T-Rex Opublikowano 2 Września 2011 Opublikowano 2 Września 2011 Witam Jutro chciałbym się przejechać z Łodzi do Krynicy Górskiej. GPS wytycza oczywiście jedynką do Katowic i potem dalej A4. Jest to długa trasa i może najszybsza, ale ja nie mam sprzętu do pędzenia 130km/h. Dodatkowo jadę z kobitkąi kuframi. Lubię sobie jechać spokojnie 70-90km/h. Dochodzą też remonty dróg. Nie jechałem w te rejony dawno, ale po zachodniej stronie Polski robota wre. Może ktoś z Was podpowie jakąś fajną trasę?
piotrek_krakow Opublikowano 3 Września 2011 Opublikowano 3 Września 2011 Ja polecam tą trasę: http://maps.google.pl/maps?hl=pl&q=%C5%81%C3%B3d%C5%BA&gs_sm=e&gs_upl=3181l5904l0l6332l4l4l0l1l1l0l183l472l0.3l3l0&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.&biw=1280&bih=681&um=1&ie=UTF-8&sa=N&tab=wl Dwa powody 1. Nie pchasz się na Śląsk 2. Piękne tereny i widoki - proponuję przystanek na zamku w Ogrodzieńcu, później bardzo przyjemna trasa Olkusz Kraków Zaznaczam że jest to trasa do Krakowa. Dalej chyba najszybsza trasa to: http://maps.google.pl/maps?hl=pl&q=%C5%81%C3%B3d%C5%BA&gs_sm=e&gs_upl=3181l5904l0l6332l4l4l0l1l1l0l183l472l0.3l3l0&bav=on.2,or.r_gc.r_pw.&biw=1280&bih=681&um=1&ie=UTF-8&sa=N&tab=wl Nie powinno być korków i bardzo przyjemnie się jedzie
T-Rex Opublikowano 4 Września 2011 Autor Opublikowano 4 Września 2011 Coś chyba źle potworzyłeś linki? Wyświetlają mi się tylko mapy z punktem A. Nie widzę trasy. Co do wyprawy to była super. Może opiszę, to się pośmiejecie trochę. Niestety zawsze rozwlekam teksty, więc lektura jest dla wytrwałych. Generalnie zaczęło się od naprawy usterki powstałej w poprzedniej wyprawie. Skuter stał miesiąc, a ja bujałem sie z miernikiem i serwisówką, a przyczyna była banalna. Upalił się styk w jednej z wtyczek. Szybka wymiana i gotów do drogi. Pakowanie kufrów, podczepienie kamerki, odpalenie GPS-a, plecaczek wskakuje i jedziemy. Pojechałem przez Kielce, choć GPS kazał A1 do Katowic i A4 do końca. He myślę sobie po co mi autostrada i jakieś szybkie drogi, jak mam 250 pojemności i spokojnie sobie przelecę przez wsie. No to ruszamy. Pierwsze kilka łódzkich dziur i skuter zaczął pracować jakby czoperowato. Hmmm myślę sobie, może uszczelka się wykrusza spod tłumika? W końcu kilka razy zdejmowałem tłumik. Szybki sprawdzian, czy śruby nie puściły i jedziemy dalej. Kierowcy z respektem, bo silnik dudnił porządnie. Ale wyprawa zaplanowana i nie ma zmiłuj. Choć kobita proponuje powrót, to ja miałem azymut na Krynicę i koniec i kropka. W około połowie dystansu skończyło się dobrodziejstwo polskich dróg. Nie bardzo jechałem przez wsie tak jak chciałem. GPS był nastawiony na trasę szybką więc nic dziwnego. Jednak przed Kielcami te "szybkie" drogi zamieniły się w terenowe. Napotkałem jakiś stalagmit asfaltowy. Wyrósł spod poprzedzającego mnie auta i było za późno żeby ominąć 20cm asfaltowego czegoś o podobnej średnicy. Skąd to się bierze? Czasu starczyło na porządne złapanie się kierownicy i siup do góry. W tym momencie głos skutera z czoperowego zmienił się na armatni. Ludzie wystraszeni rozglądali się co to kto to? Zwolniłem i od razu po dźwięku poznałem, że wydech nie ma kontaktu z cylindrem Modliłem się, żeby gwint w cylku był cały. No to co? Mały postój przy