszłorocznym planie, ale z wiadomych przyczyn, wszystko mi się poprzesuwało... Będę śledził Wasze postępy. Szerokości i uważajcie na siebie.

Odnośnik do komentarza
  • Sympatycy

Powodzenia Panowie, jak będziecie w okolicach Gardy w dniach 3-5 lipca to może przybijemy piątki jak dwa lata temu. 

 

20170810_202441.jpg

Odnośnik do komentarza

Panowie szerokości i suuuuper przyjemności! 

41 minut temu, Robsson napisał:

okolicach Gardy w dniach 3-5 lipca

Robsson my będziemy czyli Zybex -Termi-N i ja nad gardą i okolice w dniach 4-5 lipca, może uda się zobaczyć 

Odnośnik do komentarza
  • Sympatycy
43 minuty temu, dziadzia napisał:

Robsson my będziemy czyli Zybex -Termi-N i ja nad gardą i okolice w dniach 4-5 lipca, może uda się zobaczyć 

Może uda się zrobić spota. ?

Odnośnik do komentarza

Łezka mi się w oku kręci ......ale za rok też będzie lato

Czekam na relacje i zdjęcia,

Dużo fajnych winkielków, ładnych widoków, i dobrego asfaltu.

Powodzenia

Odnośnik do komentarza

Ruszamy. Z lekkim poślizgiem, ale do przodu. Umówiliśmy się z Maćkiem na spotkanie na pierwszej stacji paliw za Warszawą, w stronę Częstochowy. Na nasze nieszczęście (?), ze względu na roboty drogowe, stacja jest zamknięta. Stanąłem więc na pasie rozbiegowym i czekałem spokojnie na Maćka. Mijały mnie dziesiątki samochodów, niektóre mocno zwalniały widząc moją odblaskową kamizelkę, ale nikomu nie przyszło do głowy zatrzymać się i spytać, czy wszystko w porządku. I w sumie, to się nie dziwię, bo starałem się wyglądać na człowieka, który zgodnie z prawdą, nie potrzebuje pomocy ?
Jakież zatem było moje zdziwienie, gdy zatrzymał się koło mnie motocyklista i spytał, czy wszystko jest ok.
Jednak istnieje nadal "solidarność plemników" wśród nas ?
Właśnie dojeżdża Maciek, więc pora ruszać dalej. Pogoda póki co jest prawie idealna, nie za mocne słońce, 24*C, zatem lecimy spokojnie na Częstochowę. Niestety to nie jest dobra trasą dla samochodów. Głównie ze względu na całą masę robót drogowych. Droga jest zwężona chwilami do jednego pasa, bez pobocza. A gdy dodatkowo trafi się jakaś stłuczka (o wypadek ciężko, bo prędkości minimalne), to nagle powstają kilkunasto kilometrowe korki. Motocyklem zazwyczaj daje się przecisnąć bokami. Na taką właśnie stłuczkę najechaliśmy
pod Radomskiem. Nic groźnego, stłuczka, jak stłuczka, ale rozśmieszył mnie napis na ramce tablicy rejestracyjnej samochodu, który został uderzony w tył: Śmiało, i tak Ty płacisz.
Idealne podsumowanie zdarzenia ?
Z Częstochowy odbicie w prawo, na Gorzyczki i lecimy do granicy autostradą. Ostatnie tankowanie w Polsce, jakaś kawa i nagle informacja od żony Maćka, że ich znajomi czekają na nas z ptysiami. Żal było odmówić. Szczególnie, że musieliśmy nadłożyć raptem 2km. Ptysie, ciasta i czereśnie rozpieściły nasze podniebienia. Ale, że jeszcze połowa drogi przed nami, więc dość szybko pożegnaliśmy gospodarzy i ruszyliśmy dalej. Przejazd przez Czechy bez większych problemów, standardowo dla nas, zatrzymaliśmy się na tankowanie w Mikulovie. Miejscowość pechowa dla naszego kolegi, Piotra, który zaliczył tam 3 lata temu wymuszenie i w jego wyniku wypadek. Na szczęście, dla nas jest ona neutralna. Z Mikulova do Wiednia, to już ze 3 rzuty beretem i po godzinie już przebijaliśmy się przez poniedziałkowe korki w Wiedniu. Nocleg mamy jak zwykle w Hotelu Carolina, gdzie obsługa już nas rozpoznaje i wita, jak starych znajomych. Zakwaterowanie, szybki prysznic i ruszamy na miasto. Bo jeden z głównych punktów pobytu w Wiedniu, to oczywiście Figlmuller schnitzel z kartofel salad. Już sam sznycel wystarczy, żeby się najeść do syta, ale nam zachciało się jeszcze sałatki. Co prawda wcisnęliśmy w siebie całe danie, ale postanowiliśmy wracać do hotelu na piechotę, żeby chociaż trochę spalić kolację. 3.5km to nie jest daleko. Pod warunkiem, że temperatura powietrza nie przekracza 30*C. Tu niestety przekraczała. Po godzinie dotarliśmy zziajani do hotelu. Na szczęście czekało na nas, kupione za wczasu i włożone do lodówki piwo ?
Szybkie nawodnienie i pora spać. Będzie ciężko, bo zakwaterowali nas w starej części hotelu, gdzie są pokoje 3-osobowe, nie ma za to niestety klimatyzacji. 

