Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. monk Opublikowano 8 Czerwca 2011 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Opublikowano 8 Czerwca 2011 W związku z faktem przekroczenia magicznej liczby 30 wiosen, kilka osób zadeklarowało chęć zrobienia czegoś lekko niecodziennego. Czegoś, co miało by być spontaniczne, ciut szalone, a przy tym nie trywialne w osiągnięciu. I tak zrodził się pomysł wyruszenia na motocyklach w którąś stronę europy. W domyśle, w którąś z jej dalszych stron. Naturalnie, im bliżej byliśmy daty wyjazdu, tym więcej osób się wykruszało, aż staliśmy się tak bliscy wyjazdu, że gronem osiągnęliśmy najmniejszą liczbę mnogą: czyli osób dwóch. Ucientej i monka.. tyle, że Ucienta nie miała jeszcze motocykla.. Koniec końców, dowód rejestracyjny od nowego jednośladu został odebrany jakąś dobę przed planowanym wyjazdem. Mogliśmy więc śmiało stwierdzić, że jesteśmy gotowi na wycieczkę. Wyprawa zaplanowana na 7000 km w 9 dni, Tmaxem i Transalpem. W kierunku daleko zachodnim. Dzień I. Sobota, 14.05.2011 Trasa tam: (Tarchomin@Polska -> Braunschweig@Deutschland ~800km) Wyruszyliśmy godzinę po czasie, czyli o 10.00. No, ale to miał być spontan, więc nikt do nikogo nie miał pretensji. W obliczu drogi która była przed nami, przez Warszawę przebrnęliśmy mniej niż bardziej świadomie. Na początku jazda spokojna, zgodna z przepisami, potem pierwsze nieśmiałe omijanie korków i przeciskanie miedzy samochodami. Za Warszawą odłącza się od nas zaprzyjaźniony kierownik Fazera, który ze łzami w oczach zawraca do domu -cóż, swego czasu miał jechać z nami. My osiągamy Stryków i wjazd na A2. Na bramce spotykamy przemiłą motocyklist(k)om panią, która dojrzawszy kobietę na tak dużym motocyklu (trampek z kuframi 2x40l + 1x50l), oświadcza monkowi, że ma bardzo odważną żonę. A że ten odważną żonę ma, więc nie podjął się prostowania faktów. Poza tym komplement to komplement. Przed granicą polsko-niemiecką jednogłośnie doceniamy jednoślady, które sprawnie przeprowadzają nas przez wielokilometrowe korki. Jednopasmowe polskie drogi krajowe mają tę przypadłość, że albo się je remontuje, albo ktoś się na nich stuka, ale oba “albo” skutecznie je korkują. W Niemczech wjeżdżamy na A2 (E30) i lecimy dalej do Braunschweig. Obserwujemy odmienną do naszej ojczystej kulturę zachowania na drogach. Jak jeden mąż wszyscy trzymają się prawego pasa. Nawet na 3-4 pasmowych autostradach latające szlifierki, które tutaj mogą w pełni korzystać ze swojego potencjału, też wracają na prawe pasy i dalej na nich prują. Takie proste, a zarazem takie trudne. Hotel na ulicy Hamburgerstrasse osiągamy przed 22.00. A z pokojowego okna wita nas widok.. restauracji McDonalds. Dziwna korelacja. Chwilowo wydawało nam się, że najtrudniejszy etap wycieczki mamy już za sobą (przejazd przez Polskę). Ale chyba zbyt głośno krakaliśmy, że chcielibyśmy czegoś nietrywialnego. Aha, i nie ma czajnika w hotelu. Dzień II. Niedziela. 