przemo72 Opublikowano 13 Lipca 2011 Opublikowano 13 Lipca 2011 Witam wszystkich serdecznie z gorącej Słowenii. 9 lipca rozpocząłem przygodę, która trwa nadal. Jak na razie załączam link do paru fot. i obiecuję relację na koniec. Jutro przede mną Austria i postoj nad jeziorem Wörthersee. Trzymajcie kciuki po pogoda ma się załamać... a dotąd bylo za gorąco.... https://picasaweb.google.com/pbojdeck/PodrozEuropa?authkey=Gv1sRgCNj23e25mZqQEA# Przemo
Administrator MariuszBurgi Opublikowano 13 Lipca 2011 Administrator Opublikowano 13 Lipca 2011 Węgry są fajne ale Słowenia ma już klimat "śródpalmowy" Jeśli będziesz miał niedaleko to polecam portową miejscowość Koper, blisko granicy z IT. Widoki i klimat !OK Powodzenia w podróży i czekamy na relację
Klaud Opublikowano 13 Lipca 2011 Opublikowano 13 Lipca 2011 Oj, fajnie tam, fajnie. Szarpnął bym dalej, do Czarnogóry... Zazdroszczę wyprawy !scooter
Arkadiusz Opublikowano 13 Lipca 2011 Opublikowano 13 Lipca 2011 Trzymajcie kciuki po pogoda ma się załamać... Oczywiście, że trzymamy, ale pamiętaj nie liczy się pogoda, liczy się przygoda i to jest to !OK Prognozy nie raz się nie sprawdzają !!! Powodzenia. Ps. Tak jak napisał MariuszBurgi, czekamy na relację !OKK
Klubowicze Piootr Opublikowano 14 Lipca 2011 Klubowicze Opublikowano 14 Lipca 2011 Fajna eskapada. Pozdrawiam Sąsiada i życzę dalszych miłych wrażeń. Do zaobaczenia !scooter na spocie warszawskim i na ursynowskich "śmieciach" !
leszek_krakow Opublikowano 14 Lipca 2011 Opublikowano 14 Lipca 2011 Przemo72 - gratulacje za decyzję. Czekamy na relację i szerokości w dalszej podróży. Na pohybel niedowiarkom !
GrzechoCnik Opublikowano 14 Lipca 2011 Opublikowano 14 Lipca 2011 Już te pierwsze foty dają przedsmak !OK Powodzenia w podróży i dawaj następne.
GOODWAY Opublikowano 14 Lipca 2011 Opublikowano 14 Lipca 2011 9 lipca rozpocząłem przygodę, która trwa nadal. Jak na razie załączam link do paru fot. i obiecuję relację na koniec. Jutro przede mną Austria i postoj nad jeziorem Wörthersee. Trzymajcie kciuki po pogoda ma się załamać... a dotąd bylo za gorąco.... Przemo O Boże jak zazdroszczę !!! Kiedyś rzucę robotę w dia-bły, wsiądę na maszynkę i też pojadę... na Gibraltar. Albo do Albanii przez Grecję A potem stanę pod pośredniakiem POWODZENIA i może do zobaczenia po powrocie
Jurek_mwo Opublikowano 14 Lipca 2011 Opublikowano 14 Lipca 2011 Pozazdrościć no i przede wszystkim,życzę ci wytrwałości, i oby kołka się kręciły !scooter Fotki super!
marecki Opublikowano 14 Lipca 2011 Opublikowano 14 Lipca 2011 Hej Przemo72 Napisz coś prosz o noclegach w sloweni wybieram sie w niedlugim czasie w okoliczne rejony i jestem ciekaw czy w slowenii mozna znalesc tani nocleg z marszu.
Jarek_PL Opublikowano 14 Lipca 2011 Opublikowano 14 Lipca 2011 Fajne foty. Super wyprawa. Ciekawy jestem ile w sumie planujesz nabić km. Napisz jak ci się jedzie samemu , no i dawaj fotki. Pozdrawiam i życzę bezawaryjności , choć wierzę że burgi cię nie zawiedzie.
