Dawid Wawa Opublikowano 14 Sierpnia 2013 Opublikowano 14 Sierpnia 2013 Długi weekend już jutro. Pierwotnie planowałem wyjazd Warszawa>Bieszczady>Słowacja>Czechy>Kraków>Warszawa, ale troszeczkę zmodyfikowałem plany i jutro o 3:00 nad ranem wyruszam na moim stalowym rumaku (Malaguti Madison S200), z partnerką na przejażdżkę: Warszawa>Wrocław>Drezno>Praga>Wiedeń>Bratysława>Zakopane>Kraków>Lublin>Warszawa omijając płatne trasy. Na mapie Google tak to wygląda mniej więcej: https://maps.google....&mra=ls&t=m&z=6 Podróż ma zająć od 15 do 18 sierpnia 2013. Śpimy w namiocie. Jakieś porady? W sąsiednim wątku na forum http://www.forum.bur...wo/#entry309054 przeczytałem o winietach w Austrii, ale wrzuciłem sobie do nawigacji Google opcję omijania tras płatnych, więc chyba nie będę w takim razie potrzebował winiety, prawda? Tu w necie http://www.skionline...-narty,147.html coś napisali o tym których dróg w Austrii dotyczą winiety. I tak unikam autostrad, bo chcę po drodze się napatrzeć na coś więcej niż jezdnia i samochody.
CZARO Opublikowano 14 Sierpnia 2013 Opublikowano 14 Sierpnia 2013 jak wywalisz Lublin a dodasz Budapeszt będzie tylko 50km. więcej , ale pozwiedzać przydało by się ciut więcej czasu.... traska naprawdę fajna i dość odważna jak na 200cm3 w tak krótkim czasie.wychodzi około 500km na każdy dzień.
Klubowicze Ewik Opublikowano 14 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 14 Sierpnia 2013 Trasa bardzo fajna, ale dziennie przejechanie 500 km bocznymi drogami plus postoje chociażby na tankowanie, to niewiele czasu zostaje na zwiedzanie. Chyba, że oglądasz mijane miejsca z siedzenia skutera. Dla mnie optymalna trasa połączona z zwiedzaniem i odpoczynkiem to maksymalnie 300 km/dziennie. Ale każdy ma swoje upodobania. Udanej wyprawy i czekamy na relację
Klubowicze Wrzonio Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Bardzo ambitnie zwłaszcza, że masz zamiar jechać bocznymi drogami. Musisz brać pod uwagę, że bocznymi drogami średnia prędkość spadnie ci poniżej 50km/h to daje przeciętnie 10-12 godzin samej jazdy bez postojów (musisz pamiętać o ograniczeniach prędkości za granicą, tam się policja nie pieści i sporo to kosztuje). Jeśli chcesz tylko jechać i bić rekordy to OK, jest to do zrobieni, ale na obejrzenie czgokolwiek to już niemożliwe tym bardziej , że zamierzasz spać pod namiotem, a campingów wcentrach miast nie uświadczysz. Pomyśl jeszcze o pasażerze, zanudzi ci się na śmierć. Jak chcesz coś zobaczyć to sama Praga wymaga kilku dni.