15.05.2011 Trasa tam. (braunschweig@niemcy -> @holland -> @belgium -> paris@france ~ 900km) Śmigamy dalej niemieckimi autostradami, niestety nasze motocykle nie chcą jechać szybciej niż mogą. Ogólna kultura motocyklistów jakby nieobecna, mało kto się tu pozdrawia. Bez wysiłku można wychwycić kilka stereotypów: grupki zrzeszonych dziadków na chopperach, oraz grupki niezrzeszonych emerytów na GSach. Od czasu do czasu jakiś młody przeleci na super/sporcie. Przez Niemcy dość obficie pada, więc testujemy ciuchy przeciwdeszczowe, tutaj z różnym rezultatem, a dzięki “dwóm” nawigacjom (a dokładniej: dzięki monkowej nawigacji..) objeżdżamy Kolonię górą a nie dołem, przez co zamiast trafić do Fracji, trafiamy do.. Holandii, która okazuje się pięknym, urokliwym i bardzo spokojnym państwem. Przejazd przez tereny zabudowane przy prędkościach 50km okazuje się zaskakująco przyjemny. Niestety na ciasteczka się nie zatrzymujemy.. Następnie wita nas Belgia, która również okazuje się urokliwym państwem, choć jakby lekko stojącym w cieniu Holandii. Na trasie doganiają nas dwaj policjanci na motocyklach. Są dziwnie i dość śmiesznie ubrani w zielone kamizelki i równie zielone czepki(!?) na kaskach. Oglądają nas ciekawie, pozdrawiają i odbijają w sobie znanym kierunku. Wyczuwamy obecną więź motocyklistów. Monkowa nawigacja daje dziś drugi popis swoich możliwości i przeprowadza nas przez całą Belgię, skutecznie omijając trasy szybkiego ruchu. Co prawda Ucienta ciągle wspomina coś o autostradach, ale, monk wychowawszy się w Polsce, szybko wrzuca to między bajki. Dopiero w drodze powrotnej dał się przekonać (empirycznie), że Belgia ma jednak bardzo fajne autostrady. Tymczasem (..w końcu) docieramy do Francji. Na drogach mnóstwo motocykli, od mp3-jek, przez sporty, supermoto do goldwingów. Jeśli Francja miała by być stolicą europy w czymkolwiek, to pewnie była by w kulturze motocyklistów. Każdy każdego pozdrawia. Każdy. Nawet jeśli jedzie za ogrodzeniem drugą trójlinią autostrady. Obecne są gesty zarówno rękami jak i nogami, czyli słynne obsikiwanie na pieska. Puszki jeżdżą prawie jak u nas, z tą drobną różnicą, że nikt nie wykonuje gwałtownych zmian pasa ruchu. I Robią (przez duże “R”) miejsce motocyklom. Widok wracającego z pracy jentlemena w garniaczku na GoldWingu nie jest tutaj rzadkością. Wyprzedzane TIRy na autostradach, cały czas trzymają się prawej strony, a widząc moto, pomimo wolnych pozostałych dwóch pasów, uciekają jeszcze na pobocze, by motocykliście nie przeszkadzać generowanym przez siebie pędem powietrza. Zaskakujące? Spotykamy też kilka patroli policji jeżdżących tutaj trójkami i co dziwne, gęsiego, koło za kołem. Przypomina to wijącego się węża pomiędzy samochodami i na prawdę robi wrażenie. Do Paryża docieramy (tu eufemizm) zmęczeni. Tmax zdobył swoje pierwsze ryski przed bramką do autostrady i ledwo uciekł przed zgnieceniem przez autobus. W okolicach 23, po nadprogramowym, wielokrotnym i bardzo dokładnym zwiedzeniu lotniska Orly (łącznie z garażami podziemnymi -tako wiodła nas nawigacyja) osiągamy docelowy hotel. Padamy trupem jak (nie)żyjemy. Nikt tu nie mówi po angielsku. I nie ma czajnika. Dzień III. Poniedziałek. 