Gość Kristof Opublikowano 14 Lipca 2011 Opublikowano 14 Lipca 2011 Wielkie Gratulacje !OKK jestem pełen podziwu i zazdroszcze tej wyprawy, Szerokosci i przyczepnosci kolego Pozdrawiam !tut
przemo72 Opublikowano 16 Lipca 2011 Autor Opublikowano 16 Lipca 2011 Witam serdecznie, Poniżej ździebko przydługi tekst... kto da radę to jego.. Pomysł na wycieczkę rodził się od początku roku.... a nawet jeszcze dawniej. Można powiedzieć, że jest to spełnienie marzeń z dzieciństwa kiedy nie miałem ani samochodu ani motoru i chciałem jechać w świat rowerem – nigdy się nie zdecydowałem. Kupując Burgmana miałem nadzieję, że sprawdzi się jako pojazd miejski i turystyczny. Model 650 odpadał... bo nie zmieściłby mi się w mieszkaniu – na serio , ale o tym może kiedy indziej... Od razu powiem, że Burgman się sprawdził! Mocno angażująca praca i brak doświadczenia nie pozwoliły mi dokładnie zaplanować podróży. Wiedziałem, że mam trochę naciągane 9 dni na wycieczkę od soboty do następnej niedzieli. Na początku plany były ambitne... jednak po zliczeniu kilometrów do przejechania w ciągu dnia musiałem je trochę urealnić – w końcu to miał też być odpoczynek! Trasa miała wieźć przez Słowację, Węgry – tu postój na dwa dni nad Balatonem a dalej przez Słowenię do Triestu we Włoszech i powrót przez Austrię i Czechy do Polski. A wyszło tak: Na jakiś tydzień przed wyjazdem w przebłysku geniuszu przypomniałem sobie, że zaplanowany dzień wyjazdu przypada dokładnie w dzień urodzin córki... Takiej imprezy po prostu nie można przeoczyć tylko, że czas nie guma, czasu na wyprawę ubyło. W wyniku krótkich negocjacji rodzinnych wyjazd przełożyłem na godziny popołudniowe. Tort, świeczki, tulimy tulimy, tulimy tulimy i o godzinie 15 ruszam w drogę, tylko, że nie z Warszawy ale z działki teściów, co nieco komplikuję trasę. Dobrze się zaczyna. Ruszyłem i stanąłem... bo GPS nie mógł złapać sygnału (za jakiś czas zapraszam na ceremonię niszczenia telefonu marki S.....g Omnia). Jedyne 10 minut postoju i sygnał jest, trasa wyznaczona, jadę. Sama jazda na szczęście bez przygód. Jakieś 5 godzin w siodle i czas skończyć pierwszy dzień. Około 460 km na liczniku, godzina 20. Zwardoń nad granicą Słowacką. Nocleg dostępny od pierwszego strzału. Przytulny pokoik z tv i łazienką za 35zł (sic!). Takie ceny się nie powtórzą ... Do zachodu słońca jeszcze chwila więc szybka zmiana nakrycia i na wycieczkę pieszą tym razem. Jak to mówią „cudze chwalicie – swojego nie znacie” - po prostu przecudne miejsce, może trochę sentymenty odżyły - w końcu jakiej 20 lat temu tutaj na narty przyjeżdżałem. Niestety albo pamięć nie ta albo tak wiele się zmieniło – prawie nic nie poznawałem. Prawie... tak pamiętam jeden budynek to tutaj w 1989 po całodniowej ekspedycji z Warszawy mającej na celu znalezienie kwatery na ferie, polegliśmy z kolegą. (Takie były czasy bez internetu – pojechaliśmy specjalnie na weekend żeby znaleźć kwaterę na przyszłe ferie tym budynkiem była … no a jak knajpa! Knajpy już tam nie ma ale budynek przetrwał. Swoją drogą cały dzień łażenia ponad 20 lat temu okazał się porażka, kwatery nie udało się znaleźć. Wspomniana knajpa okazała się dobrodziejstwem. Parę piw wystarczyło