Sympatycy m@rkiz Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Sympatycy Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Bardzo ambitnie zwłaszcza, że masz zamiar jechać bocznymi drogami. Musisz brać pod uwagę, że bocznymi drogami średnia prędkość spadnie ci poniżej 50km/h to daje przeciętnie 10-12 godzin samej jazdy bez postojów Bez przesady Wrzonio. Z doświadczenia wiem (rok 2007) że po 500 km przez kilka dni po bocznych jest do zrobienia wraz ze zwiedzaniem i postojem na obiad. Osiągnięcie średnie jazdy przy dobrej organizacji dnia w tempie 70 km/h nie jest problemem. To daje 7-8 godz. jazdy. Plus 8 na sen to i tak zostaje 1/3 doby na zwiedzanie i konsumpcję. (Obiadować najlepiej w miejscu jakieś atrakcji turystycznej). Alleluja i do przodu
Dawid Wawa Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Autor Opublikowano 15 Sierpnia 2013 @Wrzonio: Masz sporo racji, bo z doświadczenia wiem, że nawet jak wydaje się, że przez większość czasu jedziesz 80 km/h, to średnia jakoś wychodzi poniżej 50 km/h. No bo a to stacja benzynowa, a to zjeść, a to się wysikać, a to odpoczynek, a to czerwone światło, a to ograniczenie prędkości, a to korek, a to ktoś włącza się do ruchu i muszę zwolnić. @m@rkiz: Jest do zrobienia i ja bym dał radę bez większego problemu, ponieważ wyjeżdżając o 3-4 rano i jadąc praktycznie prościutko do Drezna realne jest, aby nawet te 1000 km przejechać jeszcze dzisiaj, ponieważ te "boczne drogi" to nie musi oznaczać jazdy w większości w terenie zabudowanym. Jedynie omijam autostrady, a szczególnie odcinki płatne. Także wyruszając dziś o 4 rano i nie opier...lając się po drodze to już dzisiaj wieczorem można by nocować już pod Dreznem, natomiast jutro od rana mniej więcej objechać Drezno i ruszyć do Pragi. W ten sposób ponad połowę drogi - ponad 1000 km już mamy zrobione przez półtora dnia. A reszta dni, czyli dzień jutrzejszy - piątek, sobotę i niedzielę, mamy na dostojne zwiedzenie Pragi w tempie takim, żeby "nie zamulać" i powrót przez Austrię, Słowację, Zakopane, Kraków do Warszawy. Lublin jest na trasie powrotnej, bo coś tam muszę przy okazji odebrać spod Lublina. Ale, jak zauważył @Wrzonio, pasażerka mogła by co najmniej narzekać na zbyt dużo jazdy, dla niej monotonnej, a za mało zwiedzania. I teraz w związku z tym dlaczego teraz do Was piszę zamiast zapierniczać? Bo z wstydem muszę powiedzieć, że dzis rano koleżanka z którą miałem jechać, stwierdziła, że nie jedzie, bo chciała się dziś wyspać. Wszystko miałem już przygotowane, przygotowywałem się od dłuższego czasu na taką wyprawę. Rano się skrupulatnie spakowałem, odpaliłem skuter, a nawet specjalnie na tą wyprawę kupiłem AutoMapę na telefon i pobrałem 3 GB mapę Europy. A tu taka niespodzianka. Wstyd mi, ale cóż mam powiedzieć. Udawać że jestem teraz już gdzieś pod Wrocławiem? Nie. Samemu nie pojechałem, ponieważ motywację do takich wypraw daje mi jazda wspólna... Sam jechać to nie czuję w tym potrzeby i sensu. Temat właściwie do skasowania, bo teraz to już za późno na zrealizowanie tej pięknej podróży. Sory.
Administrator xmarcinx Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Administrator Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Teraz to dopiero mnie zainteresowałeś. Koniecznie napisz więcej. Jak do tego doszło, co mówiła, i co będzie dalej?
Sympatycy zdun13m Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Sympatycy Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Marcin nie drąż tematu. Widzisz że chłop poszedł na lufkę.
Dawid Wawa Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Autor Opublikowano 15 Sierpnia 2013 @xmarcinx: Po prostu była niewyspana, z resztą ja też niewiele spałem... Mój ambitny plan był zapewne zbyt obciążający dla niej. Ale: Jednak jedziemy. Zaraz wyruszamy. Prawdopodobnie coś z naszej mapy będzie musiało wylecieć - może Drezno, a może jeszcze coś. Zobaczymy jak czasowo. Opowiem jak wrócę. Mam nadzieję, że przeżyjemy. Módlcie się za nas!
Jerry_R Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Trzymacie w napieciu lepiej, niz niejedne serial :-) Lewa w gore!
Dawid Wawa Opublikowano 20 Sierpnia 2013 Autor Opublikowano 20 Sierpnia 2013 Dopiero godzinę temu wróciłem. Nie będę na razie opowiadał, bo jestem za bardzo zmęczony. Cały plan uległ zdeptaniu przez rzeczywistość. Wrzonio miał nie tylko rację, ale było jeszcze gorzej. Zmęczenie jazdą i nocowaniem pod namiotem, awaria akumulatora, frustracja pasażerki. Dlatego z pierwotnego planu wyjazdu za granicę zostało tylko 400 km górskimi drogami w Czechach (co nie było fajne przez aż tyle kilometrów lawirować serpentynami aż do zaawansowanej nocy). Ale w zamian w podróży pojawiły się m. in. odwiedziny-niespodzianka u dawnego znajomego. Nie mam żadnych zdjęć, ponieważ po pierwsze to nie było czasu na fotki, a po drugie to wstyd fotografować tylko górskie drogi w Czechach. Już chciałem napisać, że fotki zrobię jak kiedyś wybiorę się na dwutygodniową wyprawę po Europie, jednak teraz po zastanowieniu się muszę przyznać, że podróż taka niestety była obfita w umęczenie jazdą. @Wrzonio: Brawo za bycie realistą.
