Skocz do zawartości
Forum Burgmania

Relacja: Między Atlantykiem a Morzem Śródziemnym – Pireneje


Joasia70

Rekomendowane odpowiedzi

  • Klubowicze

Nareszcie udało się nam zebrać nasze wspomnienia, wrażenia i przemyślenia z wyjazdu. Przeprowadziliśmy wiele rozmów powyjazdowych i możemy się z Wami tym podzielić.

Wszystko w jedną całość zebrali: Ewa B-B, KasiaP, MarP, arturo-bb i ja – Joasia70. Zdjęcia, którymi staraliśmy się zobrazować to co zobaczyliśmy wykonali wszyscy uczestnicy wyjazdu.

Między Atlantykiem a Morzem Śródziemnym – Pireneje

Opowieść o pechu ku pokrzepieniu serc, o tym jak w ciągu 13 dni z 7 pojazdów 4 miały 6 dużych awarii a o pomniejszych nie warto wspominać ;-)

Wszystko zaczęło się w zeszłym roku kiedy to Paweł pokazał mi książkę „Najpiękniejsze podróże motocyklowe – Pireneje” i po burzliwych rozmowach wśród chętnych na wyjazd letni zdecydowaliśmy, że nie Chorwacja, nie Włochy ale właśnie najpiękniejsze trasy pomiędzy Atlantykiem a Morzem Śródziemnym.

Decyzja podjęta więc usiadłam, przeczytałam książkę, popatrzyłam na mapę, poszperałam w necie co wartego zobaczenia jest na trasie od Atlantyku do domu, wytyczyłam trasę, zarezerwowałam noclegi i … przyszło już tylko czekać na dzień wyjazdu, dla jednej części wyjazdowej grupy - 31 lipca, a dla drugiej - 1 sierpnia 2015r.

Dwa tygodnie przed wyjazdem wszyscy zgodnie umówiliśmy się na przeglądy skuterów i wymianę opon.

Dojazd do St-Jean-Luz ( miasto na oceanem, z którego zaczynamy nasz przejazd przez Pireneje ) to 2142 km od granicy Polski. W trasę pierwsi - 31 lipca - ruszają : Ewa z Arturem, Kasia z Markiem i Wojtek z Filipem, gdyż postanowili ten dystans podzielić na 3 odcinki: Gorzyczki – Norymberga, Norymberga – Roanne, Roanne – Sain-Jean-de-Luz. Druga grupa rusza dzień później – 1 sierpnia – w składzie: Gocha z Pawłem, Krzysiek, Grzesiek i ja - Joasia. Z Gorzyczek jedziemy do Andelnans a w drugi dzień z Andelnans do St-Jean-Luz, gdzie już na nas czeka pierwsza grupa.

31.07. - piątek

( I grupa ) – Gorzyczki-Norymberga -690 km

W końcu nadszedł dzień wyjazdu - Kasia z Markiem, Wojtek z Filipem( synem) no i my Ewa i Artur postanowiliśmy wyruszyć dzień wcześniej, żeby spokojnie bez napinki pokonać ponad 2 000 km.

Miejscem zbiórki naszej grupy była stacja MOP Mszana i tu miła niespodzianka - Jaki40 i Patryk przyjechali pożyczyć nam udanej i wspaniałej wyprawy.

20150731_091239.jpg

Pierwszy dzień nie był zbyt ciekawy - autostradą chcieliśmy dojechać jak najszybciej na miejsce.

100_3652.JPG

Po drodze zatrzymywaliśmy się jedynie na tankowanie, jedzenie i rozprostowanie nóg.

100_3668.JPG

100_3657.JPG

W Norymberdze pierwszy nocleg - po zameldowaniu w hotelu, szybka kąpiel i poszukiwanie czegoś do zjedzenia - niestety byliśmy na peryferiach miasta i do wyboru mieliśmy jedynie kebbab - ale po całodniowej podróży jakże pyszny.... potem piwko w lokalnym pubie i spacerkiem do hotelu. Nie mieliśmy już siły na dojazd i zwiedzanie centrum miasta. I tak minął pierwszy dzień naszej wyprawy. Przejechane ok. 690 km

1.08. - sobota

( I grupa ) – Norymberga-Roanne -720 km

Kolejny dzień w zasadzie podobny do pierwszego - autostrada - nudna, szybka jazda - krajobraz co prawda zdecydowanie inny niż w dniu poprzednim - nie zmienia to jednak faktu, że jedyną atrakcją było to, że czasami z wyprzedzanych samochodów ktoś entuzjastycznie pomachał do nas rękoma.

100_3684.JPG

100_3693.JPG

Do Roanne dotarliśmy na wieczór. Pensjonacik położony też na peryferiach jednak nie przeszkadzało nam to - chcieliśmy tylko zjeść coś i odpocząć - właściciel hotelu zrobił dla nas ekstra obiadokolację pomimo, że kuchnia była już zamknięta o tej porze, ale nasze błagalne miny i głód wyzierający z naszych oczu wzbudziły w nim litość .... i dzięki mu za to.

P1040559.JPG

Przed spaniem tradycyjne omówienie planu na następny dzień przy piwku i winie. Kolejne 720 km zrobione. Drugi dzień nudnej jazdy minął - dla mnie wakacje jeszcze się nie rozpoczęły.... jeszcze trzeba się pomęczyć. :)

( II grupa ) - Gorzyczki-Andelnans -1120 km

I dla naszej grupy nadszedł dzień wyjazdu. Umawiamy się z na stacji benzynowej przy autostradzie w okolicach Ostrawy na godzinę 9.00 ale jak to bywa los a raczej bak Krzyśkowego burka pomieszał nam szyki, Paweł z Gochą czekali na nas : Krzyśka, Grześka i mnie – Joasię na umówionej stacji a my staliśmy ponad pół godziny w kolejce po benzynę na MOP-ie Mszana . W końcu udało się spotkać w umówionym miejscu i jakież było nasze zdziwienie i radość jak okazało się, że z Gochą i Pawłem czekają Patryk i Marcin78, którzy przyjechali nas pożegnać i pożyczyć udanego wyjazdu.

I nareszcie ruszamy, w równym rytmie pokonujemy kolejne kilometry, których w tym dniu mamy do przejechania 1120 km, pogoda i humory dopisują. Niestety dojeżdżamy do korka na autostradzie, prędkość spada do ok. 40 km/h a wraz ze spadkiem prędkości rośnie temperatura Pawłowego skutera aż do zagotowania, włącza się F1. Zjeżdżamy na najbliższy parking i Paweł z chłopakami zabrali się za szukanie usterki.

P1060956.JPG

P1060954.JPG

Po kilku telefonach do serwisu w Polsce, kilku „padnij- powstań” wykonanych przez Pawła w celu pozaglądania skuterowi pod brzuch, jest znaleziony winowajca – skrzydełka wentylatora zostały zagięte i nie pozwalają na kręcenie się i chłodzenie silnika. Kilka fachowych ruchów i wentylator działa jak powinien a podczas tego wyjazdu wiele razy będzie się włączał z powodu bardzo wysokiej temperatury jaka nam towarzyszyła. Dalsze kilometry do hotelu w Andelnans upływają bez problemu. Koło 21.00 jesteśmy na miejscu i po rozlokowaniu się w pokojach, ponieważ hotelik położony jest na peryferiach miasteczka, zamiast iść na kolację urządzamy sobie piżama party.

2.08 – niedziela

( I grupa ) - Roanne-Ciboure – 710km

Rano wypoczęci po francuskim delikatnym śniadaniu ruszamy w dalszą drogę już do konkretnego celu i na spotkanie z drugą grupą.

DSC00132.JPG

Jedziemy do Saint-Jean-de-Luz nad samym Atlantykiem.

Dziś czeka nas znowu długa droga - więc wyruszamy bez zbędnego ociągania się. Znów wyskakujemy na autostradę i jazda.....

Niestety po przejechaniu ok 200 km musieliśmy zjechać z autostrady w poszukiwaniu stacji benzynowej i tu natrafiliśmy na pierwsze atrakcje wyjazdu..... stacje na wsiach, miasteczkach są samoobsługowe na jakieś ich miejscowe karty - więc szukamy dalej. Po nadłożeniu trochę kilometrów i zwiedzeniu okolicznych miasteczek udało się znaleźć stację z obsługą za gotówkę.

DSC00183.JPG

DSC00179.JPG

DSC00180.JPG

Dalsza droga autostradą znowu ciągnie się niemiłosiernie - upał daje się we znaki coraz bardziej, do tego korki tworzące się bez przyczyny - dobrze, że na 2oo można omijać je bokami - znowu tylko jazda, tankowanie, jedzenie, sikanie.... ale myśl, że spotkamy się z drugą grupą, że wykąpiemy się w Oceanie dodawała nam sił i chęci do dalszej jazdy.

Po przejechaniu ok.710 km docieramy wreszcie na miejsce - Saint-Jean-de-Luz. Szybki kwaterunek w hotelu i idziemy zwiedzić miasto i wykąpać się w Oceanie.

Miasteczko Saint-Jean-de-Luz położone na atlantyckim wybrzeżu Francji, zaledwie kilka kilometrów od granicy z Hiszpanią, było kiedyś wioską położoną na wydmach, między morzem a bagnami, u ujścia rzeki Nivelle.

Od XVI do XVIII wieku miasto było gniazdem korsarzy, którzy łupili na rzecz króla Francji. Wzbogacenie się portu i wzrost populacji był tak duży, że zbudowano po drugiej stronie rzeki bliźniaczą miejscowość, Ciboure. Obecnie Ciboure stanowi nierozłączną część Saint-Jean-de-Luz, w przeszłości jednak było to miasto wyrzutków, awanturników, dezerterów i cyganerii. Arystokracja i bogaci mieszczanie pozostawali po drugiej stronie Nivelle.