16.05.2011 Trasa tam. (paris@france -> san sebastian@spain ~ 800 km) Wstajemy rano, odpalamy maszyny i lecimy do Hiszpanii. Tyle, że trzeba się jeszcze przebić przez drugą połowę Francji. W samym Paryżu słyszymy jeszcze kilka serdecznych “bonżur” od napotkanych motocyklistów i po chwili lądujemy na autostradach. Południe Francji jest zdecydowanie bardziej kolorowe od szarej północy, ale ma też swoje ciężkie minusy. Można jechać kilkadziesiąt minut lub kilometrów prostą drogą i nie spotkać ani jednego pojazdu, ciężko się też dopatrzeć jakichkolwiek zmian w krajobrazie. Nuda w takich warunkach ma wiele zaskakujących oblicz, do których dorośli ludzie wolą się publicznie nie przyznawać. Hiszpanię osiągamy tuż przed zachodem słońca. Witają nas nieśmiało górskie serpentynki, dzięki którym trochę się otrząsamy z monotonii ostatnich setek kilometrów. Dojeżdżając do San Sebastian wpadamy na skąpany zachodzącym słońcem bulwar. Trwaj chwilo.. Jeszcze tylko kilka kursów z bagażami na 3 piętro dormitorium i możemy zrzucić motociuchy i wyskoczyć nad upragnione morze. Jest piknie, pomimo chwilowego braku wina. No i dalej nie widać czajnika. Dzień IV. Wtorek. 17.05.2011 Trasa tam. (san sebastian@spain -> valladolid@spain != lisbona@portugalia ~ 600km) Ciut niewyspani wstajemy rano na śniadanie. Z kuchennego kąta witają nas dwie hiszpańskie gitary budzając ochotę na posiłek w lokalnych klimatach. Niestety. I tutaj Julio Iglesias ustąpił miejsca Enrice: gospodarz uraczył nas jedynie disco-muzyczką ze swojego macintosha. Nieświadomi tego, co się dzieje w Polsce, zapoznajemy się właśnie z hymnem tego lata “all day, all night, wtf..” Cóż, kuchnię opuszczamy odrobinkę zniesmaczeni, ale na pocieszenie w końcu zdobywamy tak wyczekiwany czajnik. Możemy więc napić się normalnej herbaty. Chwilę potem ubieramy juczne motocykle i obieramy kierunek południowo zachodni. Przed nami ostatni odcinek wyprawy, ponad 900km hiszpańsko portugalskich dróg, który rozpoczyna się bardzo sympatycznie, bo pirenejskimi serpentynkami Pomimo bagaży, motocykle bardzo radośnie i ochoczo pokonują zakręty. W końcu.. ile można jeździć po prostych autostradach? Osiągamy Valladolid, do granicy portugalskiej mamy 300km, do samej Lisbony kolejne 300km, ale dzień jest już grubo za swoją połową. Po krótkim rachunku dochodzimy do wniosku, że nie starczy nam już czasu na Portugalię. Postanawiamy więc zawrócić do San Sebastian i tam dokonać jednodniowego odpoczynku przed powrotem do Polski. Na pocieszenie czekają nas ponownie pirenejskie zawijaski. Po drodze dwukrotnie stajemy się ofiarami hiszpańskiej flory. Coś puchopochodnego z przydrożnych kwiatów skutecznie wdziera się nam wszystkimi otworami wentylacyjnymi do kasków i.. bezlitośnie łaskocze. Takich katuszy po prostu nie da się znieść. Ani otworzyć szybki, bo od razu wleci całe nowe puchowe stadko, ani się podrapać po nosie. Można od tego zemrzeć z uśmiechem na ustach. Inną ciekawostką są hiszpańskie zestawy do jedzenia serwowane dla kierowców: ciepła buła z mięsem + słone chipsy + słodkie czekoladowe ciasto + cola. Poraz drugi tego dnia dokonujemy rzeczy niemożliwej i zjadamy po sztuce takowego zestawu. Dzień V. Środa. 