Klubowicze MAKI Opublikowano 21 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 21 Sierpnia 2013 @Wrzonio: Brawo za bycie realistą. Tu nie trzeba być realistą ! wystarczy zjeździć trochę świata i posłuchać ludzi . Powodzenia w następnej próbie .
Administrator xmarcinx Opublikowano 21 Sierpnia 2013 Administrator Opublikowano 21 Sierpnia 2013 Lubię i doceniam twoją szczerość w wypowiedziach. Proponuję abyś przyjechał w Bieszczady za dwa tygodnie. Jest to jednocześnie kapitalne spotkanie z kolegami, całkiem ambitna trasa ze stolicy oraz piękne przejażdżki na miejscu. Namów też dziewczynę. Same pozytywy z tego wyjdą.
Klubowicze Wrzonio Opublikowano 21 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 21 Sierpnia 2013 Dzięki za szczerość. Myślę, że większość napisałaby jak to było fajnie. Radzę Ci skorzystać z propozycji xmarcinax. Bieszczady to naprawdę fajna impreza, z jednej strony wymagająca a z drugiej bardzo przyjemna i obfitująca w różne atrakcje, o które zawsze Pilot dba. Dziewczyna tym razem będzie napewno zadowolona.
Dawid Wawa Opublikowano 24 Sierpnia 2013 Autor Opublikowano 24 Sierpnia 2013 Dobra, trochę odpocząłem , więc trochę więcej opowiem jak było. Otóż myślę, że te 2000 km w 4 dni były realne w specjalnych warunkach, czyli "bicie własnego rekordu", a nie przyjemność z turystyki motocyklowej. Okazuje się bowiem, że w sytuacji gdzie się śpi w namiocie i chce się coś pozwiedzać, to należy nie robić dziennie więcej jak 300 km (czyli Ewik święte słowa o tych maks. 300 km dziennie). Dlatego, bo w praktyce te 300 km to będzie nawet 6-7 godzin jazdy (Wrzonio również miał rację z tą średnią prędkością poniżej 50 km/h). Ratunkiem od tego byłaby tylko autostrada i pojazd o większej mocy - zdolny do prędkości przelotowej 150 km/h. Tymczasem moja prędkość na autostradzie (odcinek z Warszawy do Żyrardowa) i ekspresówkach oraz drodze krajowej nr 8, wahała się od 90 do 110 km/h. Skuter o pojemności 200 ccm, wioząc mnie, partnerkę, naładowane rzeczami kufer tylny i całą przestrzeń pod siedzeniem oraz umieszczoną w "przekroku" skutera dużą torbę podróżną, zawierającą m. in. namiot dwuosobowy, śpiwór, sporo ciuchów, koc, nie dał rady jechać więcej niż 110-116 km/h, a przy takiej prędkości był na maksymalnych obrotach i nie mogłem go tak ciągle/długo eksploatować w ciepły dzień, bo widziałem, że wskazówka temperatury idzie trochę wyżej. A i tak mam problem w tym skuterze z wysokimi wskazaniami temperatury ( http://www.forum.bur...tury-chlodziwa/ ). Jak przebiegała podróż: Okazuje się, że z planowanych 2000 km przejechałem ponad 1640 km, przy czym gdybym jechał całą drogę z partnerką i wrócił z nią jeszcze w niedzielę, to przejechane byłoby 1500 km. I to pomimo dość istotnych problemów natury technicznej na trasie (o tym szczegółowo poniżej będzie) oraz wyruszenia w czwartek dopiero około godziny 15:00. Mapa podróży: https://mapy.google....&mra=ls&t=m&z=7 Opis dni podróży: Czwartek: Wyjechaliśmy zamiast o 3-4 rano, to dopiero około 15:00 (po tym jak tu na forum napisałem o 13:19, że zaraz wyruszamy, to musiałem jeszcze się dopakować, przygotować skuter i go załadować gratami, jechać 5 km po dziewczynę na Targówek, zatankować do pełna). Pojechaliśmy najpierw autostradą do Żyrardowa, a potem przez Mszczonów drogą krajową nr 8 prosto do Wrocławia, gdzie zaplanowaliśmy pierwszy nocleg. Prędkość na tym odcinku to 90-110 km/h. Nawet fajnie się jechało, ale dojechaliśmy na noc. We Wrocławiu do