cmentarzu, bo tak wypadło Nonszalancko herbatka i kanapeczka, a co. Ludzie z kwiatami na cmentarz, a sobie piknik robię... Po śniadanku - drugim, bo na pierwsze były trzy batony czekoladowe w czasie jazdy. Nie to, że się rozpuściły i byłem umazany jak świnia. Nie to, że żona mi o tym w ogóle powiedziała... Myślałem, że ludzie się na nią gapią, bo kobitka na motorku wiecie... A to pewnie te batony Nie ważne... Włażę pod skuter i patrzę, a tam rozerwał się na pół kolektor wydechowy. Co to u czorta kurde ma być? Taki kawał rury rozdarł się jak papier. Co dalej? Połowa drogi ale z takim hałasem nie ma mowy o jeździe. W tym momencie żona wykazała się pomysłowością. Powiedziała: co się będziesz martwił, jedziemy dalej! Odpalam skuter, a wszyscy ludzie z okolicy 1km oczy na nas. Nieee mówię sobie. Trzeba to jakoś inaczej zrobić i spoglądam na dwie kobiety wychodzące z cmentarza. W tym momencie zaczyna się czeski film. Przepraszam pytam. No cóż sytuacja dziwna, to i dziwnie na mnie patrzą. Wie pani co, zepsuł mi się skuter. Urwała się rura wydechowa i potrzebuję jakiś serwis co ma spawarkę. Ale nie taką zwykła tylko i w tym momencie babka mi przerywa i pyta: migomat? Zamurowało mnie. Odpowiedź była krótka: TAK! Mój mąż ma, proszę za mną pojechać. Se myślę Coś za łatwo to idzie. Gdzie tam. To nie możliwe raczej. No i jadę za nią. Migomat stoi fakt, ale męża nie ma. Babka go woła i nagle wytacza się pijany w trąbę gościu i kłócą się. Znów chlałeś? Gdzie tam, jedno piwko. Jadę do matki, zobaczysz... Geeez myślę sobie, wpadłem. Zaraz będzie niezła jatka, a nawet jak mi dorwie się do skutera, to będzie się nadawał na złom. Na szczęście zawsze wożę ze sobą sporo narzędzi. Po półgodzinnym spieraniu się z panem, że sam wszystko rozkręcę, udało się wyjąć co trzeba. Wnoszę do garażu i pan zaczyna spawać. W między czasie opowiedział mi życiorys i jedziemy. Spawa mniej więcej z rozrzutem 2cm na boki. Wali boby niesamowite ale widać, że będzie się trzymało. Dojechać dojadę i może jeszcze wrócę. Na koniec gość popatrzył na to co zrobił. Sapnął: k...a ale jestem miszczu. Może wydaje się, że nabijam się z niego ale jest odwrotnie. Gdyby nie on, to siedziałbym dalej w tej dziurze. Chciałem tylko pokazać, że ze zwykłego wyjazdu w góry, może być fajna i śmieszna przygoda. Ogląda się różne filmy i czasem się człowiek zastanawia. Kto to wymyślił? Jaki popaprany scenariusz. A tu samo życie Pojechaliśmy dalej i okazało się, że trzeba było jechać tymi A1 itp, bo ludzie spokojnie jeździli i tą 250 jadąc 100-110 bardzo często ich wyprzedzałem, a tak tylko namęczyłem się po tych dziurskach. W między czasie ściemniło się i na górskie winkle wpadłem po ciemku. Dojechaliśmy o 22. Udało się znaleźć kwaterę z łożem madejowym i rano wstaliśmy bardziej połamani niż się położyliśmy. Potem pojechaliśmy pod Jaworzynę Krynicką. Kilka zakupów po drodze na zaplanowane śniadanko na szczycie. Wjechaliśmy na szczyt wagonikiem i zeszliśmy pieszo na dół. Oczywiście bez odpowiedniego obuwia. Ja rozumie się zgrywałem twardziela, bo żona w kółko, że nogi ma już pokaleczone, pościerane itp. W gruncie rzeczy, to też nie bardzo mi się schodziło. Ale zeszliśmy. Poszukaliśmy sobie miejscóweczki na ferie, przebieranko w odpowiedni ubiór i