18.05.2011 0km Pierwszy i jedyny dzień odpoczynku spędzamy w San Sebastian, w Kraju Basków. Wiele czasu nie potrzebujemy, żeby zrozumieć, dlaczego to miejsce nazywane jest “perłą północy”. Jest po prostu piękne. Sama Góra Urgull (o powierzchni ~2.5kha) przypomina pedantycznie zadbany ogród, w którym co kilkanaście metrów zmienia się cała sceneria: albo ławeczka pomiędzy koronami drzew, albo polanka ukryta w zieleni, albo wypielęgnowany pas paproci. A do tego tego mamy jeszcze Atlantyk, piaszczyste plaże, słońce, no i całe stare miasto.. Przez chwilę nieuwagi poddajemy się mocnej chęci na typowe urlopowanie, ale.. niestety lub stety nadszedł czas by wsiadać na moto i.. wracać do domu. Dzień VI. Czwartek. 19.05.2011 Trasa z powrotem. (san sebastian@spain -> tours@paris ~ 600 km) Zaplanowany powrót przez Carcassonne, Marsylię i Alpy musimy “lekko” zmodyfikować z powodu porannego deszczu. Aż tak lekko, że decydujemy się zboczyć o całe 90 stopni i od razu uderzyć na południe Francji, do Tours. Niestety Alpy według aktualnych prognoz są całe przykryte deszczowymi chmurami W samym Tours zaskakuje nas “bezobsługowy” hotel, w którym cała obsługa hotelowa ogranicza się tylko do jednego automatu przed wejściem. W tymże “bankomacie” odbiera się rezerwacje, dokonuje płatności, odbiera kartę do pokoju oraz wymeldowuje. Niestety nie ma w nim funkcji czajnika. Niby zjawiskowe, ale tak “wymarły” hotel emanuje dość dziwną aurą. Dzień VII. Piątek. 20.05.2011 Trasa z powrotem. (tours@paris -> antwerpia@belgia = 600km) Rano, pomimo panującego upału, ale zgodne z naszą religią zakładamy pełny strój motocyklowy. Poza tym w trasie i tak jest zimno. Dziś za cel obieramy Antwerpię, obecną światową stolicę młodzieży. Zanim na dobre się rozpędzamy, zbaczamy jeszcze na chwilę z trasy i zaliczamy “honorowy” gotyk we Francji pod postacią katedry św. Gatiena. Podczas zwiedzania oddajemy kilka celnych strzałów w kilku świętych i w oryginalne freski. Rzygaczom też zdjęć nie szczędzimy. Pakujemy się i jedziemy dalej. Po kilku godzinach jazdy nawigacja doprowadza nas na sam środek rynku Antwerpii. Nie gasząc jeszcze motocykli zaczynamy się niepewnie rozglądać, ponieważ dookoła same knajpki, a noclegowni ani widu, ani słych.. nie, słychać to ją było, bo w tym samym czasie nasze myśli skutecznie zagłusza ryk dobiegający z najgłośniejszej i dziwnie zbyt czarnej knajpki. Ktoś tam właśnie dawał koncert death-metalowy. Kilka razy upewniliśmy się, czy aby na pewno adres z rezerwacji pokrywał się z adresem tegoż rykowiska. Tak. Był identyczny. Ucienta wchodzi pierwsza, monk obstawia tyły. W środku wszyscy ludzie poubierani na czarno, w skóry i obwieszeni łańcuchami. Najjaśniejszymi postaciami byli członkowie zespołu, dający właśnie koncert. Byli półnadzy. Po krzykliwej wymianie z barmanem (całkiem sympatycznej, tylko było tak głośno) dostajemy kluczyki do pokoju.. Wchodzimy po czarnych, dość stromych schodach na trzecie, ostatnie piętro. Pokój nr. 13:death metal room. Mijamy po drodze czarne pokoje z czarnymi łóżkami, czarne