a kwatera się znalazła! Gorzej z powrotem do Warszawy bo pociąg relacji Bielsko Biała – Zwardoń ze śpiącym „bardzo mocno” pasażerami nie mógł jakoś dojechać do upragnionej stolicy i uparcie krążył tam i z powrotem.... tam i z powrotem... ) Dzień drugi, Po elegancko przespanej nocy czas ruszać w drogę. Na dzień dobry codzienne zmaganie z GPS, który nie może się namyślić czy w prawo czy w lewo.. Może na swoje usprawiedliwienie wspomnę, że będąc świadom ułomności posiadanego urządzenia pożyczyłem od kolegi bardziej profesjonalny sprzęt... cóż jednak się okazało? Gniazdo zasilająca znajdowało się na „plecach” urządzenia – niestety nie wpadłem na pomysł jak je przyczepić.... Mój kochany GPS poprowadził mnie „bardzo nietypową trasą” to jest szczytami gór i drogą na szczęście asfaltową ale na maximum jeden samochód. Droga może nie była „optymalna” jak w ustawieniu Auto Mapy ale na pewno ciekawa. Widoki boskie i warte trudu inżynierów S.....a i wspomnianego programu. Serdeczne dzięki za cudne krajobrazy! Potem było bardziej szablonowo... Znalazła się autostrada i wio przez Słowację. Temperatura rosła. Paliwa ubywało. OK. Tylko gdzie są stacje benzynowe? A może jakaś informacja? W momencie kiedy moja frustracja sięgnęła zenitu stacja benzynowa wyrosła jak na zawołanie. Ponieważ upał dawał się mocno we znaki, kamizelka odblaskowa poszła do schowka – może choć odrobinę będzie chłodniej... Niestety nie było.... Była granica węgierska, zakup winietek i jazda. Początkowo autostradą, potem nawigacja ustawiona na trasę optymalną zaczęła wykazywać się własnym sprytem i poprowadziła drogami.... noooo jak z polski? Tutaj po raz pierwszy poczułem się dziwnie samotnie. Miejscowości wyludnione, ruch prawie żaden, stacji benzynowych brak (no a jak znów się kończy benzyna...), żar się z nieba leje (około 40 stopni w cieniu – w wiadomościach węgierskich podawali, że w tym dniu zanotowano rekordową temperaturę tego lata – przynajmniej tyle zrozumiałem...). W tym piekle na ziemi na zegarach pojawił się komunikat o konieczności wymiany oleju. Przyznam, że zdębiałem. Przegląd robiłem jakieś 2000 km temu. Zapłaciłem niemało grosza o czym zresztą pisałem na forum pt. „drogi serwis”. Takie coś w Polsce w pewnie by mnie tylko zdziwiło ale tam na Magyarskiej ziemi trochę mnie przeraziło. Uff Miałem przy sobie instrukcję obsługi skuta z której wywnioskowałem, że nasi fachowcy nie zresetowali kontrolki wymiany oleju. Szybki reset – przy okazji niezaplanowany reset licznika kilometrów... Jadę dalej. Gdy asfalt zaczął mi się kończyć, moja wiara w programistów malała w tempie wykładniczym. Zaowocowało to zmianą ustawień Automapy - na trasę „Szybką”. Drodze przybyło 40 kilometrów do celu, ale asfalt stał się bardziej asfaltowaty i zdatny do jazdy. Dnia ubywało w brzuchu burczało więc postanowiłem coś wziąć na ząb. No i tutaj niemiła niespodzianka. W eleganckich przydrożnych restauracjach nie akceptują kart kredytowych! WTF! Z nawigacją a w zasadzie z telefonem coraz gorzej. Upał zawiesza sprzęcik i jedynym wyjściem jest wyjęcie baterii... Dodajmy to wszystko... nie do końca wiem gdzie jestem, głodny jak wilk, benzyny brak, upał niemiłosierny (w końcu zdjąłem kurtkę motocyklową i rękawiczki – może to i głupie ale nie dało się inaczej), zaczyna się zmęczenie.... Drobnymi kroczkami zbliżam się jednak do celu. Bankomat się znalazł, benzyna też a w końcu i hotel – całe dwie gwiazdki Hotel bez klimy oczywiście, ale nic to zimne piwo jest, no i mokre jezioro Balaton! (40 euro za dobę) P......e! Jutro nigdzie nie jadę. Będę moczyć d..