Klubowicze ArtCho Opublikowano 8 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 8 Sierpnia 2013 W poniedziałek ruszam z moim synem na 6 dni w trasę Szczecin - Alpy Austriackie - Szczecin. Trzymajcie kciuki za powodzenie i pogodę. Podobnie jak w zeszłym roku z Melmaciem do Drezna i okolic, tym razem zdecydowałem się na Alpy. Jadę z synem - dwie hondy: moja SW-T600 i jego Varadero 125. Jak widzicie nie jest to Transalp ani BMW K 1600, więc myślę, że będziemy się kulać ok 100 km/h. Ale jak wiadomo - nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go Plan jest taki: dwa dni na dojazd, dwa dni po górach i dwa dni na powrót. Pierwsze dwa, to Weimar i dalej Monachium. Myślę, że do Weimaru głównie autostradami, a do Monachium bocznymi, aby nacieszyć się bawarskimi winkielkami. https://www.dropbox....Mapy Google.png Dzień trzeci, to Monachium do Soelden w Austrii (tam dwa noclegi): https://www.dropbox....Mapy Google.png Dzień czwarty - to droga alpejska przez przełęcz Timelsjoch (myślę, że pojeździmy też trochę po okolicy): https://www.dropbox.com/s/l6j2zch09xy2uqg/2013-08-08%2021_35_59-Mapy%20Google.png Całość skalkulowałem na ok. 2200-2500 zł (na dwóch). Paliwo, jedzenie 80zł na os na dzień, dwa noclegi w Soelden 88 Eur ze śniadaniem, noclegi w Monachium i Weimarze - za punkty w hotelowych programach lojalnościowych (w pracy baaardzo dużo podróżowałem i się nazbierało). Do tego ubezpieczenie na drogę (42 zł), winietki w Austrii (zapomniałem ile, ale chyba 5,4 EUR na jedną osobą), Timmelsjoch - ok 14 EUR na osobę. Nowa tylna opona,łańcuch Varadero naciągnięty - jedziemy! Póki co tyle. Trzymajcie kciuki!
Bobas Opublikowano 8 Sierpnia 2013 Opublikowano 8 Sierpnia 2013 Trzymamy kciuki za udany wyjazd !!!!!!!!!!
GadekW Opublikowano 9 Sierpnia 2013 Opublikowano 9 Sierpnia 2013 Bardzo fajny wypad. 3mam kciuki za pogodę i bezawaryjność...powodzenia
Sympatycy Anton Opublikowano 9 Sierpnia 2013 Sympatycy Opublikowano 9 Sierpnia 2013 ArtCho - Powodzenia w "wypadzie" Ci/Wam życzę. Już "czytam" na Twej stronie: http://zapiski-malkontenta.blogspot.com/search?updated-min=2013-01-01T00:00:00%2B01:00&updated-max=2014-01-01T00:00:00%2B01:00&max-results=12 negatywne przygody :) No w końcu malkontent! hihihihihii Trzymaj tak dalej! Jakiś kontrast musi być! A co!????