okna z czarnymi zasłonami. Pokoi jest 9, tyle co kręgów u Dantego.. Z któregoś z licznych mrocznych zdjęć na ścianie wita nas polski akcent pod tytułem Behemoth. Mimo tego jakoś nie jest nam raźniej. Nie musimy też nic do siebie mówić, mamy wypisane na czołach pytanie, czy obudzimy się rano w łóżkach czy już na ołtarzu. Suma sumarum, ludzie w knajpie okazali się wręcz nieziemsko sympatyczni i na tyle serdeczni, że monk pozwolił sobie na urwanie własnego filmu. Ale do końca nie wiemy, na ile przyczyniły się do tego nasze ostatnie czarne ciuchy, jakie udało się wygrzebać z kufrów.. Z ciekawostek z Belgii: moto można zaparkować dosłownie wszędzie, w dowolnym miejscu, pod jednym tylko warunkiem: aby można było jeszcze przejść Dzień VIII. Sobota. 21.05.2011 Trasa z powrotem. (antwerpia@belgia -> @holandia -> duisburg@szajse ~ 200km) ..obudziliśmy się tam, gdzie w optymistycznych wersjach zakładaliśmy, czyli w “naszych” czarnych łóżkach. Po wczorajszej apoteozie wszelkiego co mroczne ani widu, ani słychu, a na ulicach i w klubie pusto. Tylko dwoje ludzi przodkami zahaczającymi o ród Adamsów, w grobowej ciszy sprzątało tereny święte inaczej. Wyruszyliśmy do Berlina. Na wysokości Duisburgu nawracamy szerokim łukiem na autostradę A2. Ucienta tym razem zdecydowanie zwolniła, więc monk się rozpędza i w mocnym (ok, dla niego mocnym) złożeniu pokonuje cały zakręt. Wyjeżdża na autobahn i patrząc w lusterko oczekuje złotego trampka.. wyłania się jeden samochód, drugi samochód, piąty samochód, piętnasty samochód. Dłużej siebie zwodzić już nie może i poddaje się myśli “że coś się musiało stać”. Jakieś 1.5km za zakrętem parkuje na pierwszym poboczu i biegnie autobahnem z powrotem. Kilka samochodów zatrzymało się na środku łuku. Kilka osób wysiadło i udzieliło pierwszej pomocy Ucientej. Jest cała. Jeszcze w szoku. Motocykl został podniesiony, odpala, niestety przednie koło jest skrzywione względem kierownicy, więc nie nadaje się do dalszej jazdy. Pojawia się karetka, policja, straż pożarna, laweta i helikopter, który szybko zabiera Ucientą do szpitala. Monk zostaje na ulicy. Dalszych szczegółów opisywać publicznie nie chcę. Z kilku powodów. Po pierwsze jest jeszcze za wcześnie, by móc na wszystko spojrzeć bez emocji. Po drugie pomoc, którą otrzymałem/otrzymaliśmy od spotkanego polskiego lekarza w szpitalu nie powinna luźno spoczywać w internecie. Zrobił tak dużo, że mógłby mieć przez to dużo większe kłopoty. Jest przykładem ludzi tak rzadkich w dzisiejszych czasach, ludzi którzy stają na głowie, narażając przy tym własną pozycję, tylko po to, by pomóc nieznajomym, ale będącym w potrzebie. W telegraficznym skrócie zostajemy w szpitalu. Monk dobę, Ucienta dwie. Dzień IX. Niedziela. 