Skocz do zawartości
Forum Burgmania

Alpy & Dolomity 2017


Sobier

Rekomendowane odpowiedzi

Tak jak w poprzednich latach tak i w tym roku nie mogło zabraknąć takiego wyjazdu.

W terminie 04.08 - 12.08.2017 razem z @Sysgone wybieramy się w okolice szwajcarskiej miejscowości Andermatt.

Cel wyjazdu jak co roku ten sam tzn winkle, winkle i jeszcze raz winkle :).

 

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

Cieszę się, że wyprawa trwa. Tak jak w 2015 i 2016. Żałuję bardzo, że w trzeciej edycji zabraknie mojej osoby. Sobier i Sysgone - miłej wyprawy i wracajcie szczęśliwie (unikajcie Mikulov) i czekam na codzienne relacje z trasy.

 

Pozdrawiam Piootr

 

Odnośnik do komentarza
  • Administrator

Udanego schodzenia na kolano!OK 

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

Wsoaniałości i diżo radości z jazdy na całej trasie. Prosimy o focie z każdego przystanku.

Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza
  • Sympatycy

Szerokości i pogody Wam życzę
Bawcie się dobrze ,pozamykajcie opony i wracajcie szczęśliwi
Każde foto przyjmę z radością....

zeby lato trwało przez okrągły rok

Odnośnik do komentarza
  • Sympatycy

Szalejcie ile się da bo to pomaga wytrzymać do następnego wyjazdu.Oby powrót był na slicach ,takiej gonitwy wam życzę.

Odnośnik do komentarza
  • Administrator

Ta jest... Tapatalk naprawiony, więc Upload'ować nam tu jakieś obrazy! :)

Odnośnik do komentarza

Zrobiliśmy dzisiaj z 2000 zakrętów, nie było jak pisać. Za chwilę wrzucę 1-szy dzień, a Sobier dorzuci fotki

Wysłane z mojego Philips V377 przy użyciu Tapatalka

To, że wrócę w Alpy, wiedziałem już podczas zeszłorocznej wyprawy. Do uzgodnienia zostało z kim i w jakim terminie przyjdzie mi tam zawitać. Rozmowy na temat wyjazdu zaczęliśmy prowadzić z Sobierem i Alfim już jesienią. Zaczęło się planowanie tras, wyszukiwanie najbardziej optymalnych dla nas, czyli najbardziej krętych i wymagających technicznie. Ponieważ celem naszych wypraw jest zawsze jazda samą w sobie, dlatego wymyślając kolejne odcinki, staraliśmy się, aby trwały one ok. 8-10h plus czas przeznaczony na odpoczynek i posiłki. Mogliśmy sobie na to pozwolić, bo nauczeni doświadczeniem z poprzednich wypraw, postanowiliśmy zarezerwować hotele odpowiednio wcześniej.

W efekcie mieliśmy gotowy plan wyprawy już wczesną wiosną i mogliśmy przystąpić do rezerwacji noclegów.

Sobier nalegał na pierwszy nocleg w Wiedniu, bo miał nadzieję na wypicie kawy w najstarszej kawiarni wiedeńskiej, w której podobno pijał sam Adolf H.

Niestety w międzyczasie z wyjazdu zmuszony był zrezygnować Alfi, nikt inny nie chciał się dołączyć, zatem postanowiliśmy jechać w kameralnym gronie, prowadzący (Sobier) i zamykający (Sysgone).