Klubowicze ArtCho Opublikowano 9 Sierpnia 2013 Autor Klubowicze Opublikowano 9 Sierpnia 2013 ArtCho - Powodzenia w "wypadzie" Ci/Wam życzę. Już "czytam" na Twej stronie: http://zapiski-malko...&max-results=12 negatywne przygody :) No w końcu malkontent! hihihihihii Trzymaj tak dalej! Jakiś kontrast musi być! A co!???? Ten blog, to miejsce gdzie spuszczam parę, która się gromadzi podczas zmagań z rzeczywistością ------------------------------------------ Z innej beczki - brałem pod uwagę dojazd pociągiem - z Berlina do Monachium jeżdżą nocne pociągi, na które można załadować motocykle, wykupić miejsce w kuszetce, lub sypialny i z rana jesteś u podnóża Alp. Summa summarum daje to prawie 700zł więcej (w zależności od dnia podróży), co przy założeniach niskobudżetowych przekreśla ten pomysł. Ale generalnie rzecz warta rozważenia: http://www.dbautozug.de/autozug/reiseziele/
helmutek76 Opublikowano 10 Sierpnia 2013 Opublikowano 10 Sierpnia 2013 Winiety na moto w Austrii 8.4 euro (najtansza opcja)
Klubowicze ArtCho Opublikowano 13 Sierpnia 2013 Autor Klubowicze Opublikowano 13 Sierpnia 2013 Jedziemy. Dwa etapy za nami: Szczecin-Weimar, Weimar-Monachium. 1000km pękło, zjechaliśmy w Norymberdze z autostrady na boczne drogi i jest świetnie. Jutro zaczynają się góry! Prawdziwe. Niestety, dziś pół dnia padało. Kombinezony: mój z Louisa, syna z Lidla pięknie się spisały. [/url] Gdzieś po drodze [/url] Nowiuśki BMW czekał na mnie przed salonem w Monachium [/url]
burgifan Opublikowano 14 Sierpnia 2013 Opublikowano 14 Sierpnia 2013 No ja jestem pod wrażeniem Ale odjazd ! I to dosłownie ! Do Monachium nawet samochodem mi się nie chciało jechać Pięknie na prawdę..Brak mi słów. Extra Beemka, ale cena pewnie X 4 bo to beemka. Szerokości !
Klubowicze SlawoyAMD Opublikowano 14 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 14 Sierpnia 2013 Już w Szczecinie z zazdrością spoglądałem na Twój "igiełka" sprzęt i nadal "zazdraszczam" takiego sprzetu, który pozwala na bezstresowe podróże tak daleko... Mój Burek jest na etapie wyczuwania, więc każdy dalszy wypad wiążę z pewnym ryzykiem powrotu na lawecie... Ech, nie ma to jak nowy sprzęt... Gratuluję wyprawy i czekam na kolejne zdjęcia... Do zobaczenia pod Pleciugą...
Klubowicze ArtCho Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Autor Klubowicze Opublikowano 15 Sierpnia 2013 Sławek, weź pod uwagę fakt, że jedziemy z synem - tzn. ja na moim "igła" sprzęcie, a on na sześcioletnim Varadero 125 ------------------------ Kolejny etap za nami - dojechaliśmy do Soelden w Tyrolu - prawie 1500km za nami. Jazda poezja! Musiałem dokupić nici dentystycznej, żeby czyścić owady z zębów! Zdjęcia później. Zaraz jedziemy dalej.
Klubowicze SlawoyAMD Opublikowano 16 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 16 Sierpnia 2013 Sławek, weź pod uwagę fakt, że jedziemy z synem - tzn. ja na moim "igła" sprzęcie, a on na sześcioletnim Varadero 125 ArtCho, ale to Honda jest... To się nie psuje
mrzysty Opublikowano 17 Sierpnia 2013 Opublikowano 17 Sierpnia 2013 PIękna trasa, I mnie się Alpy marzą.
Klubowicze ArtCho Opublikowano 17 Sierpnia 2013 Autor Klubowicze Opublikowano 17 Sierpnia 2013 Już w domu - 2955 km stuknęło! Wyjazd trochę szalony, ale warto było. Zbiorę się wkrótce i napiszę relację wraz ze zdjęciami.
ciesu Opublikowano 18 Sierpnia 2013 Opublikowano 18 Sierpnia 2013 Pogratulować wycieczki, czekamy na foto relację
Klubowicze bilety Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Klubowicze Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Pogratulować wypadu szczególnie synowi.