McDonalda (był dzień świąteczny, więc wszystko oprócz stacji benzynowych i McDonald's-ów pozamykane). Siedzieliśmy tam z godzinę grzejąc się, bo byliśmy troszkę przemarznięci jazdą już wieczorem po 22:00. Potem nocleg w namiocie. Dziewczyna w moim śpiworze, a ja w kurtce i dwóch bluzach bez śpiworu, bo nie kupiłem drugiego na tą wyprawę. Noc była zimna, więc w nocy się budziłem dygocząc. Piątek: Ale spałem tej nocy i dla mnie było OK. Tymczasem dziewczyna twierdzi, że w ogóle nie spała bo się ...bała, że ktoś nas w tym namiocie napadnie. Także bardzo się sfrustrowała i gdzieś rano poszła. Tymczasem ja ładowałem w gniazdku zapalniczki w skuterze kilka urządzeń elektronicznych na raz przez jakiś czas i po tym niestety miałem problemy z odpaleniem skutera. Pomyślałem, że od tego ładowania trochę wyczerpałem akumulator. Ale odpaliłem od jakiegoś kierowcy samochodu, bo wożę ze sobą kable rozruchowe. Potem pojechaliśmy jeszcze w okolice ul. Długiej we Wrocławiu, do Tesco (gdzie spotkaliśmy "Panią Basię"/"Baśkę" znaną z YouTube i do drugiego McDonald's-a we Wrocławiu gdzie musiałem z WiFi pobrać 3 GB danych map do nawigacji AutoMapa na Androida, którą zakupiłem dzień wcześniej, bo była mi niezbędna przed przekroczeniem granicy nawigacja off-line, aby nie płacić fortuny za transfer danych przez roaming korzystając z Google Map/Google Nawigacji. Dlaczego dopiero we Wrocławiu w McDonald's pobierałem te 3 GB map? Bo to było już chyba 4 albo 5 z rzędu pobieranie, gdyż każda poprzednia próba skutkowała błędem w momencie gdy już było pobranych prawie całe 3 GB i całe pobieranie startowało od nowa... Udało się to przeskoczyć dopiero jak odinstalowałem kilka aplikacji z Androida (co było dziwne, bo przecież na karcie pamięci telefonu miałem wolne 20 GB). Jednak w ten sposób straciliśmy wiele godzin i ruszyliśmy z Wrocławia dopiero chyba po godzinie 12:00. Dziewczyna bardzo sfrustrowana. Z powodu zbyt małej ilości pozostałego czasu do powrotu w niedzielę wieczorem, zrezygnowaliśmy z zajechania do Niemiec i kierowaliśmy się do Pragi przez przejście graniczne w Szklarskiej Porębie. Skuter normalnie zapalał we Wrocławiu kilka razy, nie licząc porannych problemów z odpaleniem, więc stwierdziłem, że jest wszystko OK, że się naładował. Tuż przed Jelenią Górą natrafiliśmy na wielki korek na dość wąskiej drodze jednojezdniowej, dwupasmowej (pasy w przeciwnych kierunkach), zatem nie tak łatwo było wyprzedzić ten korek biorąc pod uwagę duży ruch również dużych samochodów z naprzeciwka. Dziewczyna mówi do mnie, że tu jest zjazd na Karpacz i że ktoś jej powiedział, że przez Karpacz można też przejechać granicę z Czechami. Początkowo chciałem jechać przez Szklarską, ale zgodziłem się na ten Karpacz. Problemy z akumulatorem i regulatorem napięcia: Już w drodze do Karpacza niestety można było wyczuć smród z akumulatora (taki, jak już kiedyś tak miałem, więc sytuacja nie była dla mnie zupełnie obca) i światła zaczęły padać. W Karpaczu okazało się, że światła już prawie się nie palą (oprócz LEDowych) i o odpaleniu skutera z rozrusznika nie ma co marzyć, a akumulator tak paruje smrodem, że na jego klapce od wewnętrznej strony już się skrapla jakiś kwas czy coś (nie wiem). Okazało się, że akumulator jest suchy. Wyparował. Trzeba znaleźć elektryka motoryzacyjnego. Koniec języka za przewodnika i dobrzy ludzie z Karpacza polecili mi kilku fachowców z okolicy. Świetnym elektrykiem i również pasjonatem motocykli okazał się być człowiek