Wyjazd zaplanowaliśmy na piątek, o godzinie 6:00 aby jak największą część trasy pokonać zanim zaczną się zapowiadane na ten dzień upały.  Z punktu zbiórki w Jankach udało nam się wyjechać z lekkim opóźnieniem, trasa do Wiednia, zgodnie z oczekiwaniami była nużąca i niezbyt obfitująca w zakręty. Ot podróż autostradą. Poza obowiązkowymi tankowania mi, nie działo się nic wartego odnotowania. Czechy przywitały nas deszczem, pozwoliły wyschnąć, po czym znów zmoczyły i znów wysuszyły, Austria natomiast przywitała nas niesamowitym upałem. Termometr w T-Maksie Sobiera, ktory stał w cieniu wskazał 37*C, w moim pokazała się na wyświetlaczu wartość 40*C, ale raczej była większa, tylko Yamaha ograniczyła wyświetlanie wyższych wartości od  40*C. W Wiedniu, po zakwaterowaniu się,  ruszyliśmy na zwiedzanie miasta, ze szczególnym uwzględnieniem poszukiwanej przez Maćka kawiarni. Pomimo lekkiego zachmurzenia, spacer po rozgrzanym Wiedniu nie należał do przyjemności. Totalny brak ruchu powietrza, ciepło oddawane przez ulice i budynki, powodowało, że czuliśmy się jak w suchej saunie. Z przyjemnością zatem usiedliśmy przy stoliku w Cafe Centrale, aby wypić filiżankę kawy. Ponieważ jednak nie samą kawą człowiek żyje, zaczęliśmy się rozglądać za czymś do jedzenia. Google podpowiedziały nam, że jesteśmy niedaleko najlepszych sznycli w Wiedniu. Grzechem byłoby zatem nie sprawdzić, czy czasem recenzja nie była przesadzona. Wylądowaliśmy w małej, klimatycznej knajpie. A właściwie,to wylądowaliśmy w jej najniższym pomieszczeniu, co okazało się bardzo dobrym wyborem. Bo jak pamiętacie z lekcji fizyki, najzimniejsze powietrze jest najniżej. Zamówione sznycle z ledwością mieściły się na okazałych talerzach. W smaku “niebo w gębie”, istotnie recenzja nie kłamała. Przyjemność konsumpcji potęgowało towarzystwo uroczej dziewoi. Aż nie chciało nam się stamtąd wychodzić. Ale czas nie jest z gumy, masa kilometrów przed nami, nie pozostało nam nic innego jak tylko wracać do hotelu. Zrobiliśmy na piechotę ok. 15km. Rano śniadanie i w drogę.



Wysłane z mojego Philips V377 przy użyciu Tapatalka

Parę fotek4006a848126e67fa6270f3853f992fb9.jpg89bb3da3c4da0f3e79542bb685bcf60d.jpgfa2514107685e239ab792980e0e2134e.jpg654ac5e69b2f545170ba4e13e5b4b3df.jpgd0201ca551578348d12157460eb9547f.jpg33da4c12ac5b85e5d5fa8f5f67a88971.jpg730dd1c88175906e63c4646f06498565.jpgb7db2a59d0e4adce974c6f66068ba453.jpga562e9873b36270d97c19fec87ac18b0.jpg

Wysłane z mojego Philips V377 przy użyciu Tapatalka

a78b76e2b96d1c5e6f8ebf91e143a5ee.jpg6ce975d51a196c40f18b5fda35427bde.jpg04c84ba497211538e2777a61a79c1e36.jpg

Wysłane z mojego Philips V377 przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza

Dzień zaczął się od porządnego śniadania, bo to podobno najważniejszy posiłek w ciągu dnia. A już szczególnie w naszym przypadku, bo przychodzi nam jeść obiad parę godzin po 18:00, o której podobno powinno się jeść ostatni posiłek.

Wyjazd z Wiednia bez problemów, z prędkościami autostradowymi wpadamy na przedpole Alp. Zaczynają się łagodne zakręty, płynnie przechodzące w kolejne. Śmieją się nam buzie pod kaskami. Wiedeń żegna się z nami bardzo przyjemną temperaturą 28*C.

Wyjazd w Alpy od strony Wiednia, to bardzo dobre ćwiczenie przypominające techniki jazdy, których się zapomniało jeżdżąc przez cały sezon po mieście, dookoła dzwonnicy. Pierwsze, łagodne zakręty pozwalają oswoić się że składaniem, planowaniem kąta wejścia i wyjścia z zakrętu. Jeszcze jest w nich czas na poprawki i dużo wybaczają. Gorzej ze znakami drogowymi i austriacką policją. Ta niestety się, gdzie ma się ustawić, by mieć udane polowanie. Maciek niestety miał niefart, że jechał przed nim koleś, który aż prosił się o wyprzedzenie. Niestety policjanci byli czujni i uzbrojeni w miernik laserowy. Skończyło się na mandacie i prikazie, żeby jeszcze przez najbliższe 8 km nie przekraczać 70km/h. I na ostrzeżeniu, że dBkillera powinno się mieć. Nawet jeśli wydech przechodzi testy bez niego (w Polsce). Na szczęście dla nas i naszych portfeli, zakręty zaczęły się zagęszczać, skracać i powodować zmniejszenie prędkości przelotowych. Na którymś z kolejnych zakrętów dokleiliśmy się do sprawnie jadącej ekipy austriackiej. Dwa GS i nowa Africa nie dały się wyprzedzić ale też nie były w stanie nas zgubić. Braliśmy wszystkich równo, po kolei. Czy to samochody, czy inne motocykle. Odpuściliśmy im dopiero w Mariazell, bo nawigacja przeciągnęła nas przez centrum miasteczka. Doszliśmy ich jednak znów, na stacji benzynowej. Sami zaczęli z nami rozmowę, bo byli pod wrażeniem, jak im skrobaliśmy marchewki skuterami. Okazało się, że jeden z nich ma rodzinę w Polsce i biegle mówi w naszym języku. Na co dzień mieszka w Wiedniu, a trasę, którą dzisiaj razem zrobiliśmy, robią z kumplami przy każdej możliwej okazji. Trochę nam to podłechtało ego, bo nie znając trasy, nie daliśmy ciała :-) Inną ważną dla nas informacją było to, że w razie stwierdzenia zbyt głośnego wydechu, wredny policjant może zabrać blachy.