ę w tym bajorze. Dzień trzeci Jezioro duże, ciepłe, czyste lekko trąci błotem. Okolica betonowa i niewiele ma wspólnego z naszymi pięknymi jeziorami. Teren grodzony. Każdy hotel ma własny kawałek betonu tj. plaży. Generalnie dwa dni pobytu to aż nadto na to miejsce. Myślę, że zanudziłbym się tu na śmierć przyjeżdżając na dwa tygodnie wakacji. No cóż każdy lubi coś innego. Dzień czwarty Skuter zapakowany, kupę forintów zostało – nie ma na co wydać. Postanawiam dać zarobić po raz kolejny bankom tym razem wymieniając forinty na euro. Jako cel wyznaczona miejscowość Piran nad morzem Śródziemnym. Nawigacja wskazuje 440km do celu. Po przejechaniu 10 km zaczynają się tajemnicze objazdy.... Nawigacja przelicza trasę i już się robi 480 km... achhh. Nic to. Chyba warto trochę posiedzieć z mapą przed trasą a nie ufać ślepo GPS – do końca wycieczki się tego nie nauczyłem Droga piękna. Okolica wysuszona, błaga o deszcz, którego u nas jest ostatnio aż za dużo.... Wszędzie niekończące się pola – nie takie małe poletka – Pola (przez duże P). Kukurydza nr one, słoneczniki i bliżej niezidentyfikowane zboża. Tutaj mija mnie samochód z Polski.... To chyba da coś do myślenia tym co chcą samotnie jechać. Oczy naszły mi łzami.... długo nie mogłem pozbyć się wzruszenia..... Pięknie się jedzie i czas zatankować.... Zaraz jakieś dziwne napisy na stacji... o cholibka jestem już w Słowenii – dobrze, że się zorientowałem bo Winietę czas nabyć! Słowenia jest piękna. Piękne góry, morze, miasteczka i pewnie wiele więcej czego nie widziałem śmigając przez ten kraj. Jeszcze tu kiedyś wrócę! Tymczasem gdzieś w oddali błysnęło mi morze. Hurrrra dojechałem! Autostrada się kończy i zaczyna się korek na jednopasmówce. No ale nie po to jadę skuterem, żeby stać w korku! Korek omijam i drogami na których są specjalne znaki dla motocyklistów uprzedzające o niebezpieczeństwie wywrotki dojeżdżam do starożytnego miasta Piran. Trochę kluczenia po okolicy i znajduję hotel. Ceny rosną. (80 euro za dobę). Klimatyzacji nadal nie ma a upał prawie taki jak na Węgrzech – 38 stopni. Morze ciepłe i czyste. Basen...pewnie też ale nie wie nie wchodziłem. Dlaczego nie mam ze sobą maski do nurkowania albo chociaż okularów do pływania? Po co natomiast taszczę ze sobą namiot, śpiwór, ciepłe ubrania na noc???? Te pytania pozostaną bez odpowiedzi i będą nauczką na przyszłość – pewnie gdyby wypakować zbędny ekwipunek torba na siedzeniu pasażera byłaby zbędna.... Piran – miasto cud. Na pewno warto zobaczyć a jak wiadomo google Twoim przyjacielem jest i informacji o nim znaleźć można co niemiara.. np. http://www.podroze.pl/wasze-wyprawy/relacje/relacja/piran-perla-slowenskiego-wybrzeza,3441/ Miasto jest piękne ale położone na skarpie z labiryntem uliczek. Ponieważ upał był niemiłosierny i widziałem