Dzisiaj"pykło" 695km.

Dobranoc

 

c74089bae1584c4dd8053612e2f8c90e.0.jpg

7fb354de58478be16282e7fdc44b4e93.0.jpg

dba76a1c554f2a596cc6163490d3118b.0.jpg

d43d6f0c0edf9dfd7c4f94b48fed3901.0.jpg

06752b2c39363a59bc588c5ecffb1d4a.0.jpg

Odnośnik do komentarza

Kolacyjka to juz wyjazdowa tradycja bez niej nie ma wyjazdu w Alpy

cc69cf1adca92581110f77fdfc256df1.jpg

Dzisiaj sprzęty zostawiamy w garażu i na winkle lecimy tym żółtym cudem
c24517a0fcc05955e96501bd02bece0f.jpg
3b791fc24fba005438d76ef769dbdc92.jpg
40b4c2b08a7329eaa38ee53b2bef66a4.jpg


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk

Odnośnik do komentarza

Wiedeń do Pizgau
Szybkie śniadanie i ruszamy dalej. Krótki kawałek musimy przejechać autostradą, na szczęście jest to już ostatni etap przed świetnymi zakrętami, które nas tu przyciągają co rok. Zjeżdżamy z autostrady, tankowanie i zaczynamy winklować w kierunku Mariazell. W połowie drogi zatrzymujemy się na kawę w przydrożnym barze - pensjonacie, który jest Mekką motocyklistów. Można tam znaleźć wszelakie sprzęty. Od maksiskuterów typu "Vespa", przez supermoto, choppery, aż do ścigaczy. W tłumie udało mi się wypatrzyć KTM 790, model z tego roku, oraz również tegoroczne dziecko ze stajni BMW - S1000RR. Kierownik już na starcie sprawiał wrażenie, że nie kupił sprzętu tylko do lansowania się na mieście. I nie pomyliliśmy się w jego ocenie. Skończył kawę, zasiadł na sprzęt i już w pierwszym zakręcie pokazał nam, jak się schodzi na kolano.  Tyle go widzieliśmy, ale za to jeszcze długo słychać było wycie silnika. Szacun! Również i my skończyliśmy kawę i ruszyliśmy w ślad za BMW. Pamiętając jednak mandat sprzed 2 lat, dostosowaliśmy prędkość do zasobności naszych portfeli ? Winkiel za winklem, za winklem winkiel i udało nam się zasiąść na ogonie dwóm tubylcom. Ale trafili się nam raczej amatorzy, więc tempo było zdecydowanie turystyczne. W sumie, to może i dobrze, bo pogoda nas dzisiaj nie rozpieszcza. Maksymalna, odnotowana przeze mnie, to 34.5*C. Zmęczeni drogą, zatrzymujemy się kilkanaście kilometrów przed Bischofshofen. Chwilę wcześniej jechaliśmy za kolejnym tubylcem, ale jego tempo było zdecydowanie za szybkie dla nas. To był zaprawiony w bojach zawodnik. 
Przed wyjazdem zainwestowałem w camel baga i była to trafiona inwestycja. Szkoda tylko, że nie mam w nim zmrożonego Jagermeistera zamiast gazowanej wody.
Wydawało mi się, że 34.5*C to gorąc i dzisiejsze maksimum. No i miałem rację pisząc, że mi się wydawało. W Bischofshofen, o godz. 16:15 zaobserwowałem 37*C. Maciek zrobił fotkę z temperaturą 40*C, ale chyba jego skuter stał na słońcu. Teraz, o 17:50 jest ciut lepiej, tylko 36.5*C w cieniu.
Pensjonat zaskoczył nas przeszkloną kabiną prysznicową w pokoju ? Leżąc na łóżku, można obserwować drugą osobę pod prysznicem, ot taka miejscówka dla par mieszanych. 
Na kolację wybraliśmy się do jedynej restauracji w tej wiosce. Jedyna, co nie znaczy, że robią jakiekolwiek jedzenie, licząc na monopol. Było dużo i smacznie. Aby spalić nadmiar kalorii, powędrowaliśmy kawałek w górę strumienia. Takie wioski żyją swoim spokojnym trybem. O godzinie 21 już wszyscy chowają się po domach i życie towarzyskie zamiera. Wioska idzie spać, włącznie z psami. Zatem nie pozostaje nam nic innego, jak dostosować się do tubylców i też iść spać. Dobranoc.