Klubowicze ArtCho Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Autor Klubowicze Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Uff... Udało się! Bohaterowie Artur – ojciec (lat prawie 48) – Honda SW-T600 Maciek – syn (lat prawie 18) – Honda Varadero 125 Przydługi wstęp Myśl o wyjeździe na motorze w Alpy kołatała mi się po głowie już od dłuższego czasu. Jako wielbiciel Alp latem, co roku od kilkunastu lat spędzałem w nich co najmniej tydzień podczas letnich wakacji i z zazdrością spoglądałem na setki motocyklistów przemierzające alpejskie trasy. Na początku wakacji okazało się, że mam dodatkowy tydzień „swobody”, postanowiłem więc pojechać na południe Niemiec – pomyślałem: Bawaria, kręte drogi, podnóże Alp, Szwarcwald – od tego zacznę. Ale kiedy zacząłem na dobre planować wyjazd, uświadomiłem sobie, że od tego miejsca do „pełnych” Alp jest ok. 100 km. Grzechem byłoby więc nie pojechać. Trzy tygodnie wcześniej przetestowałem okolicę autem – byłem w Sölden, w dolinie Oetz. Stwierdziłem, że to dobry punkt wypadowy. Należy tylko do niego dojechać (1000 km), a potem wrócić – drugie 1000 km. Założenia były następujące – wyjazd jak najmniej obciążający budżet. A więc paliwo, posiłki i noclegi oraz wszystkie pozostałe wydatki powinny być jak najniższe. No i jedziemy „pojeździć” – a więc ogólny plan nakreślony (patrz mapka), a dalej (podobnie jak rok wcześniej okolice Drezna) planowanie dynamiczne: jedziemy przed siebie, a jak coś ciekawego w okolicy, to tam skręcamy. Jak to bywa, życie trochę nam plany zweryfikowało. Uznaliśmy, że prawie cały bagaż zabiorę ja, gdyż centralny śmietnik mojego syna zaburza aerodynamikę Varadero i będziemy się kulać o 20 km/h wolniej. Tak więc dwa kombinezony przeciwdeszczowe, kilka par rękawic o różnej grubości, bieliznę termoaktywną, plus bagaż „cywilny”, napoje oraz butelkę oleju, taśmę uniwersalną i spray do łańcucha załadowałem do skutera, a dokładniej pod siedzenie, do bagażnika centralnego, torby przekrokowej i jednej torby bocznej (nabytek z ubiegłorocznej wyprawy z Melmaciem – sakwa rowerowa zakupiona w Penny Markt). Wziąłem oczywiście zestaw map papierowych: mapę autostrad niemieckich, arkusze map pokrywające tereny, do których jechaliśmy (zakupione w zestawie w Lousie) oraz mapę z trasami alpejskimi (dołączoną do czasopisma Motrrad Freizeit, kupioną dwa lata temu na lotnisku w Monachium: http://kurvenkoenig.de/). Nb. okazało się, że na tej stronie internetowej są bardzo fajne opisy tych tras i pewnie nie raz jeszcze będę z nich korzystał. No i na koniec GPS – Garmin Nüvi 1390LMT. Ale – jak również można przeczytać w relacji z Drezna – przydawał się głównie do znalezienia punktów, które nie dało się znaleźć za pomocą mapy, czyli np. hotele. Ponadto zestaw kluczy oraz klucz nastawny typu żabka – uprzedzę: przydał się, a przy drugim użyciu pękł i… został na ziemi niemieckiej. Dzień pierwszy Około czwartej nad ranem obudził nas Maciek z informacją, że go coś oko boli. Szybka decyzja – jedziemy do szpitala na Pomorzany do dyżurnego okulisty. Wyrok: zapalenie spojówki. Kropelki i tabletki przeciwbólowe. Obudziliśmy się ponownie koło 10.30. Jedziemy? Jedziemy! Wyjechaliśmy koło 12.00 i wiedząc, że