22.05,2011 Trasa z powrotem. (duisburg@niemcy -> tarchomin@polska ~1200km) monk: Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi do pomieszczenia, w którym spałem. Ktoś zajrzał, popatrzył i po cichu wyszedł. Uznałem, że to wystarczający znak, by się ubrać i czym prędzej opuścić to lokum. Nie uszedłem kilku korytarzy gdy natknąłem się na znajomego "doktorka". Od rana znowu chętnie pomagał, min. udostępniając kolejne pomieszczenia szpitalne i ich funkcjonalności. Korzystałem i skutecznie regenerowałem siły przed powrotem. Upewniwszy się, że Ucienta wciąż żyje, o 9.00 opuszcam szpital i ruszam do domu. Droga ponownie prowadzi przez wczorajszy zakręt. ..i ponownie pojawia się dziwna pustka w lusterku zaraz po wyjściu z niego. Na granicy polsko-niemieckiej wita mnie zaprzyjaźniony Fazer, przez co dalsza podróż przez Polskę jest zdecydowanie mniej monotonna. I zdecydowanie szybsza. Pod Łowiczem przyłącza się kolejne moto, GSX. Wspólna szarańcza generuje takie silne pokłady adrenaliny, że zanika wszelkie zmęczenie dzisiejszą drogą oraz całą wyprawą. W stanie “świeżo narodzonych” dobijamy do domu. Jest 22.30 Dzień X. Poniedziałek. 23.05.2011 Ucienta wychodzi ze szpitala i wraca do domu liniami lotniczym. Wszystkie kości ma całe, stawy trochę mniej, ale dalszych szczegółów ode mnie nie wymagajcie. Kolofon Trampek dociera do Polski kilkadziesiąt godzin później. Okazuje się, że na zakręcie była bardzo duża plama oleju -ma obie opony umoczone w oleju po całym ich obwodzie. Zastanawiające jest to, że nikt z nas nie widział tej plamy. Ani z policji. Zero mandatów, zero punktów karnych. Cała wycieczka odbyła się pod hasłem “to 30tka ma się nas bać, a nie my 30tki” I myślę, że to w pełni osiągnęliśmy. Rzuciliśmy się na coś, na co się już pewnie nie rzucimy w tym wcieleniu. A z biegiem czasu smak wspomnień będzie się tylko nasilał. monk & Ucieta. P.S. zdjęcia dodamy, jak uporamy się z filmikami. 4
ptaku_1 Opublikowano 8 Czerwca 2011 Opublikowano 8 Czerwca 2011 Super relacja, mam nadzieje ze Ucieta niedlugo sie odezwie i powie ze wszystko z nia OK (choc ten smiglowiec troche mnie przeraza). Wstawiajcie fotki. Agnieszko napisz zes cala.
dr.big Opublikowano 8 Czerwca 2011 Opublikowano 8 Czerwca 2011 Fajna relacja !OKK , no i dobrze, ze odnalazl sie ten czajnik do wody . PS. Jesli chodzi o transport helikopterem, to juz po info o wypadku, niemieccy policjanci w Malborku, wyjasnili nam, ze nawet przy lzejszych obrazeniach na autostradzie, czesto sa one wysylane ze wzgledu na utrudnienia i czas dojazdu karetki. Tak wiec niekoniecznie powinny sie one kojarzyc z ciezkimi obrazeniami. Czytam, ze Ucienta wrocila po 2 dniach samolotem, no i mam nadzieje, ze nie bylo az tak zle?
GrzechoCnik Opublikowano 8 Czerwca 2011 Opublikowano 8 Czerwca 2011 Niesamowita relacja. Autor może swobodnie wydać ją jako książkę. !OKK A wniosek z tej całej pogoni za zawariowaną 30-tką jest jeden: Czajnik brać ze sobą !!! !V A teraz dawać te fotki, bo się doczekać nie mogę
ucienta Opublikowano 8 Czerwca 2011 Opublikowano 8 Czerwca 2011 Zle nie bylo, choc helikopter jest dosc hmmm (juz po 22 wiec moge) rzygawiczny Na dzisiejszym kursie ratowniczym dowiedzialam sie, ze nawet w naszym skromnym kraju do wypadkow autostradowych wysyla sie zalogi Lotniczego Pogotowia. Z powodow przytoczonych przez Biga Juz oficjalnie moge rzec, ze jestem cala (choc jeszcze w tyn tygodniu bylo podejrzenie pekniecia nadgarstka) Ad. polski doktor: nie doktor a pielegniarz. Troszke sie zapedziles Ad. 0 punktow karnych i mandatow: niestety moze sie okazac, ze jednak dostane mandat bo niemiecka policja plamy oleju nie znalazla i upiera sie, ze jechalam za szybko (ciekawe z jakich fusow to wywrozyli skoro nie bylo sladow hamowania) Ad. czajnik: cholera faktycznie nigdzie nie bylo i owsianke instant do domu przywiozlam