Odnośnik do komentarza
13 minut temu, Sysgone napisał:

......... Teraz, o 17:50 jest ciut lepiej, tylko 36.5*C w cieniu........

Coś mi tu się nie zgadza.  ?  piszesz "teraz"  a post pojawił się 5 minut temu ? ?  

A tak w ogóle to czym w tym roku jedziecie ?  Bo zdjęć na skuterach (motocyklach) jeszcze brak, a kolega Sysgone w stopce nie ma żadnego skutera. Czekam na zdjęcia z trasy. Kotlety i sałatkę z ziemniaków to sobie mogę pooglądać w zimie jak pojadę na narty ? 

Odnośnik do komentarza
8 minut temu, EndriuBis napisał:

... a kolega Sysgone w stopce nie ma żadnego skutera ...

Bo Kolega Sysgone nie ma skutera, tylko "motocykiel" ze stajni błękitnego śmigła. Więc zgodnie z prawdą zaznaczył BRAK.

Odnośnik do komentarza
5 minut temu, Saper napisał:

Bo Kolega Sysgone nie ma skutera, tylko "motocykiel" ze stajni błękitnego śmigła. Więc zgodnie z prawdą zaznaczył BRAK.

 

12 minut temu, EndriuBis napisał:

Coś mi tu się nie zgadza.  ?  piszesz "teraz"  a post pojawił się 5 minut temu ? ?  

A tak w ogóle to czym w tym roku jedziecie ?  

Teraz, czyli o 9 wkleiłem post, godzina i temperatura jest na fotce.

Jedzie T-Max i GS.

Odnośnik do komentarza

OK, dzięki za wyjaśnienia ? ,  to tak informacyjnie chciałem wiedzieć czym "ścigacie" się z tymi "tambylcami" ?

Zdjęcia też w samą porę bo już zacząłem pisać że nie widzę żadnego zdjęcia z temperaturą ?  i to jest własnie to o co chodzi ? pięknie , a inni muszą garować ?  szerokości ? 