mamy do pokonania 460 km do Weimaru trochę się niepokoiłem. Ale pomyślałem: lato, długo jest jasno, damy radę. Ustaliliśmy z synem, że będziemy jechać 100-110 km/h. Ale dość trudno było utrzymać takie tempo, gdyż przy manetce gazu „na full”, Varadero jechało 110 po płaskiej, ale 80-90 pod górkę i 120-130 z górki. Uznaliśmy więc – jedziemy na ile fabryka pozwala. Genialny pomysł odwiedzenia Louisa po drodze w Berlinie nie okazał się genialny. Wjechaliśmy do Berlina i utknęliśmy w objazdach i korkach. Wprawdzie na autostradzie wewnętrznej w korku nie staliśmy, ale jazda między innymi pojazdami to jakieś 20-40 km/h. Dalej nudy na niemieckich autostradach, przerywane wyprzedzaniem TIRów – nie lada atrakcja, gdyż ich tempo było zbliżone do naszego. Wieczorem, koło 21.00 dojechaliśmy do Weimaru, rozkopanego Weimaru. Hotel Elefant znajduje się przy głównym rynku, ale dojazd jest tylko z jednej strony, gdyż reszta: albo wyłączona z ruchu albo rozkopana. Tam załapaliśmy się na deszcz. Gdybyśmy nie stracili czasu w Berlinie… Hotel piękny, historyczny, a ja jako gość platynowy, dostałem apartament. Wspomniałem wcześniej, że przez ostatnie lata wiele podróżowałem służbowo i nazbierało się sporo punktów lojalnościowych w sieci hoteli Starwood (do których Elefant należy), które teraz wykorzystuję na darmowe noclegi. Plus był taki, że oddzielnie spaliśmy: ja i mój chrapiący syn. Niestety deszcz wieczorny nie pozwolił nam na wyjście do miasta. Ale odbiliśmy to sobie podczas powrotu. Dzień drugi Śniadanko i dalej w drogę. Wcześniej zaskoczenie: płacimy za parking za dwa pojazdy. Ale jak to? Zajęliśmy tylko jedno miejsce! Ok., to jedno – 18 Euro (14 + 2 + 2 opłaty turystycznej). Po wyruszeniu w drogę stwierdziłem, że autostradę nr 9 do Monachium znam bardzo dobrze, więc wybraliśmy trasę alternatywną, z planem, żeby zjechać z autostrady ok. 100 km przed Monachium. Kilkanaście kilometrów za Erfurtem zaczął padać deszcz. Udało nam się zjechać z autostrady i schronić pod wiaduktem nowo budowanej trasy kolejowej ICE. Tam zapadała decyzja – zakładamy kombinezony przeciwdeszczowe. Przydały się i pięknie nas ochroniły przed deszczem (patrz zdjęcie wyżej). Padało jeszcze przez jakieś dwie godziny. Po czym wyszło słoneczko, a my zdecydowaliśmy się zjechać na boczne drogi. Najpierw na coś do jedzenia (typowy niemiecki kebab przed Norymbergą), a później, aby zacząć jazdę „pełną gębą”. Tu zaczęła się namiastka gór – kręte drogi, skały, doliny i sporo motocykli. Oczywiście lewa w górę prawie z każdym! Wieczorem krótki nocny rajd na stare miasto w Monachium i wizyta w świecie BMW. Przymiarka do pojazdów – pasują, tylko cena… Żeby było tyle co na tabliczce, ale w złotych, a nie w Euro… Nocleg darmowy w hotelu Four Points Olympiapark. Ciekawostka: hotel znajduje się na terenie dawnego miasteczka olimpijskiego, pamiątce po olimpiadzie w Monachium w 1972r. Robi wrażenie – niedawno oglądałem film dokumentalny o izraelskich sportowcach wziętych jako zakładnicy i akcji ich odbicia. Dzień trzeci Ruszamy po śniadanku (parking kryty za darmo) i kierujemy się na Garmisch Partenkirchen. Ale tylko częściowo – bo plan jest taki, żeby do Sölden dotrzeć trasami górskimi. Najpierw