ból na twarzach kierowców samochodów wspinających się do swoich puszek, za punkt honoru postanowiłem sobie wjechać do centrum miasta. Zadanie zajęło mi 45 minut, chociaż rozwiązanie było trywialne jak mawiał mój profesor od algebry. Motocykle nie płacą za parkowanie i za wjazd do miasta co również było przyjemnym zaskoczeniem Dzień piąty Dzień boskiego byczenia.......... Dzień szósty Dzień piąty spędzony nad laptopem zaowocował planem odwiedzenia jezior w Austrii w drodze powrotnej. Chyba trochę się zawiodłem. Jezioro Worthersee , które stało się celem mojej wyprawy owszem jest czyste i ciepłe. Okolica jest jednak „not user friedly”. Dostępu do jeziora prawie nie ma! Każdy skrawek ziemi z jeziorem jest wykupiony i wszędzie wielkie tabliczki „Private” i coś tam jeszcze.... Jedyny skrawek ziemi „not private” był tak wąski, że pomiędzy pięknym jeziorem a szosą było jedynie parę metrów. I weź tu odpoczywaj w takich warunkach. Być może hotele z plażą private mają bardziej przyjazne warunki w cenie 160 euro za dobę... Nie to żebym sępił ale cena wydawało mi się nadęta i mocno wygórowana... no i znalazłem „zimmer frei” za 30 euro ze śniadaniem . Atmosfera w Austrii była dla mnie „dusząca”. Wszystko w kancik, och i ach.... W kwaterze, gdzie się zatrzymałem panowała sterylna czystość – po prostu strach coś pobrudzić... Żeby się odrobinkę odciąć od tego sztywniactwa zakupiłem białe wino, suszoną szynkę, ser, i pomidory. Całość zamierzałem spożyć nad wspomnianym jeziorem. Wino przekazałem właścicielce pensjonatu do schłodzenia.... No i tu zaczął się problemik. Jak poprosiłem o butelkę – owszem dostałem, ale z zastawą na stolik, kieliszeczek, spodeczek, nożyczek, widelczyk.... no i jak tu teraz wstać i pójść nad jezioro wypić spokojnie winko???? Posiedziałem do 21 i poszedłem do pokoju czytać książkę ….. a w planie była jeszcze kąpiel o zmroku.... Sklepy jak u nas za komuny otwarte do 17:00, markety do 19:00. Dzień siódmy Po nadętym śniadanku, gdzie bałem się zostawić okruszka z ulgą przygotowywałem się do trasy. A trasa zapowiadała się nieciekawie.... Deszcz lał od rana. Cel.... kierunek Polska albo gdzieś po drodze... Po raz pierwszy wyciągnąłem ubrania przeciwdeszczowe. Naciągnąłem kondomy na sakwy no i w drogę.... Początkowe przyjemne 20 stopni szybko się zmieniło się w zimne wilgotne 13 stopni. Tym razem uporządkowanie Austrii chwaliłem sobie bardzo. Każdy ostrzejszy zakręt oznakowany, prędkość wyznaczona na super bezpiecznym poziomie. 350 km w deszczu minęło nadzwyczaj spokojnie. Ubranie przeciwdeszczowe działa, rękawice zimowe też Potem było piekło – a w zasadzie potop, czyli Wiedeń. Jak zwykle bez wstępnego przygotowania z mapami wjechałem w to piękne miasto. W tym samym momencie moja nawigacja powiedziała FY. Komunikaty miałem standardowe „w lewo”, „w prawo”, „nawróć”, „lewo” ….. itd. a wszystko boolshit po prostu obłęd. Warto dodać do tego niezmniennik w postaci „brak paliwa” oraz DESZCZ a w zasadzie urwanie chmury i korek????? W takich warunkach błądziłem autostradami (i nie) Wiednia przed godzinę. Próby deszczy nie przetrzymały rękawiczki no i niestety spodnie w okolicy tylnej – nie wiem którędy, jak, czemu? Fakt, że