Po zatankowaniu oni ruszyli spowrotem na Wiedeń, a my w kierunku Palluzy. Ile pokonaliśmy zakrętów, nie mam pojęcia. Ale skromnie licząc 3 zakręty na kilometr ( a sądzimy, że mogło być ich więcej), wychodzi nam jakieś 1200-1400 zakrętów. Przejeżdżając przez jedną z miejscowości, zauważyliśmy na nawigacji bardzo krętą drogę wiodącą w góry. Ponieważ niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, zatem musieliśmy sprawdzić, jak się tamtędy jedzie. Okazało się, że wjechaliśmy drogą serwisową, szerokości 1 samochodu na górę stoku narciarskiego. Zjechaliśmy drugim zjazdem, w połowie którego zauważyliśmy znak zakazu ruchu. Ponieważ mieliśmy do wyboru przejechac ¼ drogi na zakazie, albo powrót po własnych śladach, wybraliśmy jazdę do przodu. I przez 200 metrów było dobrze. A później zaczął się szuter :-) Po raz pierwszy jechałem T-Maksem po takiej nawierzchni. Z całego serca NIE polecam :-)

Tak, czy inaczej, udało nam się dojechać do asfaltu i tym razem, już bez zbaczania z drogi, ruszyliśmy do miejsca kolejnego postoju. Do hotelu dotarliśmy na 20:00. Meldujemy się z Ostarie da Alvise.77c4d03e18184ef2ea34e9425e71ab28.jpg433516f0c61e9d0ea609e0629bc48276.jpgada7a2769ffd75da12d417e71b6aca8a.jpg19958a64404696a8ed517f51abe49757.jpg799c427a6b4ce95caa160e53059c54e3.jpg0eb08b420bd5d560caf58ed419f9fbce.jpg6adb840fda282c3df1030f0117327167.jpg8e3ac48eb94616776202dc6fa27d96de.jpg98caa1b2792fd243633fea55ef34de4f.jpg

Wysłane z mojego Philips V377 przy użyciu Tapatalka

Byłbym w ferworze walki zapomniał: po wjechaniu na asfalt, dojechaliśmy do zderzaka autochtona w Seacie Toledo, który przez prawie 20km robił wszystko, by pozbyć się z ogona naszych skuterów. Biedny nie zdawał sobie sprawy, że nie wyprzedzaliśmy go tylko z jednego powodu - potrzebowaliśmy łosia na ewentualność ponownego spotkania policji :-)

Wysłane z mojego Philips V377 przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza

Nocleg w Sutrio zaliczony. Śniadanie niestety trochę ubogie, nie umywa się do szwedzkiego stołu. Widać Włosi żyją miłością, albo nadrabiają innymi posiłkami. Tak, czy inaczej po śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę. Dolomity powitały nas temperaturami zbliżonymi do +30*C. Plan na dziś zakładał zrobienie ok. 400km pomiędzy Sutrio a Bormio. Pewnie google maps pokaże Wam sporo krótszą trasę, ale pamiętajcie, że “proste drogi są dla leszczy”. Z Sutrio ruszyliśmy na południe, do Tolmezzo, a stamtąd na zachód, drogą SS52