trasa Kochel am See - Walchensee: prawdziwa górska droga, a ciekawe jest to, że w soboty, niedziele i święta jest zamknięta dla motocykli. Motonici, głównie na ścigaczach, jeździli tam i z powrotem, a zakręty są naprawdę zacne. Obiadek w bäckerei w Garmisch-Partenkirchen. Kawałek dalej docieramy do Plansee – cudowna droga górska wzdłuż jeziora. Motocykli zatrzęsienie, lewa prawie nie wraca na kierownicę. No i wjeżdżamy do Austrii – tu trzeba zakupić winietkę (dziesięciodniowa za 4,8 Euro od motocykla). No i paliwo tańsze niż w Niemczech. Wybieramy kolejne trasy przez przełęcze: Berwang, dolinę Lech, Arlbergpass. Jest wyraźnie chłodniej – jesteśmy na wysokości prawie 2000 mnpm (Śnieżka ma 1602m, a Giewont 1894m). Niesamowite wrażenia podczas przejazdów przez tunele. Jeden z nich, ten za Zürs (przed Arlbergpass), jest ostemplowany belkami drewnianymi i zapach jest jak w starym kościółku. W St. Anton am Arlberg zatrzymujemy się na zakupy spożywcze w sklepie sieci Spar. Niestety nie pomyśleliśmy, że następnego dnia jest święto i nie zrobiliśmy dodatkowych zakupów, co zemściło się nazajutrz pewnym nadwerężeniem budżetu. Wieczorem docieramy do Sölden: pusta Oetztaler Strasse – bezcenne. Tam mieliśmy zarezerwowany pokój ze śniadaniem w pensjonacie Veit na dwa dni – razem 44 Eur (x 2 dni + kilka Euro opłaty klimatycznej). Zarezerwowany online przez HRS. Dzień czwarty - szczytowy Pyszne śniadanko i ruszamy w kierunku Timmelsjoch Hochalpenstrasse (http://www.timmelsjoch.com/de/). Słoneczko, setki motocyklistów. W Hochgurgl zaczęły się już pożądne zakręty i na drugim z nich… Maćkowi spadł łańcuch. I tu się po raz pierwszy przydał klucz żabka – łańcuch założyliśmy, trochę go naciągnęliśmy i ruszyliśmy dalej. Przy punkcie poboru opłat kolejka motorów! Kupiliśmy bilet tam i z powrotem (razem 14 Euro x 2) i uderzyliśmy w góry. Prawdziwe góry. Tu wyszła wyraźnie różnica celów przejazdu drogą górską: ja chciałem spokojnie i majestatycznie (jak zwykle) przejechać podziwiając widoki i pstrykając zdjęcia, a Maciek chciał adrenalinki. Ustaliliśmy więc, że jedziemy każdy własnym tempem i spotykamy się co jakiś czas w konkretnych punktach. Pierwszy z nich, to sama przełęcz – trochę ponad 2500 m. Ale robi wrażenie. Co więcej, dojechaliśmy tam bardzo szybko. I koniec? Ależ skąd! Teraz ponad 30km serpentynami w dół do Merano, które znajduje się prawie na poziomie morza (czyli ponad 2 tys. m w dół). Robi wrażenie: zwieracze odbytu pracowały bardzo często, zwłaszcza kiedy wyobrażałem siebie bądź syna jak zbaczamy z asfaltu. Czapki z głów przed wieloma motocyklistami, a nawet pasażerami tych motocyklistów. Moim zdaniem prędkości często mieli nieprzyzwoite. Jechaliśmy długo, widoki piękne i w końcu dotarliśmy do Merano – Tyrol Południowy (jak zobaczyłem na jakimś transparencie: Süd Tirol ist kein Italien). No i zrobiło się baardzo ciepło... Niestety (a może i stety?) był to dzień świąteczny, a więc zjeść „musieliśmy” w restauracji. Budżet trochę przekroczyliśmy (zapłaciliśmy „tylko” 30 Euro), ale co zjedliśmy to nasze! Po obiadku kierunek Gampenpass. Nie jest wysoko – tylko 1500 mnpm, ale trasa jest strasznie malownicza, z pięknymi widokami na dolinę rzeki Adige oraz Merano, Bolzano i w oddali na wschodzie Dolomity. https://maps.google....