z Sosnówki/Miłkowa, oddalonej 5 km od Karpacza. Zregenerował mi ten akumulator przez noc, a także zdiagnozował, że regulator napięcia jest walnięty i daje zdecydowanie za duże napięcie ładowania przy wysokich obrotach (których to wysokich obrotów nie brakowało podczas szybkiej jazdy z Warszawy i Wrocławia). Miałem niesamowitego farta, że w Miłkowie natrafiłem na sklepik "Maurizio Moto", który znam z Allegro, posiadający właśnie używane części do mojego, dość mało popularnego, modelu skutera Malaguti Madison S200. Kupiłem u nich oryginalny regulator napięcia i okazało się, że poprzednio wsadzony do mojego skutera to był jakiś inny - tajwański... W nocy regenerował/ładował się akumulator u elektryka, a my z Natalią spędziliśmy noc na polu namiotowym w Karpaczu. 31 zł za dwie osoby i namiot. Sobota: Po zamontowaniu oryginalnego, sprawnego regulatora i zregenerowanego akumulatora, można było ruszać dalej. Ale zanim się rano wyleniłem i odebrałem skuter, a Natalia się umyła, to była już 12:00. Planując dalszą trasę zeszło się jeszcze trochę i wyruszyliśmy chyba grubo po 13:00. Trasa znowu zmodyfikowana na skutek opóźnień. Nie jechaliśmy do Pragi, bo stwierdziliśmy, że wolimy górskie drogi od zurbanizowanej Pragi, w sumie to pewnie podobnej do Warszawy. Pojechaliśmy z Karpacza przez przełęcz Okraj. Coś niesamowitego. Wdrapaliśmy się tak wysoko drogą obok szczytu "Śnieżka", że widoki były magiczne, a Natalia mówiła "Tylko uważaj, bo nie chcę tu runąć w przepaść". Serpentynami wspieliśmy się na górę i do granicy z Czechami. Tam, na granicy, małe spotkanie z motocyklistą z Pragi, który na czoperze jechał z małżonką. Dalej Natalia chciała zaraz po 30 km przez teren Czech, wracać przejściem granicznym w Lubawce, aby kierować się na podwałbrzyski Zamek w Książu. Szkoda, że tamtędy jednak nie pojechaliśmy, tylko ja uparłem się na przejazd przez Czechy aż do przejścia granicznego w Cieszynie. Nocować mieliśmy u znajomych na posesji (ale w namiocie) we wsi Kozy pod Bielsko-Białą. Przez Czechy jechaliśmy bardzo bardzo długo i bardzo krętymi drogami, bo trasa obfitowała w tereny górzyste. Serpentyny i góry są fajne, ale gdy się jedzie 400 km, to zawijanie o 180 stopni co 1-2 kilometry już się nudzi, a także średnia prędkość spada drastycznie na skutek zwalniania do 20 km/h na zakręcie serpentyny. Dlatego przez Czechy jechało się długo i frustracja partnerki bardzo wzrosła. Jechaliśmy znowu do nocy, a ja byłem tak już znużony jazdą, że nawet zaproponowałem żeby nocować gdzieś na terenie Czech w namiocie, a nie w Kozach. Jednak Natalia kazała mi włączyć sobie muzykę (mam radio w skuterze) i jechać dalej. Do Kóz dojechaliśmy na równą północ. Niestety pokłóciliśmy się dość poważnie. Jeszcze w Czechach nie chciała ze mną już gadać i był taki moment, że popłakała się i postanowiła iść pareset metrów na piechotę, a przy wjeździe do Kóz kazała mi się zatrzymać i stwierdziła, że dojdzie sobie na pieszo. Zmieniła zdanie jak zauważyła, że jest jeszcze 5 km do miejsca noclegu. Pokłócenie się z Natalią było głównym powodem dlaczego wyprawę tą uważam za nieudaną. Bo moim celem było sprawienie jej przyjemności, a nie tortur i stresu. Niedziela: Natalia zdecydowała, że wraca pociągiem z Bielsko-Białej i że nie mam jej co przekonywać. Więc zawiozłem ją na godzinę chyba 12:20 na dworzec w Bielsku-Białej, a sam chciałem jeszcze coś z tej podróży wycisnąć, żeby dać jej sens. A miałem poniedziałek i wtorek wolne. Dlatego z