Skocz do zawartości
Forum Burgmania

Montenegro 2007


drogowiec

Rekomendowane odpowiedzi

Zastanawiałem się, czy na forum Burgmanii w ogóle pisać o tej wyprawie. W końcu nie było z nami ani jednego skutera. Shrek się wycofła i zostały same biegowce. Jednak "nasi rz?dzili", więc wrzucam moje wypocinki z tej wycieczki. Może komu? się przydadz??

Oto Relacja:

Jako? tak się wydarzyło, że kole? na forum motocyklistów rzucił hasło, żeby na Wielk? Majówkę ruszyć do Montenegro. Najmłodszy kraj w Europie. piękne góry i kawałek drogi do przewietrzenia sprzętów. To był styczeń. Szybko temat ucichł, nikt się nie deklarował a mnie łapska swędziały do manetek i łepetyna się grzała na sam? my?l o Przygodzie i Podróży. Przyszedł marzec. Zacz?łem przegl?dać różne informacje w necie. Kraj zacz?ł wydawać się coraz bardziej interesuj?cy. Ludzie, historia, zabytki........ Informacji sporo. Samemu nie bardzo mnie się chce jechać. Zagl?dam do RobB'a i wyłuszczam mu pomysł,krótki komentarz "Jak komu dadz? urlop, to pasuje taki wyjazd" (wolny cytat z pamięci) zasmucił mnie. Zwłaszcza, że RobB w pracy miał poważn? awarię na głowie...... Kto? ze mn? pojedzie? Pewnie, że pojedzie. Wła?nie RobB z Zołz? jako plecaczkiem!! Awaria opanowana, urlop od prezesów wysępiony. Przeszkody pokonane. F-anka idzie na chorobowe. W razie czego się wytłumaczy, że była na leczeniu klimatycznym z duż? ilo?ci? czasu na ?wieżym powietrzu. Tydzień póĽniej okazuje się, że ekipa się gwałtownie powiększa. RobB melduje gotowo?ć wzięcia udziału w wyprawie jednego kumpla na trampku. OK, w 3 motocykle będzie raĽniej. Dwa dni póĽniej dzwoni do mnie forumowicz z Piotrkowa, bo też się chce z nami zabrać na swojej XJR 1300. No to będ? 4 motocykle. |wietnie. Miejsce zbiórki to Nowy S?cz. Czas zbiórki: pi?tek 27 kwietnia wieczorem. Start na południe w sobotę rano. W międzyczasie załatwiłem sobie montaż dodatkowego wyposażenia do mojego Deauville'a. Montaż ma się odbyć w pi?tek w południe w Bielsku Białej..... tiaaaa... Troszku mnie się czas i droga do S?cza wydłuży. Może będzie warto? Jest pi?tek rano i startuję do Bielska. Przerwa na tankowanie w Częstochowie. W serwisie jestem na 11-t?. Kawa, omówienie montażu, chwilka relaksu. Montaż ma zaj?ć około 3 godzin.

-Nie ma pan ochoty przejechać się jak?? nasz? testówk?? -pyta serwisant

"Głupie pytanie. Zawsze mam na co? takiego ochotę"-my?le sobie, ale pytam

-A co pan proponuje?

-Varadero

-Chętnie się kawałek przejadę

-Montaż zajmie kilka godzin, więc proponuję przelecieć się do Szczyrku, albo gdzie tam pan sobie życzy.

Tak wła?nie dorwałem się do testowego "Wiaderka" i zrobiłem nim jakie? 150 kilosków po różnych drogach w Beskidzie Żywieckim. Jest to temat na inn? opowie?ć.

Montaż zakończył się sukcesem (jak się póĽniej okazało, połowicznym) dopiero około 18-tej. W S?czu byłem już dobrze po zmroku i zastałem towarzystwo na końcówce grilowania i przy pustych flaszeczkach. Na szczę?cie ga?nica była na podorędziu i mogłem rozpu?cić zmęczenie dniem w jej zawarto?ci. RobB zarz?dził pobudkę o 6:00. Powiem więcej. Rzeczywi?cie nas o tej wła?nie godzinie obudził. Zabrali?my się za robienie ?niadanka. Takie solidne było z jajecznic? w roli głównej. Wyjechali?my z działek, gdzie nocowali?my gdzie? tak około ósmej. Tankowanie po drodze i granicę ze Słowacj? przekraczamy około dziewi?tej. Tam czeka na nas natępny uczestnik wyprawy. Kole? z Piotrkowa, Miras. Pojechali?my dalej jako grupa 5 jedno?ladów.

Skład ustalił się następuj?co:

RobB z Zołz? na Deauville NT700VA

Ja z f-ank? na Deauville NT700V

Jakuba1 na XJR 1300

Paweł na Transalpie

Miras na BMW F650

Ruszamy, bo czas nagli. Słońce już wysoko, a my zamierzamy nocować w Nowym Sadzie w Serbii. Mój Garmin znalazł najszybsz? drogę przez Słowację i gonimy. Nie wiem, czy ta droga była autentycznie najszybsza, ale na pewno była baaardzo malownicza. Trening winkielków przed celem naszej wyprawy. Asfalt dobry, widoki cudne, słonko na niebie. Prędko?ci rozwijamy umiarkowane i docieramy na staję benzynow? w pobliżu granicy z Węgrami. Napełniamy baki, opróżniamy pęcherze, zjadamy po batonie i odbieramy życzliw? informację od obsługi stacji (Dejte pozor, bo tu jezdi policijne wozidlo z videoradarom). No to dajemy pozor i jedziemy. Wspominanego wozidła nie widzieli?my, ale też nie byli?my zbytnio go ciekawi. Szybka odprawa paszportowa i gonimy dalej już przez kraj Bratanków. Zaraz za granic? zatrzymujemy się, żeby zakupić winety na tutejsze autostrady. |ci?lej to zatrzymuj? się 3 motocykle, a 2 następne przeoczyły ten fakt i jad? dalej. Jakuba postanawia ich zawrócić i w przypływie adrenaliny pogania swoj? XJR-kę tak, że robi efektownego power slide'a zakończonego higside'm. Na szczę?cie szybko?ć stosunkowo niewielka i nie kończy się to tragicznie. Straty jednak s?. Zeszlifowana owiewka, wybite szkło jednego reflektora, przyszlifowany crashpad. Kierowca "zarobił" malowniczego siniaka na biodrze. Pozbierał się z nasz? pomoc? i pogonił zawrócić tych, co pojechali dalej, przeoczaj?c postój. Okazało się przy tym, że winety trzeba kupić w innym miejscu. Stacja paliw MOL 25 kilometrów dalej. 10-dniowa za 2500 forintów (ilekolwiek to znaczy). Kupujemy i jedziemy dalej. Fajne winkielki na pocz?tek,szybkie, szerokie łuki do szlifowania podnóżków bliziutko. Często spogl?dam w lusterka,wszyscy jad?, nikt nie odstaje.Miło to stwierdzić. Przeprawa przez Budapeszt i dalej autostrada tam się rozkręcamy do 150km/h. Równa, szybka jazda przy tym nudna, Wł?czam sobie muzyczkę i to mnie chroni od zasypiania za kierownic?. W pewnym momencie spogl?dam w lusterko i widzę, jak co? odlatuje od mojego mtocykla i leci "w sin? dal". Zatrzymujemy się,podpinka od f-ankowej kurtki odleciała. Odpięła podpinkę i nie schowała j? do kufra, tylko wcisnęła pod torbę przytroczon? do kufra i takim to sposobem podpinka wybrała wolno?ć-krótk?, bo Paweł j? zabrał z asfaltu z narażeniem życia manewruj?c między tirami bo ugrzęzła na ?rodku autostrady aż w końcu została uwięziona w kufrze. Ja przy parkowaniu zaliczam glebę parkingow? za bardzo zjechałem na bok drogi, boczna stopka się nie otworzyła do końca i nie zdzierżyła ciężaru obładowanego motocykla. Straty na szczę?cie niewielkie,podgięta dĽwignia zmiany biegów, rysa na gmolu i odprysk lakieru na kufrze bocznym. Graty na miejscu, to gonimy dalej. Jakuba mnie dogania pół godziny póĽniej i pokazuje na bak. Rozmumiem, tylko stacji paliw to ja tu jako? nie widzę. Sam mam jeszcze pół baku. Ile ta jego piękno?ć pali???? Zatrzymujemy się na chwilkę,podbiega do mie Paweł i melduje, że leci już na oparach. Decyzja może być tylko jedna,pierwszym zjazdem do najbliższego miasteczka i tankowanko. Po kilku-kilkunastu kilometrach jest stacja, Deauville'ki mieszcz? się w 5 litrach,XJR i Trampek grubo przekraczaj? 6 litrów, a BMW zadowala się ilo?ci? 4,3 litra na setkę. Dowiadujemy się, że niedaleko jest restauracja serwuj?ca potrawy regionalne. Nam już doskwieraja pustki w żoł?dku, więc jedziemy tam. Smacznie, dużo i płacimy w Euro, zwanymi od tej uczty pieszczotliwie "jurkami". Wracamy na autostradę i dalej na Serbię. Autostrada kończy się na granicy, co nas cieszy. Dalej jest "autostrada" serbska do samego miasta Novi Sad. Docieramy juz po ciemku. Zatrzymujemy się przy drodze i pytamy o nocleg. W międzyczasie podjeżdżaj? polskie motocykle. Sami wiadomi znajomi z grupy EKG forum motocyklistów,też szukaj? noclegu. Cisza taka była na forum, a jednak się wybrali. Miło spotkać znajome gęby prawie tysi?c kilometrów od domu. Nocleg w końcu znajdujemy bez problemów i szukamy piwa. Co za kraj? Wszędzie piwo we flaszkach i nigdzie z beczki!! Dowiadujemy się, że piwo beczkowe jednak jest tylko trzeba doj?ć do pobliskiego centrum handlowego i tam jest piwnica, gdzie lej? piwo. Zrobimy z laczka ten kilometr i ruszamy. Jakie? gumowe kilometry tam maj?. Piwnica była, owszem.... na piętrze. Jakie kilometry, taka piwnica. Nie do?ć, że na piętrze, to jescze w trakcie zamykania. W efekcie wypili?my piwo z flaszki w innym barze z ludzikami z EKG. Fajnie się spało na nowym miejscu. My w apartamencie na górze, a motocykle zamknięte na dole w myjni.