&via=1&t=m&z=12 Po przejechaniu tej trasy okazało się, że mamy zbyt mało czasu na powrót przez Jaufenpass, który był w planie… http://www.alpentour...jaufenpass.html – Timmelsjoch zamykają o 20.00 i robiło się pod tym względem niepewnie, bo czas się kończył. Powrót przez Timmelsjoch – bajka i poezja. Dużo mniejszy ruch, Alpy w świetle zachodzącego słońca. Wrażenia niezapomniane. Oczywiście realizowaliśmy nasze różne cele – ja: podziwianie, Maciek – adrenalina. Wieczorem kebab u Turka w Sólden i jeszcze krótki skok o zmroku do niedalekiego Vent: zero ruchu, piękne, majestatyczne trzytysięczniki wkoło. W sumie przejechaliśmy tego dnia ok. 290km. Dzień piąty Śniadanko i powoli kierunek „nach Hause”. Ale zanim dojedziemy do autostrady mamy jeszcze ponad setkę kilometrów przez góry i przełęcze, w tym Fernpass (zatłoczona – cały ruch do Niemiec z wakacji). Na autostradę wjeżdżamy koło Kempten. Jadąc dwa dni wcześniej z Weimaru zaobserwowałem, że okolice Suhl (trochę na południe od Weimaru) wydają się malownicze. I się nie myliłem: zjechaliśmy tam z autostrady i przejechaliśmy około 100 km pięknymi drogami przez miasteczka Turyngii. Wieczorem czekał na nas hotel Elefant i ładna pogoda. Wyszliśmy więc na rekonesans po mieście. No i zrobiliśmy 650km… Dzień szósty Niby tylko do domu (500 km), ale znaleźliśmy kilka miejsc, do których na pewno warto kiedyś wrócić: Apolda, Freyburg, Dessau i w końcu Wittenberga, miasto Martina Luthera. Podsumowanie Przejechaliśmy 2955 km. Wyjazd trochę szalony, ale warto było. Motocykle spisały się na medal – za wyjątkiem łańcucha Varadero, który spadł dwa razy (ale to chyba nasza wina…). Paliwo okazało się trochę droższe, niż w planach: niestety jadąc dieslem trzy tygodnie wcześniej skalkulowałem cenę diesla, a benzyna była o ponad 10 centów droższa. Co więcej w Niemczech jest wynalazek o nazwie Super10, czyli normalna dziewięćdziesiątka piątka, ale z 10% dodatkiem etanolu. Cena jak diesel, ale niestety nie jestem pewien, czy można to lać do naszych motorów. Tak więc na paliwo wydaliśmy w sumie 1628zł. Inne wydatki: - przełęcz Timmelsjoch – 123zł - restauracja w Merano – 127zł - parking w hotelu elegant (2 noce) – 153zł (czyli jakby dwa noclegi) - 2 noclegi w Sölden – 403zł - winietki – 46zł - żarcie w pozostałe dni – ok. 300zł Czyli razem: 2840zł (dwie osoby, 6 dni) Trudno mi ocenić spalanie Varadero, gdyż paliwo laliśmy do obu pojazdów na jeden rachunek. Ale mój SW pokazywał na komputerze 4,5 l/100 km, kiedy jechaliśmy po autostradzie, a średnia z całego dnia na Timmelsjoch wyniosła 3,8. Mam jeszcze dwie obserwacje: - Powitania motocyklistów – bardzo popularne i bardzo często to inni najpierw wyciągali rękę. Z jednym „ale” – spotkaliśmy kilka maxiskuterów i wszyscy ich kierownicy byli raczej wiekowi i niestety, ale nie odmachiwali. Ale generalnie jest świetna atmosfera, na parkingach ludzie się witają i zagadują. Mekka motocyklistów. - Druga obserwacja należy do raczej negatywnych – obserwuję niemieckich kierowców od jakichś 14 lat i widzę, że z roku na rok coraz więcej jest kierowców agresywnych i rywalizujących, a