Jadąc zauważyliśmy na każdej bocznej ulicy “drogowców”, którzy na coś czekali. Na co, okazało się po paru minutach. Z na przeciwka zaczęły nadjeżdżać motocykle policyjne oraz techniczne wyścigu kolarskiego. Zostaliśmy zatrzymani na poboczu, dzięki czemu udało nam się wykonać parę zdjęć oraz nagrać film z przejazdu peletonu. Obaj byliśmy pod ogromnym wrażeniem odwagi kolarzy. Na nasze oko chłopaki zasuwali z góry co najmniej 60km/h a może nawet bliżej 80km/h. Po paru minutach ruch został przywrócony i mogliśmy ruszyć w dalszą trasę. Naszą uwagę przyciągnęła wielka, 56 metrowa zapora, oraz jezioro stworzone przy niej, o turkusowej wodzie. Tama znajduje się w miejscowości Auronzo di Cadore. Zaczęły się przełęcze. Misurina z pięknym jeziorem i Tre Croci. Stamtąd ruszyliśmy w kierunku Cortiny di Ampezzo. W Cortinie znaleźliśmy nieczynny tor saneczkowy a nadciągającą burza nie pozwoliła nam się nim długo zachwycać. Ruszyliśmy w dalszą drogę, wybierając na rozwidleniu dróg Passo Falzarego. Alternatywą była trasa Giu. Ale ją pokonaliśmy w zeszłym roku, zatem przegrała w głosowaniu. Niestety na górze dopadła nas burza. O ile gwałtowna zmiana temperatury z +30 na +16 jest nieprzyjemna, o tyle taka zmiana połączona z oberwaniem chmury robi się już niebezpieczna. Postanowiliśmy przeczekać burzę w sklepie/barze, na szczycie przełęczy. Po pół godzinie nieustającego deszczu, doszliśmy do wniosku, że dalsze oczekiwanie nie ma najmniejszego sensu. Założyliśmy (poniewczasie) ubrania przeciwdeszczowe na nasze zmokniete kurtki. A właściwie, to ja założyłem przemoczoną kurtkę, której było już wszystko jedno na kurtkę przeciwdeszczową i ruszyliśmy drogą SP24 ( Passo Campologno ) w kierunku Arraby. Arrabę poznałem w zeszłym roku, piękne miasteczko, otoczone z każdej strony górami, do którego prowadzą świetne trasy motocyklowe. Aczkolwiek zimy tam nie jestem w stanie sobie wyobrazić. Chyba tylko skutery śnieżne są w stanie tam dotrzeć. W Arrabę zaczęliśmy gorączkowe poszukiwanie stacji paliw, bo od 20km jechaliśmy na migającej rezerwie. Tubylcy wskazali nam 2 stacje - najbliższą, oddaloną o 7km, ale w zupełnie przeciwnym kierunku, albo kolejną, oddaloną o przeszło 20, ale po drodze do naszego hotelu. Ponieważ decydował czas, zatem postanowiliśmy zaryzykować i pojechać zgodnie z wytyczoną trasą, do Canazei. Do zbiornika udało się wcisnąć 14l paliwa, pokonałem do tankowania 313km, co jest moim oficjalnym rekordem. Ale wolałbym go nie powtarzać ;-)

Ze względu na niedzielę, późna godzinę i dużą odległość od hotelu, postanowiliśmy przy okazji tankowania w Canazei, zjeść tam obiad. Postępując zgodnie z zasadą “ jeśli wpadłeś między wrony, musisz krajać jak i one”, zamówiliśmy typowe danie włoskie, czyli pizzę. Samą pizza dobra, ale sos dają na nią taki, że od razu smakuje 2 razy lepiej. Po obiedzie znów wbiliśmy się w ciuchy, które na szczęście zdążyły lekko podeschnąć i wykorzystując przerwę między kolejnymi opadami, ruszyliśmy w kierunku Bormio. Nawigacja optymistycznie podpowiedziala, że uda się nam zameldować w hotelu o 22:00. A my naiwnie jej uwierzyliśmy.