Dzień drugi zacz?ł się od zmywania robali z naszych Deauville. |niadanko w pobliskim hoteliku i w drogę. Przejazd przez Novi Sad objazdem przez most kolejowy. Pierwszy raz w życiu widziałem taki wynalazek. Normalny most kolejowy, wyłożony stalowymi płytami, zamykany na czas przejazdu poci?gu. Do tego tak w?ski, że ruch odbywa się wahadłowo. Taka przeprawa zastępcza, bo główny most w remoncie. Zajęło nam tylko kwadrans i już bylismy na drugiej stronie rzeki i jedziemy dalej. Za miastem zaczynaj? się winkle górskie. Gubię w lusterkach ostatnie motocykle i zatrzymuję się na szerszym poboczu,RobB też.... czekamy. Podjeżdża Paweł i mówi, że czekał wcze?niej i się nie doczekał na Mirasa i Jakuba. Jechać z powrotem w dół? Się nie da. Droga jednokierunkowa i miejscowi truckerzy sobie na niej wy?cigi robi?. Zbyt niebezpieczne. W końcu podjeżdżaj? nasze zguby. Miras o mało się nie wyglebił z powodu uciekaj?cego z jego przedniej opony powietrza. Puszcza jego zaworek. RobB ma na szczę?cie zapasowy i pompkę. Miras dzielnie pracuje nad ci?nieniem i możemy jechać dalej. Żegnamy się z poznanymi na tym poboczu Serbami i ruszamy. Ujechali?my jaki? kilometr i stajemy na przełęczy pod knajp?. Miras goni szukać wulkanizatora i ma dać znać, jak naprawi koło. A my siedzimy przy kawie i lodach i czekamy. W końcu jest sygnał od Mirasa,czeka na stacji paliw w mie?cie Ruma. Rzeczywi?cie go tam znajdujemy,jest ujęty serdecznym przyjęciem przez wulkanizatora i jego rodzinę. Koło naprawione, więc jedziemy. Góry, widoki piękne. Mirasowi się tam ciut nudziło i próbował ćwiczyć przeciwskręt. Skończyło się to niegoĽnym szlifem. Gmole to jednak dobre wyposażenie motocykla. Jedziemy dalej i w końcu zatrzymujemy się w jakim? przydrożnym barze na obiad,była to kanjpa z miejscow? pieczeni?,mieli?my nadzieję na baraninę, a była normalna ?winia. Też smaczna, tylko dlaczego ta pieczeń jest zimna?? Tajemnica Bałkanów i tyle. Dojeżdżamy do granicy.Serbska kontrola trwa moment i jedziemy dalej. Mijamy jaki? monastyr w górach, podziwiamy linię kolejow? wykut? w skale i docieramy na stronę Czarnogórsk?. Tam kontrola trwa zdecydowanie dłuuugo. Zabrali nasze papiery, dokumenty motocykli i poszli. Palacze zapalili sobie w oczekiwaniu na odprawę i przyleciał urzędnik z hałasem, że nie wolno palić na granicy republiki. Przeprosiłem w imieniu palaczy i zgasili?my w jakim? koszy na ?mieci. Minutę póĽniej wyszedł inny urzędnik z papierosem w ustach, coby podziwiać nasze motocykle... sic.... U?miałem się tylko. Kontrola minęła, wszystko w porz?dku i znów w siodle,nie na długo. Wyprzedzamy jaki? pojazd na pewnej prostej i widzę policyjny lizak. Zatrzymuję się i dowiaduję ,że na drodze, na której jest ograniczenie do 50 km/h, jechałem 78.... Na szczę?cie skończyło się na naganie wzrokowej. Spotkanemu póĽniej w górach Polakowi nie udało się tak sympatycznie,aż dwa razy zapłacił. Chyba mam jednak ciut szczę?cia. Skrócili?my trasę. Zatrzymali?my się na nocleg w mie?cie Mojkowac. Szkoda było pchać się do Zablijaka i tracić widoki w drugim co do wielko?ci kanionie rzecznym ?wiata, kanionie rzeki Tary. Obejrzymy go sobie rano.... A wieczorkiem? Wieczorkiem to sobie zrobili?my imprezkę na korytarzu hotelowym pod naszymi pokojami. Było Niksicko (miejscowy browar), polski chleb z polskiam boczkiem na zagrychę.