nie jak dawniej – współpracujących i życzliwych. Nie chcę mówić, że „Niemcy jeżdżą coraz gorzej”, ale trochę tak jest. Podczas jazdy korzystaliśmy z bardzo pożytecznego urządzenia – bluetooth intercom: chińszczyzna, którą kupiłem 3 lata temu doskonale sprawdziła się jako zestaw umożliwiający swobodną komunikację i rozrywkę. Słychać to na filmie. Najczęściej każdy z nas słuchał muzyki po sparowaniu z własnym telefonem, a w momentach ważnych i kiedy była potrzeba albo chęć, jednym naciśnięciem przycisku łączyliśmy się ze sobą. Było to ważne np. w miastach, aby się nie zgubić, albo na drodze, przy wyprzedzaniu (ja wyskakiwałem do przodu kiedy widoczność była mniejsza i podawałem komunikat czy można wyprzedzać; Varadero potrzebuje więcej miejsca na wyprzedzanie). Jedno ładowanie akumulatorka wystarczało na prawie cały dzień. Słyszalność na ok. 500m (czasem się nie widzieliśmy), a w górach na widoczność w linii prostej. Wyjazd wspaniały, pogoda w sumie dopisała i szykuję się już na następny! A tu znajdziecie zdjęcia i . Chciałoby się ich więcej robić, ale musiałem jakoś wyważyć radość z jazdy i upamiętnianie tych widoków. No i film kręcony „z ręki”, a więc nieco się trzęsie.
Sympatycy zdun13m Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Sympatycy Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Nie będę się rozpisywał.
Sympatycy Urbi Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Sympatycy Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Artur, jak zwykle jesteś WIELKI - FANTASTYCZNA WYCIECZKA - EXTRA RELACJA !!! Dostajesz zasłużony tytuł SUPER PRZEWODNIKA !!! Następnym razem jadę z Wami - jeśli oczywiście pozwolisz... P.S. Tylko film się nie włącza...
Klubowicze ArtCho Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Autor Klubowicze Opublikowano 19 Sierpnia 2013 Artur, jak zwykle jesteś WIELKI - FANTASTYCZNA WYCIECZKA - EXTRA RELACJA !!! Dostajesz zasłużony tytuł SUPER PRZEWODNIKA !!! Następnym razem jadę z Wami - jeśli oczywiście pozwolisz... P.S. Tylko film się nie włącza... Pierwszy raz w życiu wysyłam film na YouTube. Licznik pokazuje mi, że zostały 73 minuty. Czyli jutro rano powinien już być ------------------------------------------------------------------ 20.08.2013 10:30 Film już działa
mrzysty Opublikowano 20 Sierpnia 2013 Opublikowano 20 Sierpnia 2013 Byliście blisko Grossglockner, może warto było zajżeć. 3798 m.n.p.m. podobno świetna droga.
Klubowicze ArtCho Opublikowano 21 Sierpnia 2013 Autor Klubowicze Opublikowano 21 Sierpnia 2013 Wprawdzie autem, ale byłem tam już 4 razy. Zgadzam się: warto zajrzeć, bardzo ciekawe miejsce i chyba najbardziej znana i popularna trasa. Przez swoją popularność bywa bardzo zatłoczona.
Pan rypak Opublikowano 13 Września 2013 Opublikowano 13 Września 2013 Powiem tak.Relacja z wyprawy rewelacyjna(szczegółowo opisana trasa,piękne zdjęcia) i co najważniejsze,wasze zadowolenie i szczęśliwy powrót do domu:) Jest się od kogo uczyć ArtCho-szacun,do zobaczenia gdzieś...
senior Opublikowano 6 Października 2013 Opublikowano 6 Października 2013 Gratuluję pięknej wyprawy. Ja też jeżdżę z synem. Zestaw podobny -choper i skuter.
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się