Obecnie dzięki falochronom i grobli chroniących miasto od pełnej dzikości oceanu Atlantyckiego, stało się ulubionym miejscem dla kąpiących się na całym wybrzeżu Kraju Basków. Słynie z pięknej architektury, piaszczystej zatoki wielu hoteli i spa, deptak ze sklepami przyciąga wielu turystów. Bliźniacze miasteczko Ciboure słynie również z tego, że urodził się tu Maurice Ravel kompozytor słynnego Boléro.

DSC00203.JPG

DSC00217.JPG

DSC00221.JPG

100_3769.JPG

DSC00226.JPG

DSC00228.JPG

W godzinach wieczornych wreszcie spotkaliśmy się z Joasią, Gochą, Pawłem, Krzyśkiem i Grzechem - powitaniom i opowieściom z poprzednich dni nie było końca.

Po uroczystej wspólnej kolacji, tradycyjnym piwku omówiliśmy plan dnia następnego - już wreszcie wspólnego podróżowania :)

P1040632.JPG

( II grupa ) - Andelnans-Ciboure – 990 km

Drugi dzień, nie licząc korków na stacjach benzynowych, gdzie nie raz było trzeba czekać ponad pół godziny, mija długo i nudno.

P1060968.JPG

P1060971.JPG

Część drogi przejeżdżamy autostradami a część bocznymi drogami, po przejechaniu ok 990 km w St-Jean-de-Luz/Ciboure meldujemy się koło 21.00. i potwornie zmęczeni wpadamy w ramiona Ewy, Kasi, Artura, Marka, Wojtka i Filipa ( no dobra Filip jak na młodzieńca w jego wieku przystało trzyma dystans do wariatów i podaje tylko rękę na powitanie ;) ). Czas na wieczorny spacer, dotknięcie oceanu, kolację i rozmowy o dwóch minionych dniach i kolejnych czekających na nas.

P1060981.JPG

P1060999.JPG

3.08. - poniedziałek Ciboure-Montory – 189 km

Nareszcie zaczynamy prawdziwy urlop. Żadnej gonitwy, spokojne pokonywanie kilometrów, podziwiane widoków, cieszenie się pięknie wijącymi drogami – PIRENEJE – witajcie :)

100_3819.JPG

Po śniadaniu, przygotowanie motocykli do drogi i o 9.30 ruszamy. Najpierw poszukiwania stacji benzynowej, kierowani znakami przejeżdżamy kilka wiosek i miasteczek zanim uda nam się zatankować. Z pełnymi bakami przez Ascain i Sare, miejscowości położone w pięknym krajobrazie Pirenejów Atlantyckich zmierzamy na punkt widokowy Pico Gorramakil położony już po hiszpańskiej stronie. Po drodze mijamy komercyjne La Rhune, ostatnie wzniesienie Pirenejów, które można „zdobyć” staroświecką ciuchcią. Po minięciu granicy francusko-hiszpańskiej wjeżdżamy do Navarry i szukamy zjazdu na boczną drogę prowadzącą do celu tego odcinka naszej podróży.

100_3875.JPG

Droga robi się coraz węższa, dziurawa miejscami brak asfaltu. Na jezdni przechadzają się stada krów, koni i owiec, które nic nie robią sobie z pojazdów mechanicznych i bardzo niechętnie, leniwie usuwają się na pobocze.

P1040730.JPG

Po drodze, jak i na szczycie krążą nad nami sępy jakby się zastanawiały czy to jakiś nowy deser się pokazał.

P1040726.JPG

Ta część Pirenejów charakteryzuje się łagodnymi wzniesieniami. Ze szczytu Goramakil rozpościera się piękny widok w kierunku Oceanu jak i w stronę wyższych partii gór dzięki czemu możemy zobaczyć co jeszcze przed nami. Po chwili zachwytów, podziwiania krajobrazów i obowiązkowej fotce ruszamy z powrotem dziurawą drogą, którą niestety musimy przejechać jeszcze raz.

P1070023.JPG

P1040752.JPG

100_3907.JPG

Naszym kolejnym punktem są przełęcze w okolicach Pampeluny. Pierwsza z nich to nie wysoko położona ( 984 mnpm ) przełęcz Artesiaga.

DSC_0619.JPG

100_3933.JPG

Bardzo mało uczęszczana zarówno przez turystów jak i miejscowych . Dzięki czemu możemy cieszyć się łagodnymi zakrętami i gładkim asfaltem.

Niestety przypomina sobie o nas pech, który towarzyszył nam od początku wyjazdu. Po wjeździe na przełęcz okazało się, że nie ma z nami Pawła i Gochy. Czekamy z niepokojem na ich pojawienie się. Okazuje się, że Paweł jedzie tylko na jedynce i dwójce, innych biegów nie udaje się wrzucić. Znów zaczynają się poszukiwania rozwiązania problemu, telefony do serwisu w Polsce, próby rozruszania różnych czujników, „pół” skutera rozebrane leży na około Pawła i skutera.

P1040766.JPG

Ewa z Kasią zabrały się za przygotowywanie kanapek dla wszystkich.

DSC_0622.JPG

Pomoc niesie też Patryk, który ofiarnie przy komputerze w Polsce poszukuje serwisu w Hiszpanii. Niestety tym razem nie udaje się uruchomić Pawłowego motocykla. Poza tym zaczyna padać deszcz. Podejmujemy decyzję, że ruszamy w stronę kolejnego zarezerwowanego hotelu by tam zastanowić się jak dalej realizować podróż. Po drodze nadchodzi informacja od Patryka : 20 km od Was w Pampelunie znajduje się serwis suzuki.

P1040779.JPG

Artur z Wojtkiem jadą szybko do serwisu zrobić rozeznanie czy przyjmą Pawła - okazuje się, że tak, więc tym razem do Pampeluny ruszają: Paweł – powoli i Krzysiek wioząc Gochę – szybko. Reszta grupy czeka na powrót Krzyśka i informację, że Gocha z Pawłem znaleźli lokum niedaleko serwisu. Gdy ruszamy do hotelu jest już niestety późno i zaczyna mżyć. Trzeba zmodyfikować trasę i zrezygnować z przejazdu pod szczytem Iraukotuturru przez przełęcz Col d'Irau.

DSC00253.JPG

DSC00258.JPG

Późnym wieczorem, poganiani kroplami deszczu dojeżdżamy do hoteliku w Montory. Przy wieczornym piwku wspominamy przeżycia z dnia i trzymamy kciuki, żeby na następnym noclegu w Lourdes Gocha z Pawłem byli już z nami.

P1040792.JPG

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

4.08. - wtorek - Montory-Lourdes – 207 km

Poranek budzi nas deszczem. Na szczęście zanim zjemy śniadanie przechodzi w mżawkę by przed ruszeniem w drogę w ogóle przestał padać. W drogę ruszamy koło 9.30. Jedziemy przez francuskie przygraniczne tereny Baskonii. Na chwilę zatrzymujemy się w urokliwym miasteczku Larrau, gdzie zwiedzamy zabytkowy kościółek i przylegający do niego cmentarz.

P1040846.JPG

P1070056.JPG

Jedziemy dalej, wspinając się na przełęcz Col d'Erroymendi ( 1350 m n.p.m. ) co chwilę przejeżdżamy przez warstwy chmur. Tu znów zatrzymujemy się na chwilę aby na drogowskazie przylepić znaczek Burgmanii.

P1040879.JPG

P1040875.JPG

Do Hiszpanii wjeżdżamy przez przełęcz Port de Larrau witani napisem na drodze „ Reyno de NAVARRA .Tierra de diversidad” ( Królestwo Navarry, Kraina różnorodności ). Początkowo droga prowadzi, wijąc się pośród bezdrzewnych krajobrazów. Następnie schodząc coraz niżej jedziemy przez łagodne zbocza zachodnich Pirenejów pokryte lasami. Dojeżdżamy do Uztarozz typowego miasteczka Navarry, gdzie domy głównie zbudowane z okolicznych skał, zatrzymujemy się tu na południową kawę.

P1070065.JPG

P1070077.JPG

Tu też dochodzi do nas radosna informacja od Pawła „skuter naprawiony, jadę do Lourdes” . Jak nam później powiedział awarii uległ silnik zmiany biegów i tylko szczęśliwy traf spowodował, że mieli taki na stanie w serwisie..

Pokrzepieni pyszną kawą i dobrymi wieściami ruszamy znów w kierunku Francji, by na przełęczy Col de la Pierre St. Martin znów przekroczyć granicę. Mijamy kilka przełęczy, aby na przełęczy Col de Labays zjechać na wąską, krętą drogę Chemin de la mature d'issaux – prowadząca przez lasy z których w XVIII w. pozyskiwano drewno potrzebne na budowę statków.

P1040978.JPG

Dalej jedziemy przez urokliwe miasteczka Akwitanii takie jak Osse en Aspe, Escot, Saarance gdzie przeważają domy wybudowane z okolicznych skał z dachami pokrytymi łupkiem.

P1040988.JPG

Nasza droga prowadzi jeszcze częścią Pirenejów Zachodnich z łagodnymi wzniesieniami, mijamy więc wiele przełęczy prawie ich nie zauważając, na większości z nich znajdują się miejsca odpoczynku takie jak to, na którym zatrzymujemy się na chwilę relaksu i pogaduszek - na przełęczy Col de Marie-Blanque na wysokości 1030 m n.p.m.

P1070085.JPG

Za miejscowością Bielle skręcamy na południe by wjechać w Pireneje Środkowe z najwyższymi szczytami. Z wysokości ok 1000 m n.p.m. wjeżdżamy na przełęcz Col d'Aubisque 1709 m np., która wita nas mgłą. Na parkingu furorę robią konie, które w ogóle nie czują lęku przed ludźmi i wsadzają łby do samochodów by przywitać się z dziećmi lub siadają na maskach aut.