Dzień trzeci zaczynamy ?niadaniem w hotelowej restauracji. Wszyscy bierzemy omlet z syrom. Tylko RobB prosi o jajecznicę. Czym się różni ichniejsza jajówa od ichniejszego omletu? Może tylko miejscowi wiedz?.... Chwilkę póĽniej zanurzamy się w przestrzeń kanionu Tary i jedziemy w kierunku Zablijaka. Po drodze kilkakrotnie zatrzymujemy się, podziwiaj?c widoki i robi?c zdjęcia. Trochę dłużej nam zajmuje sesja fotograficzna na mo?cie nad kanionem. Największy łukowy most betonowy w Europie. Liczy sobie pół kilometra długo?ci i biegnie sto pięćdziesi?t metrów nad lustrem wody. Warto było to zobaczyć. Ruszam wcze?niej, żeby poszukać odpowiedniego winkla do sfotografowania przejazdu wszystkich po kolei. Znajduję dobrze o?wietlon? "patelnię" i daję znak, żeby pojedynczo ruszali. Fotografuję wszystkich i dalej jedziemy znów grup?. Droga serpentynami pnie się na wysoko?ć blisk? 1500 metrów npm, gdzie zastajemy zamglony, wietrzny i zimny płaskowyż z widokiem na góry Durmitor, Park Narodowy Czarnogóry. Doubieramy się nieco i już w deszczu wjeżdżamy do Zablijaka. Przejeżdżamy tylko przez ten narciarski kurort i dalej jedziemy na Niksic. Aby na pewno to TA droga??? Asfalt co prawda jest, ale przypomina to raczej ucywilizowan? kozi? ?cieżkę. A jednak to jest TA DROGA. Ciasno. Może ze 3 metry szeroko?ci. Asfalt dziurawy, popękany. Spotykamy na tej drodze wszystko, co się tu rusza. Ciężarówki, samochody osobowe, jednego ?ciga, a nawet kozy i krowy. Bardzo malowniczo i niezbyt bezpiecznie, bo droga z niedużym ruchem i wszyscy ?cinaj? zakręty (również te niewidoczne). Dojeżdżamy jednak cało do Niksica już główniejsz? drog? walimy na Podgoricę. Na wyjeĽdzie z miasta wpadamy w gradobicie. Na szczęscie znajdujemy stację paliw, na której przeczekujemy je i jedziemy dalej w deszczu. Za pasmem górskim się wypogadza i podziwiamy z drogi wykuty w skale monastyr Ostrog. Zatrzymujemy się jednak dopiero za Podgoric? na grobli jeziora Szkoderskiego. Nieziemski wiodok wody oblewaj?cej s?siaduj?ce góry. Do tego posępne, zachmurzone niebo i ruiny zamku przy grobli. Wrażenie niezapomniane. Stoimy tak i podziwiamy. Podjeżdża miejscowy samochód,wysiadaj? młodzi ludzie i witaj? się czy?ciutk? polszczyzn?. Polak z żon? Czarnogórk?. Chwilka pogawędki i zbieramy się do motocykli, ale nie odjeżdżamy, bo zatrzymuje się do?ć gwałtownie przy nas motocykl BMW z polskim małżeństwem na pokładzie. Ludzie prowadz? serwis motocyklowy pod Częstochow? i mamy wspólnych znajomych!!! W tej podróży nie raz przekonujemy się, że w dłuuugi majowy weekend łatwiej w Czarnogórze pogadać po polsku, niż po serbsku. Po chwili pogawędki jedziemy dalej. Przez tunel na wybrzeże i do Ulcinj, gdzie mamy załatwiony nocleg. Nocny spacer do poblisiego marketu przyniósł nam łupy w postaci piwa i innych artykułów jadalnych. Nast?piła kolacja i dłuuugie Polaków rozmowy. W końcu RobB się zobowi?zał nie budzić nas o szóstej!!!

Dnia czwartego wstajemy dopiero około 8:30 i robimy ?niadanie. Dzi? postanawiamy zwiedzić Stari Bar. Jest to opuszcone, stare miasto-twierdza. Mamy niedaleko,jakie? 40 kilometrów do tego miejsca,pogoda dobra, więc na koń.Z głównej drogi jest drogowskaz na to miejsce,trzeba skręcić w prawo, więc czynimy to. Po 300 metrach jednak droga kończy się rozjazdem i tu już nie ma drogowskazu. W lewo, czy w prawo? Stawiam na prawo. Co? długo się jechało, komu? zachciało się opróżnić pęcherz. Stajemy przy przydrożnej knajpce i pytamy, czy dobrze jedziemy. Oczywi?cie należało jednak pojechać w lewo! Nie żałujemy jednak. Droga była piekna, wręcz urokliwie malownicza. Zatrzymali?my się przy muzułmańskim cmentarzu i przespacerowali?my po nim, podziwiaj?c to miejsce. Był to cmentarz położony w starym gaju oliwnym. Ze zdziwieniem stwierdzili?my, że niektóre groby s? "niezasiedlone". Wygl?dały, jakby kto? już wykupił sobie miejsce wiecznego spoczynku, zrobił nagrobek i nawet wyrył swoje dane z wyj?tkiem daty ?mierci. Może taki u muzułmanów praktyczny zwyczaj? Jedziemy do twierdzy Stari Bar. Parkujemy u jej podnóża i idziemy zwiedzać. Jest co zwiedzać. Położenie tej budowli jest rzeczywi?cie niesamowite. Zajmuje ona cały stok do?ć potężnej góry aż po szczyt kończ?cy się bardzo wysokim urwiskiem. W czasach, gdy to budowano, musiało być to miejsce nie do zdobycia. Warunki naturalne w poł?czeniu z grubymi murami dawały odpór tureckim najeĽdĽcom przez blisko 600 lat. Dopóki tam się nie pojedzie i nie zobaczy tego wszystkiego na własne oczy, trudno jest uwierzyć, że tak maleńki naród (dzi? nieco ponad 400 tysięcy ludzi), do tego podzielony na klany mógł się opierać takiej potędze, jak ?redniowieczna Turcja. Dopiero na miejscu staje się to jasne. Stari Bar CZarnogórcy zamierzaj? przywrócić do życia. Znajdujemy tam amfiteatr oraz dwie pracownie miejscowych artystów. Jednego nawet znajdujemy w pracowni,bez oporów pozwala zrobić sobie zdjęcie. Tak? twarz spotyka się raz na długo i nie mogę odpu?cić tej foty. Obejrzeli?my i wracamy. Za Barem zatrzymujemy się w innym gaju oliwnym,ponoć niektóre z tych drzew maj? po 2 tysi?ce lat. Robimy zdjęcia niskim, majestatycznym drzewom, które robi? na nas przeogromne wrażenie. Wracamy do Ulcinj, ale nie na kwaterę, tylko wjeżdżamy do centrum miasta. Charmider, jak na Bliskim Wschodzie. Nic dziwnego. Ulcinj jest w 70% zamieszkałe przez Albańczyków, głównie muzułmanów. Parkujemy motocykle w pobliżu Małej Plaży i strom? drog? w dół schodzimy na nadbrzeże. Dalej schodami pod górę do restauracji mieszcz?cej się w starej twierdzy na przybrzeżnych skałach .Siadamy na tarasie i bierzemy zupkę oraz półmisek owoców morza. Mniammmm. Tylko Zołza oddała czę?ć swojej potrawy RobB'owi. Chcieli?my jeszcze dojechać na słynn? Ada Bojana, ale lun?ł wręcz tropikalny deszcz i postanowili?my zadekować się na kwaterze. Tak deszcz pozbawił nas kolejnej atrakcji Czarnogóry. Bedzie po co tam wrócić. Wieczorem przy płaceniu za pobyt inwestujemy jeszcze w inny miejscowy specjał, rakije domowej roboty. Przydała się do pomocy w strawieniu obiadku. Rano trzeba jechać dalej. Tym razem już na północ, w stronę domu.