Odnośnik do komentarza

Pizgau do Bormio
W nocy urządziliśmy sobie polowanie na muchy. Niestety zakończone niepełnym sukcesem, o czym przekonaliśmy się około godz. 5:00, gdy niedobitki much zaczęły nas zaciekle atakować w ramach rewanżu. Potyczka trwała z przerwami do 7:00. Zmęczeni usunęliśmy na prawie godzinę, ale pora była wstawać na ustalone godzinowo śniadanie. Korzystając z okazji, spytałem się właścicielki o zwierzęta, które widzieliśmy na ogrodzonej łące, po drugiej stronie rzeki. Okazało się, że właściciel pensjonatu znajdującego się na górze, trzyma łanie na mięso. Własna dziczyzna :)
Z pensjonatu ruszyliśmy z powrotem do Mittersill, a tam odbiliśmy w prawo, w kierunku na Lienz. Po drodze zaliczyliśmy
Felbertauerntunnel o długości 5,3km. Jest on dodatkowo płatny. Z Lienz skierowaliśmy się na Bruneck, później na przełęcz Brennero. Zanim dojechaliśmy do Brennero, Maciek odbił na Jaufenpass. Na górze obowiązkowo postój na cyknięcie kilku fotek, nawodnienie i ruszyliśmy w dalszą drogę. Kolejnym etapem na naszej dzisiejszej trasie jest słynna przełęcz Stelvio - królestwo "agrafek". Na dole meldujemy się o 16:15. Temperatura to "znośne" 33*C. Z utęsknieniem liczymy na niższe temperatury na szczycie. Ruszamy zatem ostro pod górę, mając jednak baczenie na fotoradary. Na całe dla nas szczęście, są one malowane na jaskrawy kolor. Za to jest ich nieporównywalnie więcej niż w Austrii.
W połowie trasy znajdujemy miejsce do zrobienia kilku fotek. Nigdy dotychczas nie mieliśmy na to czasu. Po sesji zdjęciowej wspinamy się na szczyt. Zaczyna się pokazywać śnieg przy trasie, temperatura też znacznie spada. W sumie przełęcz została otwarta niecałe 2 tygodnie temu. To są jednak wysokie góry. Zupełnie nie przewidywalne, należy się spodziewać niespodziewanego.
Na górze obowiązkowa kawa, na tarasie z widokiem na drogę. Przy sąsiednim stoliku siedziała jakaś młoda, włoska sportsmenka, chyba dość popularna, bo co chwilę ktoś podchodził i prosił o możliwość zrobienia sobie z nią fotki. Niestety my jej nie kojarzyliśmy, choć Maciek był pewien, że gdzieś mu mignęła jej twarz.
Zjazd ze szczytu, w kierunku Bormio, to już czystą przyjemność. Trzeba tylko uważać na rowerzystów i gnających pod górę i lubiących ścinać zakręty motocyklistów. Zaraz za szczytem trafiliśmy na słabiej nagrzane miejsce, gdzie temperatura natychmiast spadła z 28*C zaobserwowanych na szczycie, do 14(!). Na szczęście kilkaset metrów dalej znów było ponad 20.
Z łatwością odnajdujemy nasz dzisiejszy nocleg, parkujemy maszyny w podziemnym garażu i wychodzimy na miasto, do naszej ulubionej pizzerii, na późną obiado-kolację. Naszą rozmowę przy piwie podsłuchała jedna z kelnerek i przynosząc nam zamówione Calzone, odezwała się do nas po polsku! Od słowa do słowa i dowiedzieliśmy się, że jest w tym lokalu już 7 lat, a we Włoszech już 17. Niestety ruch w lokalu nie pozwolił jej z nami dłużej porozmawiać.
Po kolacji grzecznie wracamy do hotelu, bo jutro czeka nas długi dzień.e02e6e7ae6b69d8ca6c030d786ee8281.jpgf891a31d7698d6f664c35d7cd0995a49.jpgf1107e348858b4c10bf3e038365a8cb6.jpgc4aa3f2fe7454327e2356ed45eb04594.jpg6c4936c158136991d71daffc9fcac53f.jpg4b05ceba03f802cb3eaed2fb690910eb.jpg1d357e38519e9939d020740ee79f6375.jpg871e51137e23b5cfdfcb068eba8bd3a4.jpg1c1f7f68073e68991b3224b55c6f4a26.jpgb32b1d9de0295fa735926c63dc5863e5.jpge81daf42f2372d6baed9452b8524305a.jpg089ed6030ac6fa799bd7fae2651c6421.jpg3fa59f0a2b2884e48a1145500e813e80.jpg21e300803caac186b3dbdcead7d97e9d.jpgaf3ae5319c5e5e6f12136df6a0feafd4.jpg40345ff6d794266e03d07c797d32fe3d.jpg6bbd5223420d45ee9c98f6ca3a0b36ee.jpg2fffee628f305e0654e50fe359f13f66.jpgd44f1afcf737562fb5147047d6dbfbed.jpg425d0206e7adea1bbb960b4107bcfe90.jpgd9a4d8898b4214c0cf17adcab64a258b.jpg263e2d7b0bd613c7be8b9b8b154bff05.jpgb8f6c8ee4b8712659e83a02912c006ba.jpg

Wysłane z mojego ALE-L21 przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza

Jako że również planuje wyjazd w te rejony a jest to mój pierwszy wyjazd to prośba. Jakbyście mogli podajcie dokładne adresy noclegów z cenami.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...