dyskomfort był duży Na szczęście jak zwykle w ostatniej chwili znalazła się stacją benzynowa z ciepłą kawką. Potem jeszcze herbatka … i wróciło życie. Wszystkim trzeba było zrobić „restet” nawigacja po drobnym zabiegu też zaczęła pokazywać rzeczywistość. Byłem tak „w....y” złą pogodą, że wziąłem duuuży rozpęd....przed czasem przejechałem całe Czechy znalazłem się w … Polsce (około 700km). Jak zwykle nawigacja pokazała swój pazur i poprowadziła mnie oryginalnie przez Ostravę... Dzień ósmy Zatrzymałem się w miejscowości przygranicznej Chałupki. Nie będę oryginalny, ale za to szczery jak powiem, że poznałem Polskę po pierwszej dziurze w jezdni od tysiąca kilometrów. Narzekać można - to chyba nasz tradycja polska ale tu czuję się u siebie!!!!!! foty: https://picasaweb.google.com/pbojdeck/PodrozEuropa?authkey=Gv1sRgCNj23e25mZqQEA Cieszę się że podróż mi się udała i że jestem z powrotem. Jestem w w Warszawie jedne dzień przed czasem. Pozdrawiam Burgmanie Skuterem można jechać w świąt. 2800km w osiem dni to może nie wyczyn ale zawsze dobry początek Za rok chcę dalej i więcej. TO JEST TO!
Klubowicze Patryk Opublikowano 16 Lipca 2011 Klubowicze Opublikowano 16 Lipca 2011 Fajna trasa i fajny opis !OKK Podoba mi się to, że nie miałeś sztywnego plany, nie narzuciłeś sobie morderczego tempa, tylko luz i przyjemność. Dojadę gdzie dojadę, to jest to. Przyzwyczajenie do nawigacji jest straszne, ja już nie potrafię jeździć wg. mapy i drogowskazów. Okres wakacyjny w pełni więc trzeba by się też gdzieś wybrać np. Austria, Włochy - może będzie ciepło albo chociaż bezdeszczowo.
Simon Opublikowano 16 Lipca 2011 Opublikowano 16 Lipca 2011 Gratuluje super wyjazdu. Ja ruszam w swoja droge juz w 23ciego.
Jarek_PL Opublikowano 17 Lipca 2011 Opublikowano 17 Lipca 2011 Gratuluje. Super relacja z super wyprawy. Masz chłopie jaja. Popieram Podziwiam Pozdrawiam (PPP)
voy-ciach Opublikowano 17 Lipca 2011 Opublikowano 17 Lipca 2011 Ciekawa relacja !scooter z super przygody Gratulacje !OKK
ŻABA Opublikowano 18 Lipca 2011 Opublikowano 18 Lipca 2011 Witam, Aż szkoda, że o Budapeszt nie zahaczyłeś, byłaby piękna pętelka. A droga z Budapesztu do Krakowa - na skuter mniam:)
Corleone Opublikowano 18 Lipca 2011 Opublikowano 18 Lipca 2011 Fajna wyprawa Samemu dobrze się jeździ, bo jest się niezależnym ale z drugiej strony "w kupie raźniej" i bezpieczniej. Szkoda, że ja nie mam teraz możliwości urlopu, bo również był gdzieś poleciał... Pozdrawiam
Barbarra Opublikowano 18 Lipca 2011 Opublikowano 18 Lipca 2011 Witam, razem z Filemonem mamy zamiar niedługo stworzyć wątek o naszej wyprawie, której początek będzie biegł po Twojej trasie. Ale nie będę wyprzedzać... Fajnie, że zdecydowałeś się na ten wyjazd. Marzenia trzeba spełniać! !OK
Sympatycy Arecki Opublikowano 18 Lipca 2011 Sympatycy Opublikowano 18 Lipca 2011 Gratuluję wycieczki, fajna relacja !OK . Z tego co piszesz wynika, że niewiele potrzeba żeby zrobić sobie całkiem przyjemną wyprawę. Trzeba oczywiście mieć trochę czasu i zapas pieniędzy, ale z resztą można sobie pozwolić na więcej niż trochę spontaniczności. Gorzej, że takie wypady uzależniają i z każdym rokiem chce się pewnie więcej .
