Skocz do zawartości
Forum Burgmania

Weekendowy wypad do Wilna


Gość Ransom

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

Do tej pory zdecydowanie bardziej czytałem niż pisałem ale kiedyś musi być początek, prawda?

Poniżej zamieszczam krótką relację z wypadu do Wilna który zrobiliśmy chyba głównie z tęsknoty za odchodzącym latem i potrzebą pośmigania (silniejszą niż żądza zwiedzania :-)

Wycieczka do Wilna – 2 moto + 2 skutery

W czasie przygotowań do poprzedniej wycieczki okazało się że Żaba na nią pojechać nie może. Wtedy właśnie powstał pomysł jesiennego wypadu w kierunku północno-wschodnim. W międzyczasie dużo się działo ale nadszedł w końcu ostatni weekend września i w piątkowe, pochmurne popołudnie we trzech wyruszyliśmy spod firmy: Dominik na FZ6, Roman na „policyjnym” BMW i ja na Xcitingu 500i. Po 30 minutach przepychania się w korku na Trasie Toruńskiej dotarliśmy na parking pod Pizza Hut na wylocie z Warszawy gdzie dołączył do nas Żaba na Burgmanie 650. W sporym korku wyjechaliśmy na obwodnicę Wyszkowa gdzie wreszcie mogliśmy się nieco rozpędzić. Ten odcinek prowadził Romek a my mieliśmy szansę poćwiczyć wspólną jazdę w zorganizowanej formacji. Szło nieźle... Mimo ciężkich chmur słońce zaskoczyło nas przepięknym zachodem który nieoczekiwanie przedarł się w ostatnich minutach dnia. Ruch nie był już taki intensywny jak w letnie dni więc jazda mimo ciemności była przyjemna. Robiło się jednak coraz zimniej co przy ostrych powiewach robiło się niemiłe.

W Łomży zatrzymaliśmy się na założenie cieplejszych bluz i kamizelek odblaskowych. Szybka wizyta w toalecie, tankowanie i w drogę! Nie obyło się też bez momentu podwyższonej adrenaliny gdy z bocznej dróżki prosto pod koła Romka wyskoczył jakiś młodociany kierowca zmuszając nas do awaryjnego hamowania. Krewki Romek podjechał do drzwi kierowcy ale jego zakusy wobec lusterka zostały szybko ostudzone jako że... lusterka już nie było! Ten incydent przypomniał mi po raz kolejny że ani na moment nie można ulec atmosferze i rozluźnić uwagę. Piątkowy wieczór może obfitować w pijaczków i młodziaków rozbijających się po okolicznych wsiach 10 letnimi trupami. Jeden z mijanych rowerzystów używał swojego roweru jako kuli gdyż alkohol nie pozwalał mu już stać na własnych nogach.

W pewnym momencie minęliśmy restaurację w której zaplanowaliśmy kolację. Po chwili narady zdecydowaliśmy jechać dalej i liczyć że pani Ania nie poskąpi nam kolacji mimo iż mieliśmy jeść gdzieś po drodze. Szybko dojechaliśmy do Suwałk gdzie po zatankowaniu zmieniliśmy szyk. Teraz prowadził znający teren Żaba a ja zamykałem grupę. Zaraz za Suwałkami droga zrobiła się węższa a za Jeleniewem dodatkowo górzysta i kręta. Znikające co chwila światła poprzednika pokazywały jak momentami kręta była droga. W końcu po ostatnich górkach i widowiskowym zakręcie o 180 stopni w totalnych ciemnościach wjechaliśmy do Błaskowizny gdzie czekał nas nocleg. Kolacja na szczęście była i najedzeni poszliśmy spać już w okolicach północy.

Sobota przywitała nas niskimi chmurami w kolorze mokrego betonu. Na szczęście było kilkanaście stopni ciepła i nie padał deszcz. Po pysznym śniadaniu wsiedliśmy na jednoślady i podziwiając morenowe wzgórza pojechaliśmy w kierunku granicy. Droga niemal do samego przejścia granicznego wiła się między jeziorami i lasami. Fajne winkle psuł nieco fatalnej jakości asfalt ale i tak jechało się fajnie. Przejście graniczne które znalazło się wewnątrz Unii straszyło pustką i nieładem opuszczonych budynków. Jednak po jego przejechaniu naszym oczom ukazała się perfekcyjna droga na której widać było jedynie nieliczne samochody. Uprzedzani wcześniej o bezlitosnych kontrolach policji snuliśmy się niepewnie aż do zjazdu z głównej drogi. Skierowaliśmy się na Alytus. Minęliśmy jeden znudzony radiowóz i siadając Litwinowi na ogonie pojechaliśmy przez bezkresne wrzosowiska z normalną już prędkością podróżną. Do końca podróży nie natrafiliśmy na suszarkę. Za to fotoradarów było chyba więcej niż u nas na Katowickiej. Droga, mimo że drugiej kategorii była zupełnie zacna a minimalny ruch samochodowy pozwalał na kontemplację bezludnych krajobrazów. Pierwsze wrażenie było nieco przygnębiające a nastrój był potęgowany pochmurnym niebem i wyraźnymi tutaj oznakami jesieni. Mijaliśmy małe miasteczka, niemal puste choć zadbane. W pewnym momencie droga zwężyła się do szerokości jednego samochodu a po środku pojawiła się linia ciągła. Wyglądała jak droga dla motorów które akurat pasowały na taki półpas. Po chwili jednak z przeciwka nadjechał autobus który grzecznie zjechał na pobocze nie przekraczając linii ciągłej. Podobnie zachowali się kierowcy wszystkich mijanych pojazdów. Generalnie na Litwie uderzył nas spokój i kultura kierowców którzy za każdym razem przepuszczali motory.