Dnia pi?tego przy niepewnej pogodzie ruszamy w stronę Dubrovnika. Ale kto by jechał tak po prostu jardank?? Przecież nie my. Za Barem skręcamy w góry w stronę Cetinje, które było pierwsz?, historyczn? stolic? Czarnogóry. Patrzę na GPS i widzę, że przebijamy podstawę chmur na wysoko?ci 680mnpm, a wyjeżdżamy nad chmury na wysoko?ci 790mnpm. Wyżej jest słońce, ale temperatura niższa. Wysoko?ć robi swoje. Drog? kręt? i malownicz? dojeżdżamy do Cetnije i przejeżdżamy je, nie zobaczywszy żadnego z miejscowych zabytków. Omijamy również Lovcen, gdzie mie?ci się mauzoleum Njegosza, który jest dla Czarnogórców tym, czym dla nas Piłsudski z Mickiewiczem razem wzięci. Kierujemy się na Kotor. Droga wci?ż pnie się w górę i winkle coraz cia?niejsze. Po drodze oczywi?cie fotografuję panoramę Cetinje. Znów widok rzadki. Miasto leży na małym płaskowyżu otoczonym szczytami,a droga nasza w większo?ci nie posiada żadnych zabezpieczeń od strony przepa?ci. Niektórzy nie czuj? się na niej pewnie. Dojeżdżamy na wysoko?ć 1100mnpm. Zatrzymujemy się na kawę w przydrożnej karczmie, która istnieje w tym miejscu już ponad 100 lat. Nie kupujemy kanapek po 2 euro, tylko kawa i dalej. Wie? Niegusin jest naszym najbliższym celem. To tam urodził się Njegosz i to tam miejscowi rolnicy produkuj? najsłynniejsze bałkańskie sery i szynkę priszczuto. Chcemy sobie kupić po kawałku, żeby poczęstować rodziny w kraju, ale sprzedaj? tylko "po cało?ci". Krótkie spojrzenie po sobie, zaci?gnięcie się zapachem wędzonego i suszonego mięsiwa..... Bierzemy. Ja, RobB i Jakuba1 bierzemy po szynce. CAŁEJ SZYNCE. Każda ma około 8 kg. Jak taki k?sek mięska załadować na objuczony ciężko motocykl? Wystarczyło się chwilkę zastanowić i dało się. Można zjeżdżać do Kotoru. To juz niedaleko. Mapa mówi o niecałych 30-tu kilometrach. Jakież to jednak były kilometry.... Bajkowe widoki, kręta, w?ziutka droga, gdzie był kłopot, żeby nasze motocykle minęły się z autobusem (swoj? drog?, jak tam wjechały te autobusy????). Zatrzymujemy się kilkakrotnie, żeby z wysoko?ci blisko kilometra podziwiać widok na Zatokę Ktorsk?. Widok przepiękny. Aparaty fotograficzne id? w ruch. W Kotorze parkujemy pod najprawdziwszymi palmami obok wej?cia na starówkę. Idziemy do pobliskiej restauracji na obiad, gdzie wci?gamy półmisek mięs. Paweł szczę?liwy, że w końcu je jakiego? kotleta. Nam też smakuje. Łazikować z aparatem po starówce kotorskiej mógłbym chyba z tydzień i by mi się nie znudziło. Klimaty tak wci?gaj?ce, że aż dech zapiera. Jednak trzeba jechać dalej. Dubrovnik czeka. Nie decydujemy się na przepłynięcie zatoki promem. Jedziemy drog? przez Perast, Risan do Herceg Novi i dalej na Chorwację. Pdziwiamy słynne monastyry na wyspach. Na obejrzenie rzymskich mozaiek w Risanie już nie ma czasu. Przed wieczorem zajeżdżamy na kwaterę w Milinij koło Dubrovnika. Tam gospodarze witaj? nas, jak starych znajomych (w końcu to tam nocowała ekipa Burgmanii w czasie wyprawy do Chorwacji). Gospodarz stawia na stole rakiję domow?, a my rewanżujemy się "ga?nic?". Dla niektórych ta noc zakończyła się tuż przed ?witem na pobliskiej plaży.