DSC00468-2.jpg

P1070091.JPG

Kolejny przystanek to przełęcz Col du Soulor ( 1474 m n.p.m. ) gdzie zatrzymujemy się aby zostawić znaczek Burgmanii .

P1050014.JPG

W tym czasie Paweł z Gochą dają nam znać, że już dojechali do Lourdes i czekają na nas w hotelu więc i my udajemy się w tamtym kierunku. Koło 16.30 dojeżdżamy do hotelu i po chwili odpoczynku wszyscy udajemy się na wieczorny spacer po Lourdes. Miasto, leżące u podnóża Pirenejów, jako ośrodek pielgrzymkowy prawie nie zasypia: restauracje, bary, sklepy z dewocjonaliami są czynne prawie 24h.

P1050027.JPG

P1050034.JPG

IMG_2526.JPG

Sanktuarium Matki Bożej w Lourdes swoje powstanie zawdzięcza 18 objawieniom Pięknej Pani jakich doświadczyła począwszy od 11 lutego do 16 lipca 1858 14-letnia wiejska dziewczyna Bernadette Soubirous. Zjawa ubrana była w białą suknię i biały płaszcz okrywający głowę, przepasana w pasie niebieską szarfą, na stopach znajdowały się żółte róże i w tym samym co róże kolorze był jej różaniec zawieszony na ręce, a składający się z sześciu dziesiątek. Wydarzenia te miały miejsce w grocie Masabielle, niedaleko Lourdes. 25 marca 1858 roku, podczas 16. objawienia, w święto Zwiastowania, Piękna Pani powiedziała: Ja jestem Niepokalane Poczęcie... W 1861 miejscowy ksiądz Dominique Eyramale razem ze swym biskupem, Bertrandem-Sévère’em Mascarou Laurence’em kupił od gminy grotę wraz z przyległym terenem, żeby przystosować ją do odwiedzin przybywających pielgrzymów. W 1874r. w tym miejscu ustawiono statuę Matki Bożej z Lourdes, następnie neogotycką bazylikę. Sama Bernadette Soubirous wstąpiła w 1866r. do klasztoru Nevers, a w 1933 r. została kanonizowana.

Lourdes ma bardzo rozwiniętą infrastrukturę pielgrzymkowo-turystyczną (kilkadziesiąt tysięcy miejsc noclegowych). W mieście jest wiele zabytków, m.in. zamek z XIV wieku, dwupoziomowy kościół z drugiej połowy XIXw , neobizantyjski kościół Różańcowy z końca XIXw., podziemna bazylika Św. Piusa X .

P1050039.JPG

Do sanktuarium dochodzimy o 20.45 kiedy zaczyna się procesja z pochodniami. Na czele procesji niesiona jest kopia figury Matki Bożej z Lourdes. Wielu uczestników niesie w rękach świece osłonięte lampionami. Głównym elementem procesji jest odmawianie różańca, zwykle w różnych językach. Finałowe błogosławieństwo jest po łacinie, po czym następuje wezwanie do pielgrzymów do przekazania sobie znaku pokoju.

IMG_2546.JPG

P1050044.JPG

Nieodłącznym elementem kultu Matki Bożej w Lourdes są świece płonące nieustannie w grocie Massabielle. Zwyczaj zapalania świec w grocie narodził się podczas czwartego objawienia, 19 lutego 1858, kiedy Bernadetta Soubirous za namową ciotki przyniosła ze sobą świecę i trzymała ją zapaloną podczas objawienia. Tak więc i my po przejściu przez Grotę Massabielle, w której Bernadetta doświadczyła objawień, zapalamy świece w różnych intencjach. W grocie tej znajduje się także źródło z wodą, za przyczyną której, już od pierwszych dni objawień następowały cudowne uzdrowienia. Pierwszą uzdrowioną była Catherine Latapie, która 1 marca 1858 obmyła swoje chore ramię w źródełku. Od tamtego czasu zarejestrowano 6784 przypadki niewytłumaczalnego odzyskania zdrowia, 67 spośród nich Kościół uznał jako cudowne . Przy grocie znajduje się ściana z kranami gdzie można nabrać do naczyń „cudowną wodę”.

P1050058.JPG

IMG_2553.JPG

P1050070.JPG

Dochodzi 22.00. Kończymy nasz dzień pełen wrażeń. Udajemy się do hotelu i cieszymy się na kolejny dzień i trasy, które nareszcie przejedziemy razem.

5.08. - środa - Lourdes-Andora – 300 km

Dziś przed nami pirenejska „Route des Grandes” - Route de Tourmalet. Ruszamy koło 8.30 a słońce już mocno grzeje.

IMG_2564.JPG

IMG_2567.JPG

Pomni wcześniejszych różnorodnych problemów wybieramy krótszą wersję drogi z pominięciem zdobycia Cirque de Troumouse, no ale chociaż zaoszczędzimy 2 euro ;-) . Początkowo łagodnie wznosząca się droga w okolicach Lourdes, prowadzi nas w stronę Wysokich Pirenejów.

IMG_2617.JPG

Przejeżdżamy przez tereny narciarskie Bareges upstrzone wyciągami narciarskimi i dojeżdżamy do przełęczy Col du Tourmalet. Route de Tourmalet jest najczęściej wykorzystywaną przełęczą przy planowaniu trasy Tour de France, odczuwamy to także podczas jazdy, gdyż najczęściej spotykanymi pojazdami są rowery. Patrząc na to jak rowerzyści zdobywają kolejne szczyty naśladując gwiazdy TdF brał podziw dla ich samozaparcia. Dla nas to kilka ruchów manetką gazu i dojeżdżamy na przełęcz, gdzie fotografujemy się pod pomnikiem przedstawiającym rowerzystę - pomnik Tour de France.

P1070128.JPG

IMG_2642.JPG

P1050143.JPG

P1070133.JPG

Po chwili spędzonej na wietrznym szczycie ruszamy w dalszą drogę przez Wysokie Pireneje. Kolejny przystanek na przełęczy Col d'Aspin, gdzie Krzysiek „parkuje” nas na „polu minowym” pozostawionym przez licznie pasące się krowy. Po tradycyjnym przyklejeniu nalepki Burgmaniowej na tablicy informacyjnej ruszamy dalej.

P1070139.JPG

P1070143.JPG

IMG_2713.JPG

Temperatura mimo, że nie minęło południe oscyluje w okolicach 40 st.. Po minięciu Arreau przejeżdżamy koleją przełęcz Col de Peyresourde i zmierzamy w kierunku granicy z Hiszpanią, by piękną drogą ostrymi zakrętami schodzącymi w dół wjechać do Katalonii. Z powodu upału szukamy miejsca na odpoczynek w cieniu. Po chwili odpoczynku i wzmocnieniu sił prowiantem wziętym z domu ruszamy w dalszą drogę w kierunku Andory.

P1070148.JPG

Mimo, że droga jest wspaniała, równy asfalt, zakręty, malownicze miasteczka, tereny narciarskie upał mocno daje się nam we znaki. Przed Sort znajdujemy kolejne miejsce na postój z możliwością zamoczenia nóg w górskim potoku.

P1070156.JPG

Chwile odpoczynku w chłodnej wodzie pozwoliły nam na zregenerowanie sił by z Sort przejechać piękna trasą wiodącą po grzbietach gór – prawie godzina jazdy równym rytmem, asfaltową drogą pokonując zakręty raz w prawo raz w lewo. W końcu, koło 18 dojeżdżamy do Andory. Księstwo Andory jest najwyżej położonym, zamieszkałym regionem w Pirenejach. Miasto Andora to urbanistyczna metropolia otoczona przez najwyższe szczyty Pirenejów. Ścisłe centrum to wysokie budynki i wąskie uliczki często jednokierunkowe i brak jest miejsc parkingowych . Po szybkim rozpakowaniu bagaży i pozostawieniu ich w holu hotelu jedziemy na pobliski parking kilku piętrowy gdzie zostawiamy nasze pojazdy. Teraz czas na przejście się po mieście, wypicie najwspanialszego piwa podanego w schłodzonych i oszronionych kuflach, zakupy i pyszną kolację na którą poszliśmy do knajpy meksykańskiej.

P1050307.JPG

P1070164.JPG

P1070177.JPG

Po 23 wracamy do hotelu, jeszcze chwila rozmów i udajemy się do łóżek.

6.08. - czwartek - Andora-Carcassonne – 240 km

Nasza przygoda z Pirenejami powoli dobiega końca, dziś ostatnie trasy po drogach Pirenejów Wschodnich. Jak co dzień staramy się wyruszyć jak najszybciej więc już o 9 z minutami po sprowadzeniu pojazdów z parkingu ruszamy w drogę.

DSC00616.JPG

Kierujemy się w stronę Port d”Envalira, najwyżej położoną wyasfaltowaną przełęcz pirenejską. Pod przełęczą przebiega otwarty w 2002r. tunel o długości 2850m. My jednak wybieramy drogę „na powierzchni” i zjeżdżając ze szczytu wzdłuż wyciągów narciarskich dojeżdżamy do Pas de la Casa, miejscowości graniczącej z Francją, która jest niczym wielkie centrum handlowe z licznymi banerami reklamowymi oraz stacjami benzynowymi.

P1070187.JPG

Po zrobieniu obowiązkowych zakupów opuszczamy Andorę i Wysokie Pireneje poprzez Col de Puymorens. Z boku zostawiamy ruiny wieży la Tour des Carol a przed nami rozpościera się piękna droga w kierunki Llivii. W czasie obmyślania trasy zainteresowało mnie, to wydzielone granicami terytorium na terenie Francji. Llivia to eksklawa hiszpańska wewnątrz terytorium Francji powstała w wyniku pokoju pirenejskiego w 1660r. W celu umożliwienia komunikacji z resztą terytorium hiszpańskiego wytyczona została eksterytorialna droga łącząca enklawę Llivii z Hiszpanią. Llivii zagwarantowano także wyłączny dostęp do łąk oraz fragmentu lasu otaczającego miasto. Po wejściu w życie układu z Schengen zniesiono zakaz skrętu na drogę eksterytorialną z przecinających ją dróg francuskich i odwrotnie. Po minięciu Llivii zatrzymujemy się na przedpołudniową kawę Sallagouse gdzie akurat trwa festyn.

P1070189.JPG

Po chwili odpoczynku od nasilającego się upału ruszamy doliną rzeki Aude, opuściliśmy już wysokogórskie tereny i wjeżdżamy w lasy Krainy Katarów, dzięki czemu odrobinę mniej odczuwamy wysoką temperaturę. Gdyby nie fatalny stan drogi delektowalibyśmy się regularnymi zakrętami wzdłuż rzeki. Przed Axtat przejeżdżamy przez wąwóz Gorges de l,Aude. Droga prowadzi dnem głębokiego kanionu, którego ściany miejscami wznoszą się na wysokość 700 m.

DSC00663.JPG

Po przejechaniu kanionu temperatura daje się nam mocno we znaki, marzymy o tym, żeby jak dzień wcześniej zanurzyć się w lodowatej wodzie strumienia, niestety jednak mimo iż cały czas jedziemy wzdłuż wody nie ma żadnego miejsca parkingowego z którego dało by się do niej zejść. Rezygnujemy więc z kąpieli i zatrzymujemy się na krótki postój na drugie śniadanie. Znów na stole lądują prowianty zabrane z domów uzupełnione o te zakupione po drodze – lokalne kiełbaski, ser.

P1050368.JPG

Pokrzepieni posiłkiem ruszamy dalej. Przed nami drugi kanion – Gorges de Galamus – będący perełką tego regionu Francji. Drogowskazy wskazują nam drogę informując jednocześnie, że na drodze obowiązuje zakaz ruchu pojazdów o wysokości ponad 2,7m i szerokości ponad 2m czy samochodom z przyczepami. Trasa rzeczywiście zwęża się do rozmiaru jednego auta i wiedzie półkami skalnymi wykutymi w 1884r., w połowie wysokości łańcucha gór, kanionem nad rzeką Agly. Dopuszczalna prędkość to 30km/h a absolutny zakaz zatrzymywania się. Z lewej strony mijamy otchłań i pionową ścianę w dół, z prawej strony i nad nami skalne nawisy. Po drodze mijamy licznych miłośników sportów ekstremalnych i wspinaczkowych, którzy za pomocą lin spuszczają się na dno kanionu.

DSC00675.JPG

DSC00681.JPG

DSC00682.JPG

DSC00684.JPG

Po minięciu kanionu nareszcie znajdujemy miejsce, w którym można zejść nad wodę. Podejmujemy więc szybką decyzję o postoju. Upał tak nam doskwiera, że Wojtek z Krzyśkiem decydują się na zrzucenie ubrań i całkowite zanurzenie się w wodach rzeczki La Sals.

P1050394.JPG

Po półgodzinnym postoju ruszamy najkrótszą drogą do Carcassonne gdyż chcemy zdążyć jeszcze w tym dniu zwiedzić ten zabytkowy kompleks urbanistyczny. Carcassonne uznany jest za największy tego typu średniowieczny zespół zabytkowy w Europie. Samo miasto składa się z dolnego i górnego z tym, że część górna to warowna fortyfikacja, określana jako Cite. Tą część okala podwójny pas murów obronnych, wyposażonych w baszty i bramy. Na murach znajdują się aż 53 wieże strzelnicze. Każdy z pasów murów powstał w innym okresie. Zewnętrzne są starsze i zostały wybudowane jeszcze za czasów rzymskich. Wewnętrzne wznieśli Wizygoci w VI w. Wewnątrz podwójnego kręgu znajduje się zamek postawiony na planie czworoboku oraz gotycki kościół St. Nazaire. Cała twierdza przeznaczona już była do rozbiórki w połowie XIX wieku z uwagi na duże zaniedbane ruin ale intensywna kampania jednego z historyków francuskich skłoniła rząd do zlecenia odbudowy obiektu. Obecnie każdego roku Carcassonne odwiedzane jest przez przeszło 3 miliony turystów. Tak liczni turyści powodują, że miejsce to jest mocno skomercjalizowane a na każdym kroku natrafia się na tłumy ludzi.

IMG_3582.JPG

P1050412.JPG

P1050422.JPG

P1050456.JPG

Po zwiedzeniu warowni udajemy się do hotelu skąd po rozpakowaniu i krótkim odpoczynku udajemy się na kolację, którą jemy nieopodal murów obronnych.

Tak kończy się ostatni dzień w Pirenejach. Jutro rozpoczynamy powrót do domów. Trasę podzieliliśmy na sześć odcinków tak aby codziennie zobaczyć coś ciekawego i żeby spokojnym, wakacyjnym tempem dojechać z powrotem.

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

7.08. - piątek - Carcassonne-Chateau-Arnoux-Saint-Auban – ok. 510km ( chociaż jak się za chwile okaże plan nie do końca się udał ;) )

Poganiani przez nadciągające chmury szybko pakujemy się, jemy śniadanie i ruszamy w drogę. Ponieważ mamy do przejechania więcej kilometrów niż w dniach poprzednich zbieramy się już koło 8.00. Planujemy dojechać w okolice kanionu Verdon a po drodze chcemy przejechać pod i po wiadukcie w Millau. Trasa prowadzi przez Park Naturalny Górnej Langwedocji. Jesteśmy zachwyceni wąskimi drogami wijącymi się poprzez lesiste tereny.

IMG_3639.JPG

Koło 10.30 zatrzymujemy się w Belmont-sur-Rance, małej urokliwej miejscowości na pyszną poranną kawę.

P1070254.JPG

Nad miastem góruje kolegiata Notre Dame de l'Assomption, której dzwonnica sięga 74m wysokości. Ruszamy dalej w drogę by po godzinie dojechać do Millau. Trochę nadłożyliśmy drogi ale było warto.

Wiadukt w Millau zbudowany jest w ciągu autostrady A75 nad doliną rzeki Tarn. Jest najwyższą tego typu budowlą w Europie, z najwyższym filarem o wysokości 341m, długość trasy prowadzącej przez wiadukt wynosi 2460m. Wiadukt wybudowano w ciągu 3 lat kosztem 394 milionów euro. Rocznie ogląda go ok. 300 tys. osób, a dziennie przejeżdża przez niego 10-25 tys. samochodów. Drogę wytyczyliśmy najpierw pod wiaduktem a następnie przejechaliśmy przez miasto, żeby później przejechać z powrotem po wiadukcie. Z czystym sumieniem mogę polecić tą atrakcję, stanięcie u podnóża wiaduktu robi niesamowite wrażenie tak samo jak jazda po nim.

DSC00813.JPG

P1050510.JPG

DSC00829.JPG

DSC00832.JPG

Czas mija a my zrobiliśmy niecałe pół zaplanowanej na ten dzień trasy. Ruszamy więc w kierunku hotelu omijając jednak główne drogi zahaczając o Park Narodowy des Cevennes. Koło 13 dojeżdżamy do niewielkiej miejscowości Aveze. Tu okazuje się, że z powodu sjesty, stacja benzynowa, którą znajdujemy jest nieczynna. Ponieważ w naszych bakach pusto a na bocznych drogach nie ma za dużo miejsc gdzie można zatankować, decydujemy się poczekać na otwarcie stacji a w między czasie udajemy się do pobliskiego sklepu. Humory nam dopisują mimo wysokiej temperatury i pół godziny szybko mija. Po otwarciu stacji szybko tankujemy i chcemy ruszać w dalszą drogę.

IMG_3863.JPG

Niestety pech, który towarzyszył nam na początku wyprawy przypomniał sobie o nas w tym momencie i skuter Pawła odmawia współpracy. Chłopcy jak zawsze wspólnie zaczęli szukać powodu awarii i szybko ustalają, że to akumulator. Próby uruchomienia za pomocą kabli nie na wiele się zdają. Na szczęście na stację podjeżdża lokalny motocyklista i wskazuje nam miejsce gdzie jest szansa znalezienia nowego akumulatora. Na poszukiwania ruszają Paweł z Arturem, który był naszym translatorem ;) a my z niecierpliwością czekamy na parkingu. Po pół godzinie wracają, na szczęście okazuje się, że we wskazanym warsztacie udało się kupić nowy akumulator, nie całkiem taki jak powinien być ale wystarczający, żeby Paweł mógł kontynuować jazdę.

DSC00863-1.jpg

IMG_3869.JPG

Szybko pakujemy się i ruszamy z feralnego parkingu. Minęła już 15.00 a przed nami jeszcze 260 km. Żwawym tempem pokonujemy kolejne kilometry poprzez urokliwe miasteczka, jednak przed Uzes z powodu wysokiej temperatury znów zatrzymujemy się na postój i zrobienie kilku łyków wody.

DSC00863-2.jpg

P1070262.JPG

Gdy po pół godzinie chcemy jechać dalej okazuje się, że tym razem mój skuter nie chce ruszyć. Mimo długotrwałych prób nie dało się go uruchomić. Czas mija podejmuję więc decyzję wezwania assistance. Ponieważ dochodzi już 20.00 grupa rusza do hotelu, mają do przejechania ponad 170 km a ze mną zostają Grzesiek i Krzysiek. Na szczęście !!! Koło 21.00 przyjeżdża wysłany przez assistance samochód do holowania ale okazuje się, że u francuzów nie ma szansy, żeby zabrał i mnie z bagażami i dowiózł w jakieś cywilizowane miejsce, nie mówiąc o pomocy w znalezieniu hotelu.

P1070263.JPG

Konsultant z centrum zgłoszeń awarii zapewnił mnie, że zostanie udzielona mi pomoc i znaleziony hotel. Niestety na obietnicach się skończyło. Dochodzi 22, robi się coraz ciemniej, na szczęście jest nadal ciepło. A ja nie wiem, gdzie pojechał mój skuter, gdzie zostanie odholowany, jak mam się dostać do jakiegoś miasta, no i do jakiego, żeby się nie okazało, że ja pojechałam w jedna stronę a skuter w drugą. Z informacji nieocenionego Patryka, który siedzi w Polsce przy kompie dowiadujemy się gdzie znajduje się najbliższy autoryzowany serwis, jeden jest w Ales ale trzeba się do niego cofnąć jakieś 50 km a drugi w Avignon przed nami jakieś 70 km. Podejmujemy z chłopakami decyzję, że ruszamy do Avignonu ze względu na to, że jest na trasie i że jest większym miastem. Łatwo powiedzieć ruszamy, mamy do dyspozycji dwa motocykle, trzy osoby i bagaże – jak to wszystko połączyć ??? Po kilku próbach udało się, ja jadę z Krzyśkiem a Grzesiek jak wielbłąd dwugarbny ma przymocowane moje dwie torby.

DSC_0629.JPG

Do Avignonu dojeżdżamy koło 24 i tu okazuje się, że assistance nie pomoże w znalezieniu hotelu. Jeździmy z chłopakami od hotelu do hotelu w poszukiwaniu noclegu i gdyby nie pomoc Patryka pewnie do dziś byśmy się tam plątali ;) Koło 3 w nocy stanęliśmy przed hotelem, w którym Patryk zarezerwował mi nocleg, miły, zaspany właściciel mimo, że rezerwacja była od następnego dnia wpuścił mnie i dał pokój a Grzesiek z Krzyśkiem ruszyli do swojego hotelu gdzie dojechali koło 5 rano.

W tym czasie …. grupa:

Pozostawiając Joasię oczekującą na lawetę w towarzystwie Krzyśka i Grześka, z wisielczymi humorami ruszyliśmy w stronę hotelu. W głowach kłębią się myśli: czy jutro skuter Asi będzie sprawny?, czy spotkamy się już jutro, czy za dwa dni?, nie, no wszystko musi być dobrze. Odjeżdżając wtedy z parkingu nie mieliśmy pojęcia, że dalszą część wyprawy pojedziemy niestety już bez naszej organizatorki (jak się później okazało z powodu opieszałości serwisu z Joasią spotkamy się dopiero w Polsce). W drodze do hotelu jedziemy przez Avignon, ale jest już zbyt późno aby nacieszyć się widokiem nie wspominając o zwiedzaniu.

P1050575.JPG

Najszybszą możliwą drogą, bardzo późnym wieczorem docieramy do hotelu w Chateau-Arnoux-Saint-Auban. Oczekujemy jeszcze na przyjazd Grześka i Krzyśka ale okazuje się, że z powodu braku działań assistance muszą zaopiekować się pozostawioną przez pomoc drogową na miejscu awarii Joasią i jej bagażami. W hotelu mają zjawić się dopiero rano.

8.08. - sobota - grupa : Chateau-Arnoux-Saint-Auban – Begude ok. 330km

ja: Avignon – ok 10 km na piechotę

Grupa:

Krzysiek z Grześkiem pojawili się wczesnym rankiem i udali się na spoczynek (dojadą do nas później, mamy spotkać się w następnym hotelu). My tymczasem pakujemy manatki, śniadanko i w drogę. „Wycieczkę” prowadzi Wojtek według wytycznych Joasi. Dzisiaj mamy dotrzeć do Borgo San Dalmazzo we Włoszech. Trasa biegnie oczywiście nie najkrótszą drogą ;) , a do pokonania mamy ok. 390km.

Na początek docieramy do Wielkiego Kanionu Verdon (21 km), który jest unikatem w Europie (został wpisany na listę UNESCO). Jego wąwozy zostały całkowicie zbadane dopiero na początku tego wieku, są bowiem trudno dostępne. W niektórych miejscach ich głębokość sięga kilkuset metrów. Na terenie Parku Regionalnego Verdon rośnie wiele zagrożonych gatunków roślin, oprócz tego występuje tam unikatowa flora i fauna. Rzeka Verdon (po prowansalsku znaczy podarunek zieleni) kończy swój bieg w jeziorze St. Croix (św. Krzyża), o przepięknym szmaragdowym kolorze.

Aż serce rośnie, zakręty, podjazdy i niesamowite widoki jakie ukazują się naszym oczom, tego po prostu nie można opisać to trzeba poczuć i zobaczyć.

P1050607.JPG

IMG_4123.JPG

P1050628.JPG

Pełni wrażeń zatrzymujemy się nad jeziorem Castillon tuż przy zaporze. Chwilę odpoczywamy napawając się widokiem turkusowych wód jeziora.

IMG_4393.JPG

Ruszamy dalej - mamy jeszcze kawałek drogi do przejechania. Radując się kolejnymi winklami jedziemy malowniczą trasą wzdłuż wąwozu Dalius.

DSC01169-2.jpg

P1050731.JPG

P1050737.JPG

Mknąc dalej w stronę punktu docelowego w okolicach miasta Valberg, z daleka podziwiamy panoramę Alp, które w tej części są obszarem Parku Narodowego Mercantour.

100_4121.JPG

DSC01183.JPG

Podczas postoju w miejscowości Bolline we Francji, zmęczeni dotychczasową trasą i niepewni pogarszającej się pogody postanawiamy, że odpuszczamy część trasy wytyczoną przez Joasię omijając niestety Col de Turini udając się do hotelu we Włoszech najkrótszą drogą. Niestety po włoskiej stronie Alp złapała nas jednak burza. Na szczęście w hotelu czekał na nas (a właściwie na nasze maszyny) suchy ogrzewany garaż.

IMG_4755.JPG

Z radością powitaliśmy czekających już na nas Grześka i Krzyśka dzieląc się z nimi podczas kolacji wrażeniami minionego dnia.

W tym czasie … ja:

Po spędzeniu bezsennej nocy w hotelu czekam rano na informacje z assistance o dalszym losie mojego maleństwa. Ponieważ nikt się ze mną nie kontaktuje sama do nich dzwonię i dowiaduję się, że muszę czekać do poniedziałku ponieważ dopiero wtedy pojazd zostanie dostarczony do serwisu. Tak jak się obawiałam chcieli go dowieźć do tego drugiego serwisu w Ales, na szczęście po moim kategorycznym żądaniu popartym informacją, że ponieważ sama musiałam sobie szukać noclegu jestem w Avognion, zgodzili się na dostarczenie skutera do tego miasta. Teraz, po uspokojeniu nerwów, nie pozostaje mi nic innego jak zorganizować sobie czas w tym pięknym mieście. Sobotnie popołudnie spędzam na spacerze po starym mieście i orientowaniu się co warto zobaczyć w niedzielę.

P1070284.JPG

P1070299.JPG

Awinion to francuskie miasto kojarzone przede wszystkim z papieżami. Leży ono w departamencie Vaucluse w regionie Prowansji, Lazurowego Wybrzeża i Alp Francuskich. Miasto otaczają z jednej strony wody rzeki Rodan, a z drugiej strony przylega ono do wapiennego wzgórza. Miasto jest przede wszystkim centrum kulturalnym i turystycznym. Historia Awinionu sięga jeszcze czasów rzymskich, kiedy to powstała niewielka osada Avenio. Osada ze względu na położenie przy żeglownej rzece Rodan mogła się rozwijać tworząc miasto, które przynależało wówczas do francuskiej Prowansji. Mimo francuskiego nadzoru stanowiło ono ważny ośrodek handlu. Jego wielkość zaczyna się jednak w XIII wieku, kiedy to stał się on siedzibą papieży i Stolicą Apostolską. Pod koniec XIV wieku był już miastem o sławie porównywalnej z Paryżem czy Londynem. Obiad jem na Placu zegarowym. Jest jedno z ważniejszych miejsc w Avignon, centrum handlu. Przy placu znajduje się budynek ratusza z wieżą, na której w 1471 zamontowany zostaje zegar z dwoma automatami wybijającymi godzinę, budynek teatru, którego wejścia strzegą dwie rzeźby przedstawiające Moliera i Corneille oraz liczne kamienice z restauracjami oferującymi pyszne dania regionalne jak i mgiełkę wodną puszczaną spod parasoli co w panującym upale jest bezcenne.

P1070269.JPG

Po obiedzie podczas spaceru wąskimi uliczkami przepełnionymi turystami i wszechobecnym zapachem lawendy ustalam plan na niedzielę. Zwiedzę najważniejsze zabytki miasta: Pałac Papieski, XIII-wieczna romańską katedrę Notre Dame des Doms z kaplicami z XIV-XV wieku, XII-wieczny most nad Rodanem .

P1070271.JPG

P1070281.JPG

P1070281.JPG

Dzień dobiega końca, ponieważ hotel znajduje się na obrzeżach miasta w dzielnicy przemysłowej przede mną pięciokilometrowy spacer. Po drodze jeszcze zatrzymuję się w centrum handlowym i robię niewielkie zakupy na kolację.

9.08. - niedziela - grupa : Begude - Peschiera del Garda, ok. 350 km

ja: Avignon – ok 10 km na piechotę

Grupa:

Ranek obudził nas piękną pogodą. Wypoczęci, rześko zebraliśmy w dalszą drogę.

DSC01207.JPG

Dzisiaj celem jest jezioro Garda, gdzie w pobliżu mamy zarezerwowany hotel, czyli mkniemy najkrótszą drogą do celu. Aby przyjechać jak najwcześniej pędzimy autostradą. Trasa mało ciekawa, ale jezioro czeka. Zatrzymujemy się na pierwszym postoju aby zatankować i okazuje się, że znowu dopada nas pech - skuter Artura zgubił śrubę tylnej osi i z powodu poluzowanego koła bezpieczne kontynuowanie dalszej podróży jest niemożliwe.

Po dłuższym poszukiwaniu możliwych rozwiązań okazuje się, że bez pomocy assistance jednak się nie obędzie. Po naradzie postanawiamy: Artur czeka na pomoc drogową na stacji, a Krzysiek zabiera Ewę na swój skuter i kontynuujemy podróż (mamy już mocno w plecy z czasem). Wskakujemy więc znów na autostradę i rura do przodu. Nagle okazuje się, że jadący jako ostatni Wojtek zniknął z pola widzenia. Dzwonimy do niego i o zgrozo dowiadujemy się, że pech nam dalej nie odpuszcza – w skuterze Wojtka zerwał się pasek napędowy. Wrócić się nie możemy, musimy jechać dalej, a Wojtek w międzyczasie wzywa pomoc z assistace.

W wisielczych humorach dojeżdżamy do hotelu, i zamiast pławić się w jeziorze kombinujemy jak tu odtransportować Wojtka z Filipem do Polski (najlepiej ze skuterem). Czy pech nie przestanie prześladować naszej ekipy? Zgodnie z planem nad Gardą od naszej grupy odłącza się Grzesiek, który teraz wakacje będzie spędzał we Włoszech z żoną. Dzień zakończył się jednak w miarę optymistycznie, skuter Artura czeka na nową nakrętkę (mają ją zamontować rano w serwisie w pobliżu miejsca awarii) a Wojtek razem z Filipem jadą do domu (a skuter z nimi) na pokładzie busa z polski. Względnie uspokojeni rozwojem sytuacji kładziemy się spać. Niestety jeziora w tym dniu nawet nie zobaczyliśmy.

W między czasie Artur:

Rano zauważyłem, że kontrolka ABS nie gaśnie.

Hmmm oglądam przednie koło z czujnikiem ale nie widać nic niepokojącego, na inspekcje tylnego koła nie starcza czasu. To nic - na następnej stacji przy tankowaniu zerknę i tam. W drogę na autostradę i po 250 kilometrach szybkiego przelotu postój. Idę sprawdzić tylne koło i tu ZONK .

Brak nakrętki tylnego koła ! Do tego koło mając luz przesuwało się w zacisku hamulcowym i uszkodziło zacisk ( wypiłowało i wyrwało mocowanie klocka hamulcowego w jarzmie ).

Decyzja - laweta i do hotelu. Ponieważ jest niedziela przez 3 godz. nie wiedzą gdzie mnie skierować. W końcu decyzja - ja do Piacenzy a skuter zostaje w pomocy drogowej. Jak się dowiedzą, który serwis pracuje to tam zawiozą ( jest sierpień i większość Włochów ma urlop ).

Miły facet z autostradowego assistance zobowiązał się, że zamówi mi taxi do hotelu ( jestem 18 km od najbliższego miasta ) i tu znowu ZONK , po wybraniu nr. telefonu taxi słychać radosny komunikat: "fajnie że nas wybrałeś ale jest sierpień i mamy urlop. Zadzwoń we wrześniu . Ciao "

I tak 4 razy. Dopiero po piątym tel. przyjeżdża taxi i ląduję w Hotelu.

Jest Ok. a nawet lepiej niż ok.

Teraz czekam na poniedziałek i jakieś info z serwisu.

20150812_194009.jpg

W tym czasie ja w Avignon:

Po śniadaniu realizuję pan zwiedzania, temperatura nie odpuszcza więc znów czeka mnie półgodzinny masz w słońcu z hotelu do centrum miasta. Niestety mimo że dzień wcześniej opanowałam korzystanie z komunikacji miejskiej okazuje się, że w niedzielę autobusy do tej części miasta nie dojeżdżają, w końcu to dzień wolny od pracy.

Pierwsze kroki kieruję do Pałacu Papieskiego.

P1070301.JPG

Od roku 1309 Awinion jest siedzibą papieży. W Awinionie rezyduje ich 7: Klemens V, Jan XXII, Benedykt XII, Klemens VI, Innocenty VI, Urban V, Grzegorz XI.. Prace przy konstrukcji Pałacu Papieskiego rozpoczęto za pontyfikatu Benedykta XII. Ta pierwsza część pałacu została nazwana Stary Pałac. Pałac-Forteca, utrzymany w stylu romańskim odzwierciedla surowość, która charakteryzowała trzeciego papieża tej stolicy chrześcijaństwa. Jego następca, Klemens VI jest mecenasem sztuki i hojnym człowiekiem, który pragnie mieć pałac bardziej zgodny z jego gustem artystycznym i bardziej luksusowy, dlatego nakazuje wybudować Nowy Pałac. Podczas rewolucji Pałac Papieski służy za więzienie i zostaje bardzo zniszczony. W czasach Konsulatu zostaje przemieniony w koszary, aż do roku 1906 w którym powierzony Ochronie Zabytków zostaje odrestaurowany. Po odstaniu kilku chwil w kolejce po bilet zostaję miło zaskoczona możliwością wyposażenia się podczas zwiedzania w „gadającego przewodnika” mówiącego po polsku. Dzięki temu zwiedzanie pałacu zajęło mi ponad trzy godziny i mogłam poznać bardzo szczegółowo historię tego miejsca oglądając m.in.: konsystorz, kaplicę Św. Jana gdzie zachowały się freski przedstawiające sceny z życia świętego Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty, kuchnię w której wysoki sufit tworzy komin w kształcie ośmiokątnej piramidy, 48-mio metrową salę jadalną, Wieżę Skarbnicę, w której w różnych przemyślnych skrytkach składowano skarby papieży, salę Wielkiej Audiencji, która była sala sądową Trybunału Świętej Roty oraz Wielką Kaplicę Klemensa VI zrealizowaną w stylu gotyku prowansalskiego.

P1070328.JPG

P1070328.JPG

P1070336.JPG

Z pałacu Papieskiego przechodzę na sławny Most Saint Benezet. Wybudowany ok. 1100r. Ten słynny Most Awinioński posiadał 22 łuki i miał długość 900 m. Podczas oblężenia Awinionu w 1226r. został niemal doszczętnie zburzony, następnie do końca XVIIw. Most był wielokrotnie odbudowywany jednak gwałtowność Rodanu wielokrotnie niszczyła go. Do naszych czasów przetrwały tylko cztery łuki i kaplica św.

P1070361.JPG

P1070364.JPG

Po zwiedzaniu czas na obiad, na który znów udaję się na Plac Zegarowy.

P1070374.JPG

Tu też dochodzi mnie wiadomość o problemach Artura. Mała nakrętka a skuter nie nadaje się do bezpiecznej jazdy . Pech tej wyprawy jest nie możliwy.

Po obiedzie w fatalnym nastroju udaję się na spacer uliczkami Awinionu i zaglądam w różne zaułki.

P1070383.JPG

P1070373.JPG

P1070378.JPG

P1070386.JPG

Czas udać się do hotelu tym bardziej, że znów czeka mnie półgodzinny marsz do hotelu.

I oczekiwanie na poniedziałkowy poranek ...

P1070390.JPG

Zanim udam się na spoczynek podczas rozmowy z Krzyśkiem dowiaduję się, że i Wojtek nie pojedzie już z nimi dalej. Z powodu urwanego paska drogę do domu kontynuuje razem z Filipem na lawecie. Przecież to nie może się dziać na prawdę !

100_4147.JPG

Zasypiam załamana i zalana łzami z iskierką nadziei, że jutro coś pozytywnego zacznie się dziać.

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

10.08. - poniedziałek - grupa : Peschiera del Garda - Polje, ok. 360 km

ja: Avignon – ok 10 km na piechotę

Artur: Piacenza

Grupa:

Dzisiaj kierujemy się na Słowenię, więc szybko na śniadanko i w drogę. Postanawiamy, że podjedziemy jeszcze przynajmniej zobaczyć jezioro Garda.

P1050764.JPG

Było warto, jezioro jest piękne. Jego północna część otoczona jest górami (z których większość należy do alpejskiego łańcucha Grupy Baldo). Jest to największe i najczystsze jezioro Włoch.

Zmęczeni zdarzeniami wczorajszego dnia nie stosujemy się niestety do planów Joasi i zamiast trasy widokowej do miejsca docelowego wybieramy najszybszą drogę (omijając oczywiście autostrady), aby po przyjeździe mieć więcej czasu na odpoczynek. Pierwotnie trasa miała mieć ok. 480km, po modyfikacji mamy do przejechania ok. 360km.

Trasa do Polje w Słowenii upływa nam spokojnie. Przez zmianę trasy Włochy przelatujemy bez ciekawszych krajobrazów za to już w Słowenii cieszymy się pięknem Alp Julijskich, zakrętami i stromymi podjazdami .

IMG_4913.JPG

Szczęśliwie docieramy do celu. Wiemy już jednak, że Artur dołączy do nas dopiero jutro w Austrii. Jak widać montaż nakrętki tylnej osi dla serwisu we Włoszech nie jest sprawą prostą :( .

Rozjuczamy nasze maszyny i udajemy się na posiłek. Czas na rozmowach o minionych dniach naszej wyprawy i planach na kolejne dni mija szybko.

P1050874.JPG

P1050875.JPG

Udajemy się na spoczynek, gdyż jutro czeka nas droga do Austrii, tym razem przynajmniej w części z zaplanowanymi przez Joasię atrakcjami.

W międzyczasie Artur:

Od rana czekam ....i czekam ....i czekam...... Nikt nic nie wie ( ale to nic dziwnego ja dzwonię do Warszawy. Warszawa mailuje do Rzymu. Rzym do Piacenzy i z powrotem więc to się rozmywa no i jest sierpień i ..... ) W końcu znajduję w internecie adres serwisu okazuje się, że jest 1,5 km od mojego hotelu. Zadzieram kiecę i lecę może się czegoś dowiem. Z daleka widzę, że drzwi są otwarte, a to już sukces ( pamiętajcie jest sierpień i wszyscy mają urlop). Wchodzę i pytam czy coś może wiedzą o moim skuterze.

Huraaaa wiedzą ale będzie u nich dopiero rano we wtorek ( jest sierpień i .......)

Idę coś zjeść ( mega hamburger 0,5 kg mięsa - i to był ten mniejszy ) i nyny. Nie mogę doczekać się jutra.

W tym czasie ja w Avignon:

Po śniadaniu ponieważ nie mam informacji z assistance, planuję iść do serwisu z nadzieją, że czegoś się dowiem. W internecie szukam więc informacji w jakich godzinach pracuje warsztat. I szlag o mało nie trafił mnie na miejscu gdy wyczytuję, że serwis działał w sobotę natomiast w poniedziałek mają wolne !!!!!!! Konsultant z assistance gdzie zadzwoniłam z całkowitym brakiem zainteresowania problemem stwierdził, że francuscy koledzy nie udzielili takich informacji i że wobec tego muszę czekać do wtorku -bezsilność i złość. Cóż, jednak pozostanie w hotelu cały dzień nie ma sensu. Po kolejnym przedłużeniu pobytu w hotelu, czym niezmiernie zdziwiłam właściciela, znów udaję się do miasta. Ponieważ chodzenie po muzeach nie pociąga mnie dziś w ogóle wybieram przejażdżkę pociągiem wycieczkowym.

P1070422.JPG

Ze słuchawkami na uszach przemierzamy uliczki starego miasta poznając historę mijanych miejsc.

P1070410.JPG

P1070412.JPG

P1070407.JPG

Później jeszcze spacer na nogach i wracam znów do hotelu.

P1070444.JPG

P1070453.JPG

Po powrocie jeszcze rozmowa z miłym właścicielem hotelu, który przyjechał do Awignonu z rodziną z Maroka. Bardzo zaciekawiło Go czemu tak przyjechałam do niego w środku nocy, czemu chłopcy pojechali i czemu tak przedłużam pobyt u niego. Bardzo go zmartwiła cała sytuacja i bardziej się przejął niż konsultanci z assistanca. Cóż, czekam na wtorkowy poranek.

11.08. - wtorek - grupa : Polje - Eisenerz, ok. 350 km

ja: Avignon – ok 10 km na piechotę

Grupa:

Poranek wita nas słońcem, pakujemy bambetle

IMG_5038.JPG

i zjadamy nareszcie normalne śniadanie (są wędliny i nawet nameszane jajca ;) czyli nasza jajecznica )

IMG_5041.JPG

Najedzeni i w dobrym humorze ruszamy w drogę. „Wycieczkę”, jak wczoraj, prowadzi Krzysiek. Kierujemy się na Eisenerz w Austrii. Główną atrakcją dnia ma być przejazd przez Nockalmstrasse.

Po drodze podziwiamy piękno krajobrazu Słowenii

P1050900.JPG

P1050922.JPG

Wreszcie Austria i coraz bliżej oczekiwany przejazd Nockalmstrasse.

IMG_5245.JPG

Piękna trasa widokowa, podjazdy i zakręty - całość robi niezwykłe wrażenie!

IMG_5256.JPG

DSC01501.JPG

Najpierw przystanek na szczycie Glockenhutte (2024m.n.p.m) na podziwianie widoków i kawkę.

P1060021.JPG

DSC01537.JPG

DSC01527.JPG

Po czym kolejny przystanek na Eisentalhohe (2042m.n.p.m) i znów sycimy oczy panoramą Alp.

IMG_5343.JPG

DSC01559.JPG

Teraz już jedziemy do Eisenerz możliwie szybką drogą, niemniej jednak trasa nadal jest malownicza.

P1060156.JPG

P1060171.JPG

P1060202.JPG

Dojeżdżamy do miejsca naszego ostatniego noclegu wyprawy w Pireneje. W oddali widać wielki kamieniołom, w którym od 1995 roku odbywją się ekstremalne enduro ErzbergRodeo będące największą tego rodzaju imprezą w Europie.

P1060214.JPG

Wcześniej w drodze Ewa otrzymała informację od Artura, że nakrętka założona i wkrótce powinien się zjawić w hotelu. Przyjechał, teraz można iść się posilić i podzielić się wrażeniami dzisiejszego dnia, oraz ustalić plan na jutro.

W między czasie Artur:

Przed 9-tą jestem w serwisie Hondy. Przebieram nogami jak dziecko czekając na otwarcie.

Drzwi się otwierają i ........ZONK przemiły szef salonu mówi, że nie ma u niego mojego skutera, bo nie ma mechanika ( jest sierpień i .... będzie we wrześniu) ale mam jechać na drugi koniec miasta do serwisu Yamahy .

Znowu Taxi i po 20 min. jestem w salonie Yamahy.

Ledwo się przedstawiłem szef serwisu zaprowadził mnie na warsztat i mówi, że zrobił co mógł ale nie miał oryginalnych części ( jest sierpień i ... będą we wrześniu ) więc dał pasującą nakrętkę i tulejkę. Poskręcał wszystko do kupy i tyle. Klocki wytarły się do blachy, a i zacisk tylny trzyma się na tzw. słowo honoru. Jak określił jest prawie ok i można jechać tylko nie hamować tylnym hamulcem i zwracać uwagę czy nie odkręca się koło. Cała akcja to koszt 40

O 11-tej pakuję się na koń i.... w drogę!

Przez pierwsze 20 km delikatnie , na każdej stacja paliw sprawdzam nakrętkę. Jest ok! - to ustawiam na tempomacie 160km/godz. i pędzę na spotkanie z resztą grupy. Ok. 13-tej dzwoni asisstance i mówi , że "... nie mają od poniedziałku żadnej informacji od Włochów co z moim skuterem i nie wiedzą co się dzieje..." dlatego milczeli. No cóż - mówię - jestem w drodze od paru godzin, skuter jest "naprawiony" i wszystko jest ok.

W końcu po 700 km jestem. Szybkie uściski i razem idziemy na piwo i sznycla.

P1060217.JPG

No a w Awinionie:

W związku z tym, że już dzień wcześniej sprawdziłam, że serwis zaczyna pracę o 9.00 kilka minut po, stałam przed drzwiami. Z radością zauważyłam, że mój skuter już tam stoi. I na tym radość się skończyła. Panowie w serwisie nie byli w ogóle chętni do rozmowy. Jedyne co mieli mi do powiedzenia to to, że najbliższy wolny termin mają w przyszłym tygodniu. "Do powiedzenia" to wiele powiedziane bo jedyny język w jakim się porozumiewali to francuski, bez żadnej chęci jakiejkolwiek współpracy. Na szczęście przewidziałam tą sytuacje i już wcześniej ustaliłam z kuzynami w Polsce, że będę do nich dzwoniła, żeby pomogli w tłumaczeniu. Niestety i taka forma komunikacji panom w serwisie nie odpowiadała. Powiedzieli, że nic nie obiecują, czasu nie mają a ja mam iść sobie do hotelu i czekać na informację. Koniec kropka, telefonu więcej do ręki nie wzięli. Dobrych wiadomości nie miał dla mnie też konsultant z assistance gdzie zadzwoniłam, poinformował mnie, że na razie czekają na informacje od francuzów więc i ja mam czekać. Nie wiedziałam co mam z sobą zrobić. Chwilę połaziłam jeszcze po wąskich uliczkach Avignon, zjadłam lody i wróciłam do hotelu.

P1070496.JPG

P1070475.JPG

P1070468.JPG

Koło 18.30 telefon z serwisu. Mam natychmiast przyjechać bo wg. nich to alarm ale "pikacz" nie działa. Tłumaczenie, że ja nie używam alarmu nic nie daje. Biorę więc taryfę i pędzę. Dopiero na miejscu na migi tłumaczę im, że nie używam alarmu, że pilot, którego używali nie jest od skutera tylko od bramy w domu. Ponaciskali sobie alarm pilotem, który przywiozłam ze sobą i doszli do wniosku, że to jednak nie to ... i kazali wracać do hotelu i czekać. Jedyny pozytyw w całej sytuacji to to, że zobaczyłam, że jednak zajęli się moim maleństwem.

12.08. - środa - grupa : Eisenerz - domy, ok. 350 km

ja: Avignon – Jasseron - 300km

Grupa:

Zgodnie z ustaleniami dnia poprzedniego wracamy do domu najszybszą trasą, pakujemy bagaże, zjadamy śniadanie, zakupujemy winiety na Austriackie autostrady i do domu.

IMG_5621.JPG

IMG_5622.JPG

Droga powrotna jak to autostradami – nic ciekawego, gaz i do przodu.

IMG_5700.JPG

Czechy, już niedaleko do domu. Zjeżdżamy jeszcze na stację paliw przy autostradzie obok Ostrawy, tutaj wita nas Patryk :). Krótka wymiana wrażeń z naszych wakacji , pamiątkowe zdjęcia i każdy z nas rusza już w swoją stronę. Przyjdzie jeszcze czas aby podzielić się szczegółami z wyprawy.

IMG_5739.JPG

IMG_5741.JPG

A w Avignon:

Poranek znów słoneczny mnie obudził, tylko co z tego ? Panowie z serwisu kazali czekać w hotelu, poza tym na zwiedzanie miasta już nie mam w ogóle ochoty. Właściciel hotelu pozwolił mi do 12.00 być w pokoju. Później schodzę do holu i tam rozkładam się obozem. Miałam nadzieję, że przed sjestą zadzwonią do mnie z serwisu niestety, godziny mijają a ja oglądam kolejne odcinki "Ojca Mateusza". Towarzystwa dotrzymuje mi hotelowy kot.

DSC_0653.JPG

Po 18.00 nareszcie telefon z serwisu, skuter jest OK i mogę przyjechać. Do serwisu zawozi mnie angielskie małżeństwo, które widząc niecodzienną sytuację ( kobietę płaczącą ze szczęścia wpadającą w ramiona właściciela hotelu ;) ) zainteresowało się co się stało. Po wysłuchaniu historii powiedzieli, że absolutnie nie ma opcji, żebym taksówką jechała, że oni mnie zawiozą.

Po 19.00 po załatwieniu wszystkich formalności i uzyskaniu informacji , że zepsuła się jakaś część elektroniczna ( więcej się od nich nie dowiedziałam z powodu braku kompatybilności językowej ;) a jak później w serwisie w Polsce okazało się, że awarii uległ impulsator ) nareszcie wyjeżdżam. Tylko nie bardzo wiem co mam począć. Gdyby mi oddali skuter chociaż godzinę wcześniej ruszyłabym w ślad za grupą, żeby przejechać kanion Verdon, trasy alpejskie, zobaczyć jezioro Garda. Zostać w Awinionie już bardzo nie chciałam. Podjęłam decyzję, że jadę najszybszą drogą do domu. Nawigacja pokazała, że mam przed sobą 1770 km. Planuję w tym dniu przejechać jak najdalej mi się uda, znaleźć jakiś nocleg a w czwartek dojechać do domu.

Po przejechaniu 300 km koło 22.00 zatrzymuję się w hotelu przy autostradzie w Jasseron. Ponieważ jutro chcę wyjechać jak najwcześniej szybko idę spać.

13.08. - czwartek - Jasseron - Rybnik - 1470km

Budzę się dopiero o 6.00 a o tej porze chciałam już być w drodze. Ruszam ok 7.00.

Ruch na autostradzie we Francji jest o tej godzinie jeszcze umiarkowany. Po wjechaniu do Niemiec sytuacja pogarsza się. Jeden pas zajęty jest przez tiry, drugim gnają osobówki. Temperatura wzrasta i dochodzi do 40 st. Prędkość bardzo mi spada gdyż muszę się zatrzymywać co godzinę żeby się napić i odpocząć w cieniu.

P1070511.JPG

Sytuacja poprawia się po wjechaniu do Czech: zmniejsza się ruch, zmieniają się widoki wzdłuż autostrady - nie jest tak nudno. Koło 12.00 odbieram telefon od konsultanta z assistance z zapytaniem czy przypadkiem nie wiem, co z moim pojazdem gdyż oni nie mają kontaktu z serwisem. Jakaż była jego radość ( a moje zdegustowanie ), że nareszcie mają upierdliwą babę z głowy i mogą odfajkować „sprawa załatwiona”. Towarzystwa w czasie drogi dotrzymują mi Patryk i Marcin pisząc sms. Po 21, po 14 godzinach jazdy, dojeżdżam do granicy. Wjeżdżam na stację benzynową i mam nadzieję, że zobaczę chłopaków. Jakież było moje zdziwienie gdy na powitanie wyskoczyła cała grupa pirenejska , wielka radość i wzruszenie. Mimo późnej pory siadamy i gadamy o minionych dniach.

Koło 23 dojeżdżam do domu gdzie tradycyjnie: dzieci witają, pies szaleje ze szczęścia, a na stole czeka pyszna kolacja i ciasto.

A tym czasem grupa:

Wieczorem Patryk daje cynk: Joasia ma już naprawiony skuter i wieczorem będzie już w Polsce, ma się zatrzymać na stacji Shell obok Ostrawy gdzie będzie czekał Patryk. Wszyscy oczywiście postanawiamy zrobić jej niespodziankę i przywitać naszą Szefową, przecież jakby nie Joasia to wyjazd w Pireneje nie doszedłby do skutku . Stawiamy się na miejscu koło 21.00.

IMG_5744.JPG

Jest, przyjechała! Wyskakujemy z ukrycia, a nasza Szefowa jest zaskoczona takim powitaniem :). Cieszymy się, że szczęśliwie wróciła do domu ;)

IMG_5748.JPG

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

...a już myślałem, że tak mało zdjęć poczyniliście na wyprawie, a tu proszę :) ładnie, ładnie, pyk, pyk i jest relacja, prawie w parę chwil.

Zaraz zasiadam wygodnie w fotelu i jadę z Wami po Pirenejach :)

PS. szkoda że takie maciutkie te foteczki.

Odnośnik do komentarza
  • Sympatycy

Relacja mistrzostwo świata, dosłownie ;-). Ależ mieliście przygody, z pewnością pozostaną w pamięci na długie lata. Wielkie brawa :clapping:

Arturze, Joasiu, przepiękne zdjęcia, ale czy jest możliwość, by chociaż część tych fotek obejrzeć w "nieco" więc większej rozdzielczości? Nie to, żeby poprawiać wszystkie posty, bo to kupa pracy, ale może chociaż dałoby się zebrać kilka fotek większych w jeden link np dropbox?

Odnośnik do komentarza

Bardzo fajna opowieść i relacja, podziwiam hm, może to inaczej widzicie, ale odwagi w wyjeżdzie skuterami tak daleko. Niby wiem, że nawet 50 tką można przemierzyć świat, niby wiem, że w grupie rażniej, ale ja jakoś nie wyobrażam sobie jazdy tak daleko- szczególnie chodzi o dolot do Pirenejów. W samochodzie jakoś bardziej bezpiecznie się wydaje, nie tylko w sensie drogowym, ale i pogodowym i nawet mechanicznie. Tym niemniej pasjami czytam wszystkie opisy jazd skuterami na wielkie wakacje- a te były i wielkie i fajne i z przygodami. Podziwiam i życzę kolejnych wyjazdów pozbawionych tym razem modułu awaryjności. Po obejrzeniu jeszcze fotek na dużym ekranie- super zdjęcia

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

Relacja trzyma w napięciu od awarii do awarii :(. Na spotkaniu podróżników liczę na większą ilość zdjęć i opowieści.

Takie przeżycia w czasie wyprawy długo zostają w pamięci, a powitanie na stacji bezcenne :clapping:

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

Przeczytałem wczoraj siedząc w fotelu całą relację i jestem dla Was pełen podziwu i szacunku :) :) pyk, pyk, sie wstawia, ale przymiarka do opisu trwała trochę.

O waszych "przygodach" było cichsza. Wydaje się, że nie jest problemem pojechać daleko mając marzenia i chęć przygody. Z każdą wyprawą idą w parze przygody i przeżycia, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. To one właśnie dodają smaczka, a te właśnie wspomina się najdłużej. Jadąc w grupie poznaje się prawdziwych przyjaciół. Super, ze w swoim bagazu mieliście assistance, co by było bez tego szczegółu?? I tutaj im dalej sie jedzie tym dokładniej trzeba się pakować, ale do tego potrzeba doświadczenia.

Jeszcze raz SZACUN :)

Swoją obecnością na Spotkaniu Podróżników dodacie bardziej Smaka!

Odnośnik do komentarza

Super relacja. Czytałem i nie wierzyłem w to co czytam. Przygód tyle ze nie jedną wyprawę by obdzielił.

Najważniejsze ze wszystko skończyło się dobrze a dzisiaj juz pewnie wspominacie to z humorem.

Odnośnik do komentarza

jedna z ciekawszych relacji jaką czytałem, cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło :)

niestety, serwis przed wyjazdem nie pomógł ;(

znów sprawdza się stara zasada: porządny asistance + pełna $$$ złota karta... ;)

ale to co zobaczyliście i czego doświadczyliście pozostanie zawsze z wami, zatem w ogólnym rozrachunku myślę, że warto...

pozdrawiam i życzę dalszych pozytywnych przygód

Odnośnik do komentarza

Relacja fantastyczna, zdjęcia super. :clapping: Tylko pozazdrościć - a awarii w trasie nikt nie jest w stanie przewidzieć.

Ale mała dygresja mi się nasunęła : na trasie poległy 3 Króle (albo nawet 4 :question: ) i 1 Zacna , a chyba jechał z wami Kymco - i dał rade :)

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

Fajna wyprawa, moc wrażeń i emocji. Przeczytałem z zapartym tchem. Ale Was ten pech prześladował ... Grunt, że wróciliście cali i zdrowi.

Odnośnik do komentarza
  • Sympatycy

Panie i panowie pragnę dodać :wyprawa piękna i wspaniała.EKipa sprawdzona .sprzęty sprawdziły się prawie super.

Drobne awarie które nas dopadły to pikuś przejechaliśmy razem w ciągu kilkunastu dni ponad 40tyś.km.i było warto.

Odnośnik do komentarza

Gratulacje dla uczestników, a w szczególności dla Joasi za wytrwałość w samotności. Pawełku z tymi 40-toma tyś. kilometrów to chyba żart.

pozd. Świder

Odnośnik do komentarza
  • Klubowicze

To suma kilometrów przejechana przez wszystkie skutery ( 7 szt x 6 tyś = 40 tyś km. )

przejechaliśmy razem w ciągu kilkunastu dni ponad 40tyś.km.i było warto.

Odnośnik do komentarza
  • Sympatycy

To suma kilometrów przejechana przez wszystkie skutery ( 7 szt x 6 tyś = 40 tyś km. )

Sprawdziłem!

Po obliczeniach limesowo-, różniczkowo-, całkowych wychodzi jak ta lala! :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...