Kóz pojechałem do miejscowości Skrzydlna, na południe od Krakowa, aby tam zrobić niespodziewaną wizytę znajomemu. Siedziałem u niego ze 2 godziny i ruszyłem dalej przez Kraków w stronę Warszawy. Zmęczony jazdą i późną godziną zatrzymałem się na kolację na stacji BP w Jędrzejowie i przespałem się w namiocie przy parkingu TIRów. Poniedziałek: Po wylenieniu się pojechałem do miejscowości Zakrzew, 50 km na południe od Lublina, gdzie miałem się spotkać z człowiekiem, który ma taki sam model Malaguti Madison S200 i drobne, "kosmetyczne" części na zbyciu. Pod Zakrzewem przenocowałem w namiocie. Wtorek: Przez Lublin powrót do Warszawy, jednak w Lublinie skoczyłem do serwisu motocyklowego "Ninja", gdzie też mieli jakieś pierdółki do Malaguti Madison. Odpocząłem jeszcze sobie w Lublinie, byłem w centrum, zjadłem "obiad" w McDonald's i wróciłem do Warszawy, bo według prognoz jeszcze tego samego dnia lub nazajutrz miała się skończyć bezdeszczowa pogoda. Zdjęć mam bardzo bardzo mało, bo nie mieliśmy aparatu foto, a żeby robić fotki smartfonem trzeba go było wyjmować i odpinać z uchwytu od nawigacji. Część zdjęć zostało w telefonie Natalii.
Marcino1 Opublikowano 25 Sierpnia 2013 Opublikowano 25 Sierpnia 2013 Rzeczywiście, przygody miałeś wstrząsające. Mam nadzieję, że ta wyprawa nie wpłynie negatywnie na Twoje relacje z Natalią. Poza tym, nie przejmuj się. Pierwsze koty za płoty...
Dawid Wawa Opublikowano 25 Sierpnia 2013 Autor Opublikowano 25 Sierpnia 2013 Oj nie są to "pierwsze koty za płoty". Ja z Natalią już tym skuterem wykręciłem z 1000 kilometrów po Polsce. Nie tylko wiosna, lato, ale też pamiętam raz jak pojechałem do domu rodzinnego Natalii 50 km pod Warszawę zimą i po przyjeździe spadła taka śnieżyca, że samochodem nie odważył bym się tego samego dnia wracać (trudno było samochodem z posesji wyjechać, a ulicą auta jechały nie szybciej jak 20 km/h). Zakończyło się to tak, że następnego dnia przyjechałem do Warszawy samochodem pożyczonym od rodziców Natalii, a skuter został tam na tydzień. Natomiast w zeszłym sezonie wracałem razem z Natalią na skuterze 50 ccm spod Bielska-Białej. Ja lubię wyprawy o zapachu hardkorowym - to znaczy daleko, spontanicznie, zwariowanie. Ale bezpiecznie. Problemy na drodze się zdarzają, ale właśnie przygodą jest te problemy jakoś "po MacGyver-sku" przezwyciężać. Tylko, że nie każdy lubi taki styl. Natalia oprócz tego, że nie mogła już wytrzymać wielogodzinnej jazdy, to nie podobało się jej to, że są nieprzewidziane problemy, które mnie kompromitują, stawiają pod znakiem zapytania wyprawę i powrót. Ja zaś podchodzę do tego z uśmiechem i jest to dla mnie wyzwanie. Ale również frustruje mnie i nie sprawia przyjemności, jeśli pasażerka już nie może wytrzymać trudów jazdy i nie jest to dla niej frajda. Ta wyprawa wypłynęła na te relacje z Natalią. Zrozumiałem, że ją to nie kręci tak jak mnie. Powiedziała mi, że chciała MI sprawić przyjemność jeżdżeniem ze mną, a niekoniecznie już sobie. Dlatego z Natalią już (raczej) nie będę jeździł turystycznie. Tylko, że muszę przyznać, że ani samemu, ani w grupie innych motocyklistów jakoś nie mam takiej motywacji do turystyki motocyklowej. Preferuję wozić dziewczynę z tyłu. Wybaczcie za otwartość, ale przydał by się inny "plecaczek". Bo chętnie bym jeszcze poszalał po Europie tym skuterkiem. Zainwestowałem w niego trochę i jest "wybajerzony" turystycznie. Jeszcze tylko może większy kufer centralny (na dwa kaski), wraz ze światłem stopu.