Szósty dzień znów zacz?ł się nietypowo, bo póĽno. Wstajemy około 9-tej. Na zewn?trz deszcz, w głowach lekki kac. Na dubrovnick? starówkę dojeżdżamy autobusem. Dzi? motocykle od nas odpoczn?. Włóczymy się po tym zabytku ?wiatowej sławy z niekłamanym zachwytem. Szkoda tylko, że tak tu tłoczno. Rajd tuningowych samochodów na trasie Londyn-Stambuł zatrzymał się w Dubrovniku wła?nie tego dnia i stanowił dodatkow? atrakcję dla turystów i miejscowych. My wolimy włóczenie się po licznych zaułkach starówki. Zagl?damy do kilku ko?ciołów, wysłuchujemy relacji przewodniczki o obronie DUbrovnika w 1992 roku (pobliska twierdza mimo współczesnej techniki bojowej nadal spełniała swoje zadanie obronne!!!!), jemy lody i zagl?damy do historycznej studni, która ponoć spełnia życzenia. Tam spotykamy Prota i Ole?kę z grupy EKG Forum Motocyklistów. Resztę bandy EKG widzieli?my godzinkę wcze?niej w pewnej knajpce. Jak opisać klimat starego Dubrovnika??? Nie potrafię. Nawet moje foty oddaj? go w niewielkim procencie. Pisanie to tylko słowa. Zdjęcia to tylko obraz. Atmosfera miejsca składa się z wielu dodatkowych, jakże ulotnych czynników atakuj?cych nasze zmysły. Tam po prostu trzeba być. Wieczorem wrócili?my na kwaterę. Po drodze zrobili?my zakupy (na miejscu w pewniej piekarni zjedli?my burka, którego można spożyć tylko na Bałkanach) i jedyny raz w czasie tej wyprawy stan?łem przy kuchni, żeby zrobić co? ciepłego do jedzenia. Gulasz wieprzowy na pikantno chyba wszystkim smakował.

Rankiem siódmego dnia poranna jajecznica postawiła nas na nogi, zapakowali?my się i w drogę. Zaraz za Dubrovnikiem stanęli?my na kilka fotek i pojechali?my dalej. Jardanka w kilku miejscach była w remoncie. Jazda w deszczu po objazdach szutrowych nie jest najprzyjemniejszym ze wspomnień tej wyprawy. Tylko enduraki Pawła i Mirasa dobrze czuły się na tych nawierzchniach. W delcie rzeki Neretvy skręcamy w prawo na Bo?nię i Hercegovinę. Kierunek Mostar. Deszcz nas nie opuszcza, a przejazd przez Mostar pozostawia w nas ogromne, przygnębiaj?ce wrażenie. Wszędzie widać ?lady wojny, która skończyła się blisko 15 lat temu. Można sobie wyobrazić ogrom ludzkich nieszczę?ć, jakie niesie każda wojna. Pzypomina to nam, że na wojnie tak naprawdę nie ma zwycięzców, za to jest ogrom bólu i cierpienia.

Zatrzymujemy się przy starówce i idziemy obejrzeć słynny most. Stał w tym samym miejscu przez 500 lat, ł?cz?c czę?ć muzułmańsk? miasta z czę?ci? chrze?cijańsk?. Aż do 1992 roku, kiedy Chorwaci skierowali na niego swoje armaty. W roku 2002 został odbudowany przy ogromnym udziale funduszy Unii Europejskiej. Most jest piękny. Piękna również jest otaczaj?ca go starówka. Chodzimy tam w strugach deszczu i podziwiamy niezapomiane widoki. Na mnie niesamowite wrażenie zrobiło odkrycie, że dachy kryte s? dachówk? wykonan? z łupków skalnych. Mnóstwo straganów na każdym kroku. Ogl?damy towary na nich wystawione. S? to stragany z pami?tkami, nastawione na turystów. Można na nich kupić pami?tki różnego autoramentu,bagnety od kałasznikowa, długopisy zrobione z niezużytej na wojnie amunicji oraz różne wyroby rękodzieła ludowego. Ja kupuję tygielek miedziany do przyrz?dzania kawy po turecku, a RobB mosiężny młynek do pieprzy. Wyroby te s? zdobione motywami bałkańskimi. Mamy jakie? pami?tki, które będ? nam przypominały tę podróż. Czas wskakiwać w siodła i jechać dalej. Następny cel: Sarajevo. Deszcz wci?ż jest silny i ogranicza nasz? prędko?ć. Stajemy na jakiej? stacji paliw, żeby odetchn?ć. F-anka wpada na pomysł wykorzystania foliowych reklamówek jako przeciwdeszczówki na nogi. Zakłada suche skarpety, na nie foliówki i tak spreparowan? stopę wkłada w mokre obuwie. Ciepło, sucho, pewnie. W jej ?lady natychmiast idzie RobB, któremu też przemiękły buty. Jakuba1 za to usiadł sobie w pozycji rozłożystej i pozwala, żeby woda, która wsi?kła w jego ubranie, wyciekła na podłogę. Pijemy kawę i ruszamy dalej. Do Sarajeva już blisko. Szkoda, że deszcz wci?ż nie daje odporu. Przestało padać dopiero tuż przed stolic? BiH. Przejeżdżamy słynn? alej? snajperów. Już na pocz?tku ogl?damy kompletnie zniszczony wojn? hotel. Dalej widać wojenne ?lady na każdym niemal budynku. Znów czujemy oddech historii. Kierujemy się na północ, do domu. Na nocleg zatrzymujemy się w jakim? przydrożnym motelu 50 kilometrów od granicy z Chorwacj?. Pokój za 20 "jurków" ze ?niadankiem. Niedrogo i wygodnie. Ciepły prysznic jest w cenie tego wieczoru. Schodzimy do restauracji na posiłek. Na ?cianach wisz? zdjęcia jakiego? faceta. któż to może być i dalczego go tam tak pełno? Wyja?nia to kelner. To jest Palić, miejscowa gwiazda muzyki i jednocze?nie brat wła?cicielki motelu. Wchłaniamy jakie? piwko, ogl?damy w TV wybory Miss Federacji BiH i idziemy spać.