wracamy. Korki niesamowite i postanowiłem trochę powymijać auta z lewej, a jak było pobocze to z prawej. Jeden koreczek był na dwie godz stania. Super jest jazda na 2oo. Przez ten ruch na drodze pomyślałem (źle!), że zmienię trasę na taką bardziej bocznymi drogami. No i władowałem się w takie wioski, że momentami asfaltu nie było Mój ukochany GPS kierował mnie w tak zadupiaste drogi, że nie spodziewałbym się, że tam w ogóle jest jakieś skrzyżowanie i ja mam tam wjechać. No i jedno takie ominąłem, bo walczyłem o równowagę na tych dziurach. Szybki hamulec w źle obranym na zawracanie miejscu, i za bardzo się pochyliłem. Nie wiem ile ważył ten załadowany skuter ale 350kg chyba tak. Stanąłem i dalej to już slow motion. Przechyla się i przechyla i nie dam rady. Krzyknąłem: Kasiaaaa skaaaacz! A Kasia siedzi No to ja: SKACZ k...a! I skoczyła. Ale nie wiem czemu spadła na kolana. Skuter spokojnie oparł się o centralkę i tyle. Przechyliłem go i postawiłem na poboczu. Chwila odpoczynku i auć, auć Kasi i wracamy. Jakoś się do domku dokulaliśmy bez innych przygód. W Domu Kasia zdejmuje spodnie i pokazuje mi zdobycze naszej wyprawy. Kolana masakrycznie zbite i pościerane. Jakieś inne siniory powstałe od nauki stawiania jej skuterka na centralce i najgorsze. Strasznie pościerane stopy od schodzenia z Jaworzyny. Biorąc pod uwagę to, że poza auć, auć i mówieniem, że ją nogi bolą, jak schodziliśmy z góry, to kobita była bardzo dzielna! Wniosek z tej wyprawy wyciągnąłem taki. Planowałem wyprawy za granicę i kupno w związku z tym większego sprzętu. Był pomysł na Burka 650, a ostatnio padło na V-Strom-a. Nie widzę jednak wyprawy z kobietą na takim V. Nie pomieścimy się. Burek zabija konkurencję bagażnikiem. Doliczając do tego pozostałe możliwości rozbudowy, wygrywa i staje się znów moim faworytem. A małe kółka? Chrzanić je! Jak dałem radę 250-tką po takich dziurach, a na piachu się nie przewróciłem, to 650 tez poradzi Kto doczytał do końca ten piękny i gładki jak to mawiają, a ja idę spać Ps. Ogólnie polecam kamerkę do motocykla. Wsadziłem ją sobie do kasku. Hmmm wydawało mi się, że dobrze jest ustawiona. No cóż przez całą drogę nagrała moje zegary. No ale...
stapoz Opublikowano 5 Września 2011 Opublikowano 5 Września 2011 do V-Stroma masz 3 duże kufry, więc nie wiem czy w Burku więcej miejsca będzie...
dr.big Opublikowano 5 Września 2011 Opublikowano 5 Września 2011 Bardzo fajny opis wycieczki, mi się podoba !OKK . PS. Kufry boczne? Szkoda takiej szerokości przy przepychaniu się przez korki. Kiedyś jeździłem z "boczniakami". Moje zdanie? W korkach nigdy wiecej . Niepotrzebny balast i tyle.
Bulba Opublikowano 5 Września 2011 Opublikowano 5 Września 2011 Cholercia szkoda kolan zonsi i filmiku
T-Rex Opublikowano 5 Września 2011 Autor Opublikowano 5 Września 2011 Owszem V-Strom może mieć boczne i tylny, ale ja zapakowałem do 250-tki maxia na tył i jakby do tego dorzucić boczne to V wymięka. Planując Burka 650 to nie ma bata. Żadne moto nie przebije. Jeszcze torba przekrokowa. Chyba tak się to nazywa. Ale czy to wszystko da radę udźwignąć noga przy manewrach? Na piachu ja miałem problem Jak się jedzie z kobietą, to bez bocznych chyba nie da rady? hehe
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się