RONIN Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Opublikowano 26 Sierpnia 2013 David, powodów rozczarowania twojej drugiej połówki jest wiele, zawiodłeś logistycznie to największy błąd, drugi nie mniej ważny to strój plecaczka, ujdzie na wyprawę 50 km. nad jezioro w ładną pogodę, na dłuższe wyprawy jest niewystarczający, jak już Pani przemarzła to trzeba było pomyśleć jednak o jakiejś kwaterze, ciepła kąpiel poprawiłaby jej humor, no może jeszcze butelka wina do tego ;-). Podsumowując nie jeździłem Malagutem, ale miałem Majkę 125 i faktycznie taka wyprawa to hardkor, może plecaczek zmieni zdanie co do podróży jak zobaczy jakiegoś kanapowca w stylu B400 albo Majesty 400, ślubu chyba z Madisonem nie brałeś ;-). Powodzenia.
Dawid Wawa Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Autor Opublikowano 26 Sierpnia 2013 "Plecaczek" nie narzekał na zbyt cienki strój, bo wiozłem w torbie jej kurtkę zimową typu "waciak", którą zakładała wieczorem, gdy się ochłodziło. Widać na tym zdjęciu: Pod kurtką jeszcze miała dwie bluzy, w tym jedna z membraną (ta jasnoniebieska bluza), na głowie kominiarkę, a na nogach ochraniacze. Kurtki motocyklowej przecież nie będę fundował "plecaczkowi". trzeba było pomyśleć jednak o jakiejś kwaterze, ciepła kąpiel poprawiłaby jej humor, no może jeszcze butelka wina do tego ;-) Założenie dotyczące tej podróży to maksymalne cięcie kosztów. Żadnego nocowania w "kwaterach", tylko namiot. Ja tak lubię. Natalia nie bardzo. A co do wina, to jeszcze tylko brakowało alkoholu na wyjeździe motocyklowym. zmieni zdanie co do podróży jak zobaczy jakiegoś kanapowca w stylu B400 albo Majesty 400, ślubu chyba z Madisonem nie brałeś Lubię Madisona i za dużo w niego zainwestowałem (są w nim specjalnie porobione ulepszenia do długiej jazdy turystycznej - np. bardzo dobre światła, system audio, podświetlenia schowków, dwa gniazdka zapalniczki), żeby go porzucić teraz. Na razie nie muszę zapierniczać szybciej niż 100 km/h. A i pali mniej niż Burgmany 400, 650. Na razie nie mam w planach innego skutera. Jeśli w dalszej przyszłości kupię inny motocykl to już zupełnie nowszego typu: z ABSem, na wtrysku, ekonomiczny jak Honda PCX, ale o pojemności 300 albo właśnie 400 ccm.
Administrator MariuszBurgi Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Administrator Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Także bardzo się sfrustrowała i gdzieś rano poszła. Dlatego przez Czechy jechało się długo i frustracja partnerki bardzo wzrosła. Niestety pokłóciliśmy się dość poważnie. Jeszcze w Czechach nie chciała ze mną już gadać i był taki moment, że popłakała się Dziewczyna w moim śpiworze, a ja w kurtce i dwóch bluzach bez śpiworu, bo nie kupiłem drugiego na tą wyprawę. Noc była zimna, więc w nocy się budziłem dygocząc. Zafundowałeś nam opis wyprawy jak na wizycie u psychoanalityka David, nie wiem ile tego typu wyjazdów (długodystansowych) zaliczyłeś do tej pory ale mam kilka sugestii: - Zmień plecaczka lub zmień podejście do turystyki skuterowej na wersję bardziej komfortową (nocowanie pod ciepłym dachem) - Widzę, że "rozrzutność" nie jest Twoją mocną stroną ale na takie wyprawy strój i ekwipunek dla dwojga to podstawa - Jeździj na takie wypady solo lub z kimś kto ma podobne preferencje - Lepiej planuj wszystko przed wyjazdem Pozdrowienia dla Natalii