Bobas Opublikowano 8 Czerwca 2011 Opublikowano 8 Czerwca 2011 Świetna relacja !OKK Też miałem jechać w tym roku do Portugalii, ale musiałem odpuścić z rodzinnych powodów. Czekamy na zdjęcia !OK
ewave Opublikowano 8 Czerwca 2011 Opublikowano 8 Czerwca 2011 Tjaa, super droga super relacja. Pozdr dla Uciętej i Trampka Shame on Czjnik
szamot Opublikowano 8 Czerwca 2011 Opublikowano 8 Czerwca 2011 Tylko pozazdrościć, szkoda że razem nie udało się wam wrócić ,ale dobrze że tylko tak to się zakończyło Pozdrawiam i szybkiego powrotu do zdrowia i na trase
malina666 Opublikowano 9 Czerwca 2011 Opublikowano 9 Czerwca 2011 Pełen szacun za umięjętności przelania historii na ekran, parę razu głośno sie uśmiałem . Swietna wyprawa! Jestem waszym fanem! Trzymam kciuki, aby nie było zadnych mandatów i pełne zdrowie jak najszybciej. Pozdrawiam
Sympatycy Kisiel Opublikowano 9 Czerwca 2011 Sympatycy Opublikowano 9 Czerwca 2011 Monk krasomówca jak to mówią, dobry bajer lepszy niż doktorat Też bym pojechał ale bez czajnika ... słaboo
Sympatycy orzech Opublikowano 9 Czerwca 2011 Sympatycy Opublikowano 9 Czerwca 2011 Też bym pojechał ale bez czajnika ... słaboo A na co Ci czajnik, zawsze rozlewasz !winkiss Monk, fajny wypad. Szkoda, że tajny..............
Sympatycy szorstki Opublikowano 9 Czerwca 2011 Sympatycy Opublikowano 9 Czerwca 2011 Jak na "nieco ścisły umysł", pióro masz Bartek nadzwyczaj lekkie Super relacja !OKK Chociaż na FB już trochę pooglądałem. A zdjęcia śladów oleju na oponie Trampka Agnieszki nie pomogły nic ? pzdr BTW: Czajnik trza brać na wyprawę...
Administrator MariuszBurgi Opublikowano 9 Czerwca 2011 Administrator Opublikowano 9 Czerwca 2011 Żeby w taką trasę bez więziennej grzałki jechać... Echh... po co odrazu czajnik? Fajnia relacja, miło się czyta... szkoda monk, że nie odezwałeś się to zapodalibyśmy materiał na stronę główną. Ucienta... regeneruj stawy !OK .
monk Opublikowano 9 Czerwca 2011 Autor Opublikowano 9 Czerwca 2011 Monk, fajny wypad. Szkoda, że tajny.............. Wcale nie tajny, choć faktycznie na pierwszy rzut oka może sprawiać takie wrażenie. O wyjeździe wiedziało kilka osób, również z Burgmanii. Samych "jadących" była piątka, ale staraliśmy się o tym zbytnio nie trąbić przed wyjazdem, z banalnego powodu: nic by z tego nie wyszło. Fajnia relacja, miło się czyta... szkoda monk, że nie odezwałeś się to zapodalibyśmy materiał na stronę główną. A przyznam, że przez głowę mi to nie przeszło. Wiesz, my informatycy żyjemy w domowym zaciszu..
Klubowicze Wrzonio Opublikowano 9 Czerwca 2011 Klubowicze Opublikowano 9 Czerwca 2011 Fajna wyprawa, fajna relacja !OKK i tylko szkoda że Agnieszka nie dokończyła trasy na 2oo . Lecz dziewczyno stawy i moto i w drogę.