Trasa z Canazei do Vigo Di Fassa, to cała masa małych wiosek, naszpikowanych fotoradarami. Jeśli ktoś jechał nad polskie morze, to jest sobie w stanie wyobrazić, o czym piszę. Z Vigo Di Fassa skręciliśmy na SS241, Costalungę i nią dojechaliśmy do Bolzano. Z Bolzano do Merano przeskoczyliśmy autostradą, co pozwoliło lekko nadgonić trochę czasu. A dalej, do Spondigny jechaliśmy drogą SS38, której numer pewnie nikomu nic nie mówi i znów musieliśmy uważać na fotoradary. W Spondignie skręciliśmy w lewo, ciągle będąc na trasie SS38, ale od tamtego miejsca zaczyna ona nosić nazwę, która każdemu świadomemu motocykliście podnosi ciśnienie, włącza ślinianki i potliwość dłoni. Chodzi oczywiście o legendarną Passo Di Stelvio. W necie jest masa wiadomości o niej, kupę filmików z przejazdu, informacji o ilości i trudności zakrętów, więc nie będę Was zanudzać szczegółami. W każdym razie, jest ona Mekką motocyklistów. W zeszłym roku pokonałem ją na odcinku Bormio-Trafoi-Bormio w deszczu, przy kilku stopniach na plusie i przy padającym śniegu na szczycie. Sądziłem, że to było hardcorowe i szalone. O jakiż ja byłem głupi i naiwny :)

W tym roku przyszło nam się zmierzyć z tą trasą nie tylko w deszczu, chłodzie ale przede wszystkim w ciemnościach. To dopiero jest przeżycie! Chociaż z drugiej strony, były i plusy. Prawdziwi motocykliści już dawno sączyli piwo po knajpach lub spali w okolicznych hotelach, nikt się nie kręcił po drodze, światła pojedynczych samochodów było widać z daleka a za to nie było widać przepaści, co może mieć znaczenie dla osób bojących się otwartych przestrzeni. Wyjazd na górę, obowiązkowe fotki dla potomnych (żebym na starość mógł się chwalić wnukom, jaki to dziadek był porąbany), zanotowanie temperatury +6*C i zjazd na złamanie karku w kierunku Bormio. W hotelu zameldowaliśmy się o 22:30 i po uzupełnieniu płynów udajemy się na w pełni zasłużony wypoczynek. Jutro będzie jeszcze intensywniej, powitamy Szwajcarię. Dobranoc.

IMG_20170806_225228.jpg

IMG_20170806_173024.jpg

VID_20170806_140245.3gp

IMG_20170806_191008.jpg

Odnośnik do komentarza

Jest chwila cos dorzucam
2b840fbcec1408f4621095b36efe6d34.jpg
Świeży asfalcik
07d12fe4e9cfadae6663cda995ba36f9.jpg

I cała reszta z wczoraj
999def11f7e6a9de3e275b44af8cd38a.jpg
4751c8eb7534e9dcfce0f5de11e2d7e3.jpg
c072fea31caaf26a611c4158fed45899.jpg
bb4397e4565e0eec170d89db97e14f6b.jpg
219fc634d0ade5ecc4f619a748dc26de.jpg
Tor bobslejowy
55e2b760d96a1f68e8cb57cc17b45be6.jpg
f2ee45e6275163e37a53b5b087fb72c8.jpg
Tego nie mogło zabraknąć
ac8aac5fac5ffb875c7a47351fe35e2e.jpg
3bd289ae0edbaf0b89a3e221aad258f2.jpg
483e8479201cfe0eb69f3aa1c7a5932d.jpg
b6ae7d57a2b008a10210c37164b5937f.jpg
65305a58386e79e999e60cdb2f7403bc.jpg
ed4dbc52363e7220fefbf9311aecef3c.jpg
29adf124e7a135929bd5870ed9d8da14.jpg
05d8dbfb66f4b660115349ff32f16f89.jpg
Włoska przekąska
473c18b8d15d4fc775df52bc9f518b4b.jpg
I w drogę
e0b72990a3b4a2bcd36615cffa5ad562.jpg
716900134ec655bee25f627e6a38f3bb.jpg
I trochę adrenaliny na zakończenie dnia czyli " Stelvio by night " godz 21:00
02282f1f31b24b962d252456889416dd.jpg
50 minut później na szczycie
c43b5adb3ec9dd971a8c57eaf83659e2.jpg
Dodatkowo trochę popadało i temperatura troszkę spadła :)
3197bca7cceeac4388816f8c3a13b64f.jpg
d3920d802daebf680259807534b36e43.jpg
A na dobranoc tradycyjnie
c2da53191b2f3a4604f55e787b8292d5.jpg








Odnośnik do komentarza

Bormio(IT) - Wessen(CH)

Coraz dalej od domu, coraz bardziej zużyte opony, a jeszcze trzeba jakoś wrócić. Dlatego postanowiliśmy dzisiaj ścierać głównie boki. Bo wiadomo, że jeżdżąc po prostej, wyciera się środek, a w zakrętach - boki. Plan zatem zakładał maksymalne unikanie prostych.