Klubowicze arturo-bb Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Ja z Natalią już tym skuterem wykręciłem z 1000 kilometrów po Polsce. Powiedziała mi, że chciała MI sprawić przyjemność jeżdżeniem ze mną, a niekoniecznie już sobie. Dlatego z Natalią już (raczej) nie będę jeździł turystycznie. Z całego twojego opisu(fajnego zresztą) odnoszę wrażenie że jesteś jednak strasznym egoistą. Jedziesz z dziewczyną ale to tylko Ty chcesz mieć z tego frajdę. Jest takie słowo : KOMPROMIS Warto je poznać i używać. A nie myśleć o zmianie "plecaczka" tylko dla tego że Wszystko musi być tak jak TY chcesz A Natalii życzę aby spędziła radośnie wiele tysięcy kilometrów w pięknych zakątkach kraju i Europy ( być może w innym towarzystwie jeśli Ty nie potrafisz zrozumieć i dostosować się do jej potrzeb) EDIT Ups zanim stworzyłem moje wypociny Mariusz mnie ubiegł Ale zgadzam się z Nim w 100% Natalia !OK Dawid Wawa !NOT
Dawid Wawa Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Autor Opublikowano 26 Sierpnia 2013 @MariuszBurgi: Opis wyprawy to nie tylko opis samej trasy, ale też wspomnienie o zadowoleniu/niezadowoleniu uczestników. Ja jedynie jestem szczery zamiast przemilczeć to, co z tej wyprawie nie wyszło. @arturo-bb: Łatwo tak kogoś negatywnie ocenić nie znając go. Choć trudno być sędzią we własnej sprawie, to jednak nie sądzę, żebym był "egoistą". Raczej patrzę na to w taki sposób, że potrzeby uczestników tej wyprawy nie są zbieżne. Nie sprawdziło się, dlatego więcej nie będę namawiał/proponował Natalii takich wyjazdów. No i oczywiście przykro mi, że Natalia nie miała przyjemności z tego wyjazdu. Cóż poradzić na to, że na noclegi w hotelach mnie nie stać, a samochodu nie mam. P.S.: @arturo-bb: Tak żebyś nie myślał, że jestem jakimś egoistycznym diabłem to powiem Ci, że ja już wyciągając wnioski z poprzednich takich podróży, proponowałem Natalii inny sposób wspólnej turystyki: że dla jej bezpieczeństwa i komfortu niech ona leci samolotem do Hiszpanii (pierwotny zamysł to była Hiszpania), a ja w ciągu kilku dni tam dojadę skuterem. Tak by było optymalnie.
Klubowicze arturo-bb Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Ok. Fakt nie jesteś egoistycznym diabłem ale i tak nawet przy skromnym budżecie powinieneś brać po uwagę potrzeby drugiej osoby(u kobiet często właśnie łazienka i ciepły prysznic przynajmniej co drugi dzień) . No i tak jak pisali przedmówcy lepsze planowanie to podstawa. Bo to co dla Ciebie jest spontaniczną przygodą dla innych jest Hardkorem. I stąd niedomówienia. Ja jak ustalam wyjazdy i to z żoną czy w większej grupie czasami nazywany jestem bo staram się trzymać ustalonego planu do maksimum aby właśnie nie było niespodzianek typu :czekanie 1 godz. na zwiedzanie bo spóźniliśmy się 5 min. ,dojazd na biwak po północy , 20 godz. w siodle i tym podobne. A i tak często realia pokazują że wszystkiego nie da się przewidzieć ani dokładnie wyliczyć . Dlatego spontan jak najbardziej ale solo a w towarzystwie jednak logistyka i pewne zaplanowane posunięcia bardziej się sprawdzają. Ale każdy uczy się na błędach więc wyciągnij z tej historii naukę i do zobaczenia gdzieś na trasie.
pilot Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Opublikowano 26 Sierpnia 2013 A odemnie rada zacznij jazdę od imprez organizowanych przez Burgmaniaków tam nabierzesz doświadczenia a i posłuchasz rad którymi pewnie z Tobą się podzielą.
Lucjan73 Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Opublikowano 26 Sierpnia 2013 Dawid nie obraź się ale skuter o poj. 200 cm trochę słabo nadaje się na wojaże po Europie. Sprzęt ma swoje ograniczenia i tego nie przeskoczysz. Owszem można dojechać wszędzie i nawet na 50 - tce ale pojawia się problem średniej prędkości przelotowej i komfortu jazdy.
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się