W miejscowości Alytus tankowaliśmy na automatycznej stacji Neste przy której Dominik i Romek mieli możliwość przymiarki do Króla Skuterów. To największa do tej pory mijana miejscowość. W niej, podobnie jak później w Wilnie, naszą uwagę zwróciły sygnalizatory świetlne które zanim przełączyły się na żółte przez chwilę migały zielonym podobnie jak u nas sygnalizatory dla pieszych. Przy jeździe w grupie funkcja ta była bardzo wygodna. Przed samym Wilnem zjechaliśmy na to co na Litwie nazywane jest autostradą. Dla nas jest to raczej komfortowa droga szybkiego ruchu. Nie ma to jednak większego znaczenia przy znikomym ruchu.

Gdy wjechaliśmy do Wilna samochodów przybyło. Szukając jakiegoś skrętu z autostrady po kilku minutach zdaliśmy sobie sprawę z tego że Wilno jest już za nami... Wracamy i tym razem uważniej wypatrujemy białej strzałki prowadzącej do centrum. Chwilę potem kluczymy już uliczkami szukając dogodnego miejsca do zaparkowania. Trochę zdezorientowani zakazami ruchu motocykli decydujemy się w końcu na kameralne miejsce obok domu w którym zakończył życie Władysław Syrokomla. Ustawiamy jednoślady w równym rządku pod ścianą i ruszamy na zwiedzanie. Lokalizacja naszego improwizowanego parkingu okazuje się być znakomita jako że już za rogiem zaczyna się starówka i prosta droga do Ostrej Bramy. Gdzie się nie zwrócić słychać polski język. Idziemy i wciąż wokół nas sami Polacy. Turystów masa... Oglądamy stragany z bursztynem i innymi pamiątkami ale nie potrafimy znaleźć nic oryginalnego. W końcu po obfotografowaniu kilku kościołów, zabytkowych kamienic i ociupeńkich uliczek, docieramy do Ostrej Bramy. Mimo braku zorientowania w lokalnych zasadach zwiedzania udaj nam się dostać bez długiego stania przed znany obraz. Po tym kulminacyjnym momencie zwiedzania miasta zawracamy i lądujemy w małej restauracji na obiedzie. Nieco rozczarowani wielkością porcji kierujemy się do dobrze zamaskowanego w piwnicy zabytkowego domu minimarketu. Tam napotykamy lokalną młodzież co do jednego egzemplarza zakolczykowaną czarna biżuterią. Co kraj to obyczaj... Zwiedzanie kończymy słodkościami i kawą w sympatycznej kawiarni po czym udajemy się do naszych maszyn.

W drogę powrotną wyruszamy przed 16:00 tym razem kierując się autostradą na Kaunas. Na Litwie ja prowadzę ale mimo GPSa i mapy zjazd na autostradę usiłuje wykonać trzykrotnie lądując w końcu na właściwej drodze ale w przeciwnym kierunku... Gdy już udaje się zawrócić pomykamy szeroką i wygodną trasą. Po mojemu to nie można jednak nazwać jej autostradą z powodu maksymalnej dopuszczalnej prędkości (100km/h), przystanków autobusowych i babć handlujących grzybami. Ale jedzie się dziarsko i szybko. Na tankowanie wybieramy litewską stację Orlenu. W czasie pobytu na stacji okazuje się że zarówno kufer Romka jak i Dominika pełen jest... piwa. Otworzyła się jedna puszka i zbiła jedna butelka. Swojski zapach rozchodzi się pomiędzy dystrybutorami. Chłopaki wylewają złoty płyn i wykręcają ciuchy. Mimo delikatnego uszczuplenia zapasów w dobrych nastrojach ruszamy dalej. Ciekawe że prawie wcale nie spotykamy innych motocyklistów a ci pojedynczy pozdrawiają nas z taką energią jakby spotkali jednoślady pierwszy raz w życiu.

Na wysokości Kaunas zmieniamy drogę i kierujemy się kolejną litewską „autostradą” prosto na południe. Wokół nas zapada zmrok. Inaczej niż w Polsce, nie rozjaśniają go żadne światełka. Nigdzie nie widać domów, tylko lasy albo wrzosowiska. Mrok gęstnieje zanim osiągamy granicę. Znowu robi się dość chłodno. Przejście w Budziskach jest ciemne i opustoszałe. Znowu jesteśmy w Polsce, szybkie tankowanie na pierwszej napotkanej stacji i wąskimi drogami ostrożnie kierujemy się na Jeleniewo. Wracamy do naszego tymczasowego domu. A tam czeka na nas babka ziemniaczana i gorąca herbata. Chłopaki suszą zalane piwem ciuchy i kufry. Po przeglądzie zdjęć idziemy spać.