Ranek dnia ósmego. Zgadnijcie, o której była pobudka???? Nic trudnego. Zawsze jest o tej samej porze. Po ?niadanku i spakowaniu motocykli ruszamy. 7:50 jeste?my już na drodze. Tęsknie spogl?damy na jagnię, które kręci się na rożnie przed motelem. Jeszcze nie gotowe, więc nie spróbujemy. Szkoda, że w ci?gu całej podróży nie udało się nam zje?ć jagnięcia, bałkańskiego przysmaku. W moich podróżach uwielbiam podróże smakiem. "Zwiedzanie" regionalnych kuchni i czasem z nich czerpię "natchnienie" dla swoich "wyczynów" kulinarnych. St?d moje uwagi o jedzeniu co jaki? czas. Wczoraj się wypadało i pogoda zaczęła nas wręcz rozpieszczać. Lekkie słonko, niebo z nielicznymi chmurkami i suchy asfalt. Co? dawno niewidzianego. Jedziemy do Chorwacji. Jakże inna ta północna Chorwacja położona z dala od wybrzeża. Płasko i przypomina nieco Węgry. Drogi się "wyprostowały" i jazda jest przyjemna. Nudna nie jest,jednak od czasu do czasu przychodzi nam pokonywać winkielki. Górki się trafiaj?. Wjeżdżamy na Węgry i kierujemy się na Budapeszt. To tam zamkniemy pętlę bałkańsk?. Zamin to jednak nast?pi, zatrzymujemy się w przydrożnej karczmie na miejscowe specjały. Zupa rybna mniammmm. W międzyczasie podjeżdża pod lokal polski motocykl. To inny kolega z Forum Motocyklistów. Następna ekipa w podróży z Bałkanów,on się odł?czył na moment, żeby założyć ochraniacze przeciwdeszczowe na buty. Wła?nie zaczęło padać. Wręcz ulewa się zaczęła,na szczę?cie do?ć szybko minęła. Mokre sprzęty, mokra jezdnia. Najedzeni ruszamy w drogę. Budapeszt zamiaruję omin?ć. Na mapie jest jaka? obwodnica. W Garminie chyba jej nie ma .Kieruję się kompasem i własnym nosem. Wjeżdżamy jednak do centrum od północno-zachodniej strony i dajemy się prowadzić Garminowi dalej. Dzięki temu "oskrzydlaj?cemy manewrowi" przejeżdżamy w pobliżu większo?ci słynnych zabytków stolicy Węgier. Drobny bł?d w nawigacji powoduje, że robimy mały objazd. Wszystko fajnie, w końcu jedziemy turystycznie, ale znów zacz?ł się deszcz. po kilkudziesięciu kilometrach min?ł i do Słowacji już wjeżdżamy po suchym. Ci?gniemy jazdę do wieczora z nadziej? na nocleg już na polskiej ziemi. Jednak zmęczenie daje się nam we znaki i kończymy dzień w słowackim motelu Stare Hory. Do Polski już blisko. Niecałe 100 kilometrów. Trzeba to uczcić,imprezka się nam nieĽle rozwinęła, ale około 2-giej w nocy wszedł RobB i spojrzał na nas pedagogicznym wzrokiem. Cóż, rację to on ma. Kończyć trzeba, bo jutro (a własciwie dzi?) czeka nas jazda do dmu, Jakie? 500 kilometrów nie wiadomo w jakiej pogodzie. Kładziemy się spać.

Rano wita nas deszczem. Takie klimaty w tej podróży. Zapakowani, opatuleni próbujemy ruszyć. Próbujemy, bo Miklasowy BMW rzucił wła?nie palenie. Kręcenie rozrusznikiem nie pomaga. Dopiero na pych zaskoczył, jak wszystkim już ręce opadały. Skoro ruszył, to i pojedzie. Nie wiemy tylko, czy jego kierownik da radę po nocnym balu.... Dali obaj radę. Do garnicy znów dojechali?my po suchym i tak było do samego Krakowa, gdzie postanowili?my udać się na posiłek gdzie? do karakowskiej galerii. Nieuprzejma pani ochrona poinformowała nas, że motocyklom wjazd na parkimg zabroniony na podstawie jakiego?tam zarz?dzenia. "A mnie to wali. Tam nie było żadnego znaku". Taka była moja odpowiedĽ i wjechali?my. Obiadek zjedzony i nastał czas pożegnania z F-ank?. Z Krakowa pojedzie do Nowego S?cza autobusem. My gonimy dalej na północ. W Rudnikach za Częstochow? przyszła pora na pożegnanie się z ekip? przeze mnie. Ruszyłem najkrótsz? drog? do domu, choć RobB chciał mnie skusić domowym ciastem, które upiekła jego Gosia na powrót swoich. Nie dałem się namówić, bo znów zaczynało si?pić.