GOODWAY Opublikowano 9 Czerwca 2011 Opublikowano 9 Czerwca 2011 Rewelacyjny pomysł. Brakowało mi tylko wykończenia, czyli kąpieli w portugalskim morzu Ale i tak przejechanie takiego dystansu non stop to mega fajny wyczyn No i super przygoda. Agnieszce życzę powrotu do zdrowia !!!
Sympatycy orzech Opublikowano 9 Czerwca 2011 Sympatycy Opublikowano 9 Czerwca 2011 Wcale nie tajny, choć faktycznie na pierwszy rzut oka może sprawiać takie wrażenie. O wyjeździe wiedziało kilka osób, również z Burgmanii. Samych "jadących" była piątka, ale staraliśmy się o tym zbytnio nie trąbić przed wyjazdem, z banalnego powodu: nic by z tego nie wyszło. Wystarczyło podać info na 2 dni przed wyjazdem " Jedziemy, trzymajcie kciuki, prześlemy SMS'a z trasy" i już by było OK. Fajnie jest mieć możliwość śledzenia poczynań wczasowiczów. Reasumując, fajny wypadzik szkoda, że z finałem w szpitalu. Agnieszka, trzymam kciuki za rekonwalescencję !OKK
dzialkowiec Opublikowano 9 Czerwca 2011 Opublikowano 9 Czerwca 2011 fajna wyprawa - lubię takie na 2-3 sprzety , a ja podziwiam Monk twój kręgosłup, że wytrzymał tyle km na tmaxie, bo nic o bólach kręgów nie wyczytałem. Chętnie bym jakieś fotki obejrzał.
Abach Opublikowano 9 Czerwca 2011 Opublikowano 9 Czerwca 2011 Super relacja !OKK Przygody się niestety zdarzają, ale z poprzednich wpisów wynika, że wszystko jest OK. Powodzenia
monk Opublikowano 12 Czerwca 2011 Autor Opublikowano 12 Czerwca 2011 fajna wyprawa - lubię takie na 2-3 sprzety , a ja podziwiam Monk twój kręgosłup, że wytrzymał tyle km na tmaxie, bo nic o bólach kręgów nie wyczytałem. Chętnie bym jakieś fotki obejrzał. @działkowiec: żeby było śmieszniej, podczas wyprawy kręgosłup nic się nie odzywał, natomiast od razu zaczął krzyczeć po dwóch dniach spędzonych w robocie. Wniosek, pozycja na moto jest zdrowsza od pozycji przy biurku. A Wszystkim dziękuję za miłe słowo.
Marynarz Opublikowano 12 Czerwca 2011 Opublikowano 12 Czerwca 2011 Super sprawa... !!! Chyba sobie zrobię podobną podróż na dzieste urodzinki ps. Agniecha, zdrowiej... (i oby już nigdy więcej gleby !) Rewelacyjnie się czytało
Radu Opublikowano 12 Czerwca 2011 Opublikowano 12 Czerwca 2011 Gratulacje! Świetna wycieczka!! Nie ma to jak 2oo i podróż przez Europę... mniam !V !V !piwko !piwko
Radi23 Opublikowano 12 Czerwca 2011 Opublikowano 12 Czerwca 2011 Super opis wyprawy !OKK. Traska tylko pozazdrościć !OK . Aga wracaj szybko do zdrowia !YES
Sympatycy Zenek Opublikowano 13 Czerwca 2011 Sympatycy Opublikowano 13 Czerwca 2011 Monk relacja rewelacyjna !OKK ... i z cenną wskazówką . Jako, że wybieram się do Hiszpani skuterkiem w drugiej połowie sierpnia wezmę ze sobą jakąś grzałke do wody , skoro w cywilizowanych krajach nie wiedzą co to czajnik.
ucienta Opublikowano 13 Czerwca 2011 Opublikowano 13 Czerwca 2011 No i przyszedl mandat. Fajnie, ze musze zaplacic 169 euro za uszkodzenie samej siebie. Szczegoly w oddzielnym watku. Ps. Dzieki za zyczenia
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się