Z hotelu ruszyliśmy w kierunku Stelvio, ale nie wjechaliśmy na nią, tylko skręciliśmy na Livigno. Miejscowość ta słynie ze strefy wolnocłowej. Dzięki tej, po raz pierwszy na tej wyprawie, licznik litrów benzyny szybciej nabijał jednostki od licznika cen. Dla porównania, średnie ceny E95:

Austria 1.15E

Włochy 1.50E

Livigno (Włochy) 0.97E

Szwajcaria 1.45CHF

Po szybkim zatankowaniu ruszyliśmy w kierunku Sankt Moritz. Tuż za Livigno zatrzymaliśmy się, by zrobić parę fotek na tle lodowca i jeziora o turkusowej wodzie. Drogi w Szwajcarii przebijają jakością nawet austriackie. Szybkie zakręty, ostre zakręty, dla każdego coś dobrego. Czysty asfalt i rowy odprowadzające wodę w taki sposób, żeby po deszczu nie zostawało błoto na drodze. W Bieszczadach tak nie ma ;-)

Udało się potwierdzić niemożliwość zamknięcia Dunlopa Sportmastera bez demontażu podnóżek centralnych. I Maciek i ja drapaliśmy podnóżkami po asfalcie. Udokumentowaliśmy to na zdjęciach. Droga prowadziła przez piękny kanion o pionowych ścianach, całą masę tuneli i serpentyny, z agrafkami, które bez wstydu można porównać do tych że Stelvio. A produkcję tuneli, Szwajcarzy opanowali chyba do perfekcji.

Z St. Moritz ruszyliśmy na drogę San Bernardino, która wije się malowniczo dookoła drogi szybkiego ruchu nr 13, Bellizona-Chur. Drogą tą dotarliśmy na szczyt przełęczy, na wysokość 2066 m n.p.m. Temperatura spadła na szczycie do 16*C. Po obowiązkowej sesji fotograficznej i zakupie pamiątkowej naklejki, ruszyliśmy w dalszą drogę. Teraz wybraliśmy trasę San Gottardo, która doprowadziła nas do dzisiejszego noclegu w miejscowości Wessen. Jutro, na “deser” zostawiliśmy sobie trasę Tremola. To będzie wisienka na torcie.
https://goo.gl/maps/mY7GscQqUKu

 

IMG_20170807_211619.jpg

IMG_20170807_185117.jpg

IMG_20170807_192324.jpg

IMG_20170807_154511.jpg

IMG_20170807_175034.jpg

IMG_20170807_154442.jpg

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

Czekam na foty od Sobiera, bo te które wrzuca Norbert są nie widoczne na iOS. Opisy palce lizać. Po powrocie oponki macie do wymiany.



Odnośnik do komentarza
  • Administrator

Xtra fotki, genialne widoki i fajny opis Sysgone, dzięki któremu czuję jakby jechał z Wami ;)

Nie wrzucajcie widoków żarcia :excl: :sp_ike:

 

9 godzin temu, Piootr napisał:

Czekam na foty od Sobiera, bo te które wrzuca Norbert są nie widoczne na iOS.

Piotruś... utylizuj ten jankeski wynalazek :twisted:

Odnośnik do komentarza

Alpy są najpiękniejszymi górami, jakie w życiu widziałem, niezależnie od tego, po terytorium którego kraju przyjdzie zwiedzać.

Moje marzenie to kiedyś wybrać się tak jak Wy, w trasę jednośladem, z niecierpliwością więc czekam na resztę relacji, a tymczasem karmię oczy zdjęciami już wrzuconymi!

Przepiękne miejsce na Ziemi! :)

Odnośnik do komentarza

Dlatego staramy sie co roku tu być :)

7 godzin temu, MariuszBurgi napisał:

Xtra fotki, genialne widoki i fajny opis Sysgone, dzięki któremu czuję jakby jechał z Wami ;)

Nie wrzucajcie widoków żarcia :excl: :sp_ike:

 

Piotruś... utylizuj ten jankeski wynalazek :twisted:

Żarcie musi być :P

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...