Wszyscy szczę?liwie dojechali?my do domów. Udana podróż. Sporo zobaczyli?my. Licznik w moim GPS-ie zameldował, że przejechałem 3648,2 km. Licznik przebiegu motocykla zameldował, że było to 3657km. Wspomnienia wci?z smakuj? soczy?cie i ostrz? apetyt na jak?? następn? podróż.

Pozdrówka

P.s.

Foty z wyprawy

Odnośnik do komentarza

Gratuluje wyprawy .

Faktycznie gdzie sie czlowiek nieruszy spotka swoich na szlaku.

Co do Czarnogory - spedzilem tydzien w tamtym roku w Nowym Barze a do starego polazlem na piechotke.

Fajny maly kraj , drogi faktycznie niewszystkie sa rowne,ludzie sympatyczni i jeszcze tanio.

Pozdrawiam i szczeze zazdroszcze nawinietych kilometrow.

Odnośnik do komentarza

Kubu?, jeste? nie tylko ?wietnym kompanem na wyprawie, ale również wspaniałym kronikarzem, o kucharzeniu nie wspomnę !happybth !piwko .

Ze swej strony dodam, że dzięki dociekliwo?ci Drogowca mogli?my pojechać arcyciekaw? tras? i napa?ć oczy przepięknymi widokami.

Kubu? podróżuje, aby poznawać nowe smaki, a ja.... dla zapachów i podczas tej wyprawy to była orgia!

U nas dopiero się zieleniło, a za Tatrami już kwitły i pachniaaaaaały bzy, troszkę dalej na południe przed granica z Węgrami-całe hektary kwitn?cego rzepaku. Co ciekawe nasz ma taki specyficzny dusz?cy zapach, a ten cudny miodowy, aż prosiłem aby zwolnić !piwko

Za chwilkę strefa tamaryszków -orgia !OKK

No, a w strefie ?ródziemnomorskiej to już trudno się połapać co to kwitnie i pachnie, czy zioła, czy krzaki czy też pinie !piwko

Trzeba tam pojechać na dłużej - KONIECZNIE !!!

No i ludzie, nowo poznani życzliwi i sympatyczni, a gospodarze z kwatery w Mlini pod Dubrownikiem to już prawie jak rodzina, pierwsze pytanie to jak zdrowie waszego kolegi (Mariusza) ?!

No jak- dzięki Wam dobrze- kochani Państwo Kate i Tenci Tabain !scooter.

No i przesympatyczne Panie z Ulcnija - Gospodyni Pani Milena i Jej Mama, oraz mieszkaj?ca tam Pani Maria !piwko .

Służymy adresami i pomoc?.

Pozdrawiam

RobB. !OKK

Odnośnik do komentarza

Muszę powiedzieć że opowie?ć dech zapiera !tut

Przeczytałem jednym tchem i mogę tylko całej ekipie pogratulować całej wyprawy, która z uwagi na warunki nie należala do latwych !piwko

Tym bardziej wszystkim bior?cym w niej udział gratuluję serdecznie !happybth

Widoki na zdjęciach zapieraja dech w piersi !YES

Muszę również nawi?zać do całej opowie?ci Drogowca chłopie masz talent nie ma to tamto !piwko !piwko !piwko .

Dawno nie czytałem tak zgrabnie opisanej b?dĽ co b?dĽ napiętej wycieczki !tut

Cało?ć zamieszczonego opisu pozwoliła mi się na tyle rozmarzyć, że czułem momentami że tam jestem i podziwiam to wszystko co widzieli?cie w realu !scooter

Jeszcze raz gratuluję i szczerze podziwiam wasz godny szacunku wyczyn !OKK !OKK !tut

Odnośnik do komentarza
  • Administrator
No i ludzie, nowo poznani życzliwi i sympatyczni, a gospodarze z kwatery w Mlini pod Dubrownikiem to już prawie jak rodzina, pierwsze pytanie to jak zdrowie waszego kolegi (Mariusza) ?!

Potwierdzam... przesympatyczni ludzie i faktycznie teraz to już jak rodzina !piwko . Pamiętam, że po wyl?dowaniu w Warszawie odrazu miałem sms'a od nich z zapytaniem czy dotarłem i jak się czuje !happybth

Byłem w szoku !scooter (pozytywnym).

Kolejny szok to, że was po trzech latach pytaj? o mnie i o moje zdrowie !piwko

Mam jeszcze do nich telefon... chyba zaraz zadzwonie !piwko

A tak przy okazji 8 czę?ciowa relacja:

Wyjazd Burgmanii na Chorwacje 2004 rok

Chłopaki, zazdroszcze wyjazdu na Montenegro... a chyba najbardziej tych zapachów !OKK

Faktycznie doznania bezcenne... za wszystko inne napewno płacili?cie kart? MC !OKK

Ps. Drogowiec, fajna relacja, fajne focie !piwko

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...