T-Rex Opublikowano 19 Lipca 2011 Opublikowano 19 Lipca 2011 Wspaniała wyprawa jak na niespecjalnie planowaną. Super się czyta opis Fajnie by było jak byś jeszcze podsumował zestawieniem kosztów. Ludzie, którzy marzą o takim wyjeździe, często się boją nieznanego. Czyli długiej trasy w nieznane, no i ile to ich będzie kosztować.
przemo72 Opublikowano 19 Lipca 2011 Autor Opublikowano 19 Lipca 2011 Bardzo się cieszę z pozytywnego przyjęcia mojej przygody i relacji. Pewne element planowania były jednak dosyć mocno przemyślane.... Np. wykupienie stosownego assistance oraz ubezpieczenie podróżne od wszelkiego Zła... w sumie około 100PLN, awaryjny sprzęt noclegowy w postaci namiotu i reszty wyposażenia... Wyprawa zmusiła mnie też do zakupu ekwipunku bez, którego świetnie się obywałem dotychczas - chociażby łachy przeciwdeszczowe, bielizna "oddychająca" czy nawet trywialne buty na motocykl - to ostatnie akurat pewnie nie raz się przydadzą i powinienem kupić wcześniej Koszty samotnej podróży nie są wysokie. Nie wiem do końca ile mogło mnie to kosztować bo większość płatności regulowałem kartą a wyciąg gdzieś w drodze. Licząc na szybko... noclegi 35PLN + 40EUR + 40EUR +82EUR + 82EUR + 30EUR +80PLN = 1050PLN. Spalanie 4l/100km, czyli około 600PLN za benzynę. Do tego jedzonko, picie... tak na oko 500PLN. No tak winiety... jakiś tam tunel... pewnie koło 100PLN Ooops.... wcale tak mało nie wyszło jak na tydzień zabawy. Faktem jest, że spałem głównie w hotelach i był na prawdę zawsze "pierwszy strzał", pierwszy hotel który wyglądał w miarę ok, pytanie o wolne miejsce, cena.... ok nie powala na kolana, ok zostaję. Na pewno można koszty noclegów zmniejszyć o ... połowę, planując wyprawę. Faktem jest, że jazda samemu daje luz jakiego trudno szukać w grupie.... Mimo wszystko na następny wyjazd z chęcią pojechałbym w towarzystwie! Pozdrawiam, Przemo
kropi Opublikowano 20 Lipca 2011 Opublikowano 20 Lipca 2011 Super! Jestem już po wstępnych negocjacjach z kol. Małżonką, która "nie powiedziała 'nie'" na małą randkę-rundkę w kierunku Austrii na początku sierpnia i czytam z ciekawością każdy opis wyprawy w tamte strony. Chcemy pojeździć po Karyntii w okolicach Grossglocknera, potem może skoczymy do Salzburga i Innsbrucku, zobaczymy. W Alpach nigdy nie byłem z wyjątkiem wejścia na Triglav w Słowenii, wiec tym bardziej się cieszę na ten wyjazd. No i gratuluję ciekawej wyprawy! Co do navi to mam podobne odczucia, jak to kiedyś powiedział tow. Dzierżyński - zaufanie dobra rzecz, a jeszcze lepsza - kontrola .
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się