W niedzielę budzi nas nieśmiałe słoneczko. Z Żabą jedziemy na Mszę do pobliskiego kościoła w Pawłówce. Mocno odcinamy się od okolicznej ludności motocyklowymi ciuchami ale wszyscy udają że nie patrzą na nas ciekawie. Gdy wracamy do domu przed bramą czekają z aparatami Romek i Dominik. Szybka sesja fotograficzna i pędzimy na śniadanie. Po nim pakujemy graty, rozliczamy się za nocleg i pyszne jedzenie oraz ustalamy trasę. Żaba ma plan aby na 15:00 dotrzeć do domu ale biorąc pod uwagę nasz niedzielny brak pośpiechu – szanse są niewielkie. Ruszamy jednak dziarsko i kierujemy się na Suwałki. Wychodzi słoneczko i robi się ciepło. Okoliczne górki i głazowiska aż proszą się o zostanie tu na dłużej.

Z Suwałk wypadamy na drogę do Augustowa. Ruch średni, przeskakujemy kolejne TIRy. Do Augustowa docieramy bez przeszkód, przepychamy się przez nieco zakorkowane ulice i kierujemy się na Białystok. Droga super choć niskie słońce daje po oczach. Wokół lasy a my lecimy bez przeszkód po dobrym asfalcie. Nie każde wyprzedzanie jest łatwe i przyjemne, dwa razy nieco nerwów kosztują nas skręcające w lewo wyprzedzane właśnie samochody. Na wjeździe do Białegostoku korki, Romek szaleje trochę po poboczu sypiąc piachem i kamieniami. W końcu przedzieramy się przez budowę (chyba) obwodnicy i lądujemy w McDonalds aby chwilę odpocząć. Tak jak na Litwie widzieliśmy słownie kilka motorów, tutaj co chwilę możemy komuś pomachać, nawet na parkingu nie jesteśmy sami.

Po przerwie ruszamy dalej do Ostrowi Mazowieckiej. Na obwodnicy wyprzedzają nas dwa ścigacze pięknie kładąc się w zakręcie. Aż żal że nie można im było fotki cyknąć. Z obwodnicy odbijamy w kierunku Zambrowa. Śliczne lasy i pogodny dzień sprawie że chce się jechać bez końca. Niemniej zbiorniki i pęcherze domagają się szybkiej interwencji. Zatrzymujemy się na stacji w Zambrowie. Tam po zatankowaniu dochodzi do zwarcia z upitą w trupa załogą busa weselnego który zatrzymał się na stacji. Jeden z pijanych ładuje się na moto Romana czym wzbudza gwałtowny sprzeciw właściciela. Zaczyna się pyskówka która w każdej chwili może przerodzić się w bijatykę. Na widok schodzących się czterech motocyklistów rozsądnie reagują kobiety z busa w tym matka pijanych młokosów nie patyczkując się tylko piorąc jednego z nich po twarzy i ciągnąc do busa. Widać każdy ma takie rodzinne zwyczaje na jakie zasłużył... Nie mając ochoty na przepychanki wzywamy policję, która przybywa po kilku minutach. To wystarczająco studzi weselników a my możemy z poczuciem spełnienia obywatelskiego obowiązku ruszyć w dalszą drogę. Przeskakujemy do Łochowa za którym odbija od nas Roman. Do okolic Sulejówka jedziemy jeszcze razem a po nim zostaje już tylko Dominik i ja. Trasę kończę po niemal 1000km w ciepłej domowej kąpieli mając przed sobą słoneczny wieczór z rodziną.

I to tyle... dziś znowu co najwyżej trasa dom-praca-dom...

Odnośnik do komentarza

Celowo jechaliście do granicy przez Jeleniewo a nie Szypliszki ??

Ja majką w poprzedni weekend doturlałem sie na chwile do Alytusa jadąc prosto z Wawy.

Odnośnik do komentarza
Celowo jechaliście do granicy przez Jeleniewo a nie Szypliszki ??

Ja majką w poprzedni weekend doturlałem sie na chwile do Alytusa jadąc prosto z Wawy.

W Błaskowiźnie mamy fajną metę na nocleg więc Jeleniewo wyszło samo z siebie po drodze.

Odnośnik do komentarza

Eh... jak ja uwielbiam czytać takie relacje !OKK Obiecuję że jak się przesiądę na coś wiekszego to też będę was zasypywał opowieściami z podróży a tym czasem jakieś fotki plissssssss :)

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Dzieki Olku za opis bo jakoś nie mogłem się zebrać. Wyjazd zaiste był przedni wrzucę sam jeszcze kilka fotek i posdeślę sznurka.

(a tak BTW to zambrowskie przygody były przez ostrowskimi ściagantami ale to drobiazg:) )

